Rozdział XXVIII. Faciam ut mei memineris

1.6K 65 7
                                    

Przywitałam się ze starszą kobietą za ladą, na co posłała mi jeden ze swoich najcieplejszych uśmiechów. Przeszłam od razu na salę treningową, ponieważ nie musiałam się przebierać. Z tego co słyszałam, Carlosa jeszcze nie było, więc przez najbliższą godzinę musiałam poradzić sobie sama.

Usiadłam pod ścianą przy wejściu i zaczęłam się rozpakowywać. Wyjęłam rękawice, a także owijki, które już po chwili znalazły się na moich dłoniach. Wykonałam szybką rozgrzewkę, a następnie podeszłam do worka, zwisającego z sufitu. Uderzałam mocno i chaotycznie. Mogło to wyglądać jakbym miała gorszy dzień, jednak tak nie było. Uśmiech od rana nie schodził mi z twarzy i nawet w tym momencie nie umiałam go pohamować.

Czułam się wolna i szczęśliwa. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio targało mną tyle pozytywnych emocji. Nie czułam nawet wycieńczenia, które dla normalnego człowieka stałoby się teraz nieznośne. Wszystko zaczynało się układać.

Chociaż wciąż jedna myśl nie dawała mi spokoju...

– Co się stało? – Usłyszałam za sobą głos, przez co momentalnie się odwróciłam. Zobaczyłam za sobą mężczyznę o czarnych włosach, który przyglądał mi się podejrzliwie. – Zabiłaś kogoś? – szepnął konspiracyjnie z pełną powagą.

Parsknęłam na słowa Carlosa, który wydawał się być iście przerażony moim nastawieniem.

– Nie. – Pokręciłam głową z rozbawieniem. – Nie mogę mieć dobrego humoru?

– Możesz, ale... – Podrapał się po karku i zerknął gdzieś w bok, szukając odpowiednich słów. – Wiesz, nie znam cię długo, lecz zdążyłem zauważyć, że nie należysz do osób, których cieszy wschód słońca.

Nawet nie wiedział jak dzisiejszy wschód na mnie wpłynął. Był jednym z najlepszych jakie przeżyłam. Był taki wyzwalający. Pełen wrażeń i czynów, których genezy nie byłam w stanie wytłumaczyć.

– Wszystko jest w porządku. – Zaśmiałam się. – Zaczynamy?

– Jasne, ale przed tym... – Zrobił chwilową pauzę, budując napięcie. – Mam dla ciebie niespodziankę!

– Carlos, nie chcę cię obrażać, ale żadna z twoich poprzednich niespodzianek nie wypaliła. Jedna zafundowała chłopakowi traumę, a druga sprawiła, że prawie zabiłam kogoś na macie.

– No dobra, tutaj masz rację – przyznał zawiedziony. – Ale ta będzie dobra – zapewnił. – Teraz rzadziej będę w klubie, bo mam też inne obowiązki, więc znalazłem ci kogoś, kto się tobą zajmie, gdy ja nie będę mógł.

Przewróciłam oczami, słysząc, że ponownie znalazł mi partnera do treningów. Wiedziałam, że to nie wyjdzie, bo żadna osoba, uczęszczająca do tego miejsca nie poradzi sobie z kimś, kto trenuje od dziesiątego roku życia. Nie umiem się jedynie świetnie bić, ale też wiem jak zabić człowieka w parę sekund. Nie znajdzie nikogo równego mnie.

Chociaż na świecie jest jedna osoba, która mogłaby powalić mnie na kolana samymi słowami.

Od razu skarciłam siebie za tę myśl. Zdecydowanie zbyt często przywoływałam go w swojej głowie, musiałam przestać.

Kontynuowałam ćwiczenia, gdy Delgado rozglądał się po sali, szukając kogoś wzrokiem. Spodziewałam się, że próbował odnaleźć moją "niespodziankę". Czułam stróżki potu, które spływały po moich skroniach. W pewnym momencie zaczęłam kopać, ponieważ moje ramiona stały się wiotkie od przemęczenia.

– W końcu się pojawił! – zawołał radośnie, wyrzucając ręce w powietrze. – Jak zawsze spóźniony – warknął ostrzej.

Zwróciłam wzrok w stronę, w którą patrzył i... O, kurwa.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz