Rozdział VI. Carpe noctem

2.2K 69 30
                                    

Byłam roztrzęsiona. Tak, cholernie roztrzęsiona, że nie umiałam ułożyć pełnego zdania. Tata siedział przy mnie, cierpliwie czekając aż cokolwiek z siebie wyduszę.

On wyprowadził mnie z równowagi. Jego postawa, jego słowa...

Chcę twojej głowy.

Nie mogłam wyrzucić tego zdania z głowy. Starałam się, ale było jeszcze gorzej, gdy zdałam sobie sprawę w co się wpakowałam. Nieświadomie oczywiście, bo skąd miałam wiedzieć, że nagle jakaś rodzinka psycholi będzie chciała mnie zabić?

Nie mogłam tego przewidzieć, nie mogłam tego na siebie sprowadzić. Może to była pokuta, rozgrzeszenie? Kara? Przecież nawet nigdy, nikogo nie zabiłam...

- Co się stało? - powiedział w końcu.

Był opanowany, nie denerwował się moim zachowaniem. Po paru głębokich wdechach zaczęłam mówić:

- On tu był...

~*~

Usłyszałam pukanie do drzwi, przez które podskoczyłam w miejscu. Byłam przewrażliwiona na jakiekolwiek bodźce. Wzdrygałam się, gdy ojciec wzdychał, albo jak stawał kubek na marmurowym blacie, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk. Nie wiedziałam kogo mogę zastać po drugiej stronie, więc drogę do wejścia przemierzyłam bezszelestnie. Po chwili poczułam jak tata za mną staje, miało mi to dodać otuchy, ale ja dalej trzęsłam się ze strachu.

Chwyciłam za klamkę i powoli pociągnęłam w swoją stronę. Uniosłam wzrok na osobę, która stała na ganku i z jednej strony poczułam jak kamień spadł mi z serca, a z drugiej wiedziałam, że niepotrzebnie podniosłam sobie ciśnienie.

- Hej, byłyśmy umówione, więc jestem. - Blondynka wskazała na siebie dłonią, a ja przewróciłam oczami i z jękiem odsunęłam się, by mogła wejść.

Pamiętałam o tym, że chciała mnie wyciągnąć do klubu, ale nie sądziłam, że naprawdę to zrobi. Dopiero teraz dotarło do mnie co zrobiłam. Czemu nie zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem?

- O, dzień dobry, Nicole Ryder. - Wyciągnęła dłoń w stronę mojego taty i z wielkim uśmiechem czekała na odpowiedź.

Marcus spojrzał na mnie porozumiewawczo, witając się z blondynką.

- Witaj, Marcus - odpowiedział z szarmanckim uśmiechem.

Widziałam jak się cieszył. Obawiał się, że nie znajdę sobie tutaj nikogo bliskiego, że będę skazana na samotny los. Znałam już to spojrzenie - myślał, że dziewczyna właśnie  mnie od tego uchroniła. Szkoda tylko, że ja się na to tak nie zapatrywałam.

Nicole była straszna w ukrywaniu emocji. Bez problemu zauważyłam jak zmiękły jej kolana, gdy go zobaczyła. Tak naprawdę to była normalna reakcja każdej mojej koleżanki na Marcusa. Był po czterdziestce, zawsze ubrany w najlepszy garnitur, a cera nie została naznaczona upływem czasu. Wszystko w jego wyglądzie było dopięte na ostatni guzik, przez co małolaty zawsze zwracały na niego uwagę.

- Chciałam wyciągnąć Mallory do klubu, ale nie wygląda na zainteresowaną. - Ułożyła wargi w podkówkę i patrzyła wielkimi, smutnymi oczami na mężczyznę.

Może i nie umiała ukrywać emocji, ale manipulacja za to wychodziła jej idealnie. Przynajmniej na tyle dobrze, że zdołała go przekonać.

- Czasami tak ma, musisz jej to wybaczyć - szepnął konspiracyjnie w jej stronę. - Droga wolna! Przyda jej się trochę zabawy. - Puścił do mnie oczko, a ja odwróciłam się na pięcie i skierowałam do swojego pokoju. - Lucas was zawiezie!

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz