Rozdział XXXVII. Semper in unum

1.4K 68 8
                                    

Z wielkim wysiłkiem uchyliłam powieki. Pomimo wszystkiego co stało się wczorajszego dnia spałam jak dziecko. Nie dręczyły mnie koszmary, ani razu nie przebudziłam się w nocy. Te parę godzin były jednymi z najlepszych w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Chociaż nie był to pierwszy raz, gdy przeszłość nie wdarła się do mojego umysłu w trakcie wypoczynku. Jakiś czas temu pewna osoba sprawiła, że zachód słońca przyniósł mi wytchnienie...

Obudziłam się przez nagłe ruchy osoby leżącej za moimi plecami. Od kiedy pamiętam Clayton Foster nie umiał wysiedzieć kilku minut w jednym miejscu, co niestety objawiało się także podczas snu. Parę razy mnie szturchnął, a teraz obkręcił się tak, że prawie spadłam poza ramę łóżka. Wypuściłam głośno powietrze, zalegające w moich płucach i powoli podniosłam się do siadu. Przetarłam twarz i podeszłam do drzwi łazienki, wcześniej zabierając z szafy ubrania na zmianę.

Nasza relacja w tym momencie była osobliwa. Oboje zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Jakby nasze rozmowy, które odbyły się przez telefon w żaden sposób na nas nie wpłynęły. Ja wyrywałam sobie włosy z głowy, myśląc jak przeprosić go za swoje zachowanie, a on... on był sobą. Nie chował urazy. Przemawiało przez niego szczęście, spowodowane spotkaniem mojej osoby.

Nie planowałam, aby został u mnie na noc. Wczorajszego wieczoru zastanawiałam się jak go grzecznie wyprosić, jednak Clayton podjął decyzję za mnie. Oznajmił, że nie zostawi mnie samej w takim stanie. Nie po tym, czego się dowiedział i nie po tym, jak płakałam w jego ramię. Nie kłóciłam się, a wręcz przeciwnie - sama zaproponowałam, abyśmy spali w jednym pokoju, chociaż w moim domu mieściły się dwie sypialnie gościnne. Pragnęłam spokoju, a gdy objął mnie ramionami podczas snu, poczułam je. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że na niego nie zasługiwałam.

Wciągnęłam na siebie czarne dresy i tego samego koloru bluzę i zeszłam na dół. Zaparzyłam kawę dla siebie i przyjaciela. Opierałam się przedramionami o marmurowy blat wyspy kuchennej, mając wzrok utkwiony w przedmiotach Marcusa. Kuchnia znajdowała się naprzeciw salonu, więc miałam idealny widok na na jego rzeczy, których, oprócz telefonu, nie ruszyłam. Z otępienia wyrwał mnie przeciągły jęk oraz głośne kroki. Strasznie mnie one irytowały. Zdążyłam się przyzwyczaić do idealnej ciszy, panującej w pomieszczeniu, ponieważ każdy domownik, nawet i nieświadomie, skradał się. Zostaliśmy nauczeni chodu, który mało kto dałby radę wychwycić.

Przede mną pojawiła się sylwetka Fostera. Włosy miał roztrzepane bardziej niż zazwyczaj, a wzrok wciąż nieprzytomny. Nie patrząc na mnie, sięgnął po kubek gorącej kawy, po czym zatopił w niej usta.

– Wyspany? – zapytałam, powtarzając jego czynność.

– Nie. – Pokręcił głową. – Wiesz jak się wiercisz w nocy? Myślałem, że nie wytrzymam – odparł z poważną miną, choć mogłam usłyszeć w jego głosie rozbawienie.

Przewróciłam oczami, próbując zachować w sobie resztki samokontroli.

– Jaki masz plan na dzisiaj? – zapytał nagle, co zbiło mnie z tropu.

– Czemu uważasz, że mam jakiś plan? – Zmarszczyłam brwi.

– Bo ten uśmiech nie zanosi nic dobrego.

Rozciągnęłam wargi jeszcze szerzej, wiedząc, że miał rację. Miałam pewien pomysł, który chciałam zrealizować, jednak musiałam podążać małymi krokami do celu.

– Porozmawiamy dzisiaj z kimś.

~*~

Gdy już zajęłam się większością spraw dochodziła godzina dziewiętnasta. Musiałam pozałatwiać wiele rzeczy związanych ze zniknięciem Marcusa. Począwszy od powiadomienia rady, kończąc na wydzwanianiu do jego znajomych - ludzi, którzy mogli mi w jakiś sposób pomóc.

Kill me First [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz