Leo właśnie stał w progu moich drzwi a ja zdziwiona po prostu się na niego gapiłam
-Dzień dobry - powiedziałam kulturalnie kiedy już się ocknęłam-Cześć Ciara, jest może mój tata? - zapytał chłopak
-Jestem Clara. I nie, nie ma twojego taty, ale zaraz powinien przyjechać więc możesz tu poczekać.
- Byłbym wdzięczny, mam do niego sprawę niecierpiąca zwłoki.
-W takim razie wejdź- powiedziałam otwierając szerzej drzwi.
-Napijesz się soku ? - zaproponowałam
-Nie, dziękuję. Słuchaj, jak już rozmawiamy, to chciałbym cię przeprosić za moje ostatnie zachowanie, miałem wtedy okropny dzień w pracy, a jak ty jeszcze na mnie wpadłaś to totalnie się zjebało.
-Okej, nic wielkiego się nie stało.
-Może mogę cię zaprosić na kawę w ramach przeprosin- uśmiechnął się niezręcznie.
-Naprawdę nie trz…- moją wypowiedź przerwały otwierające się drzwi. Do domu wszedł Bryson z Treyem.
Oboje przystanęli w progu kuchni kiedy zobaczyli mojego towarzysza.
-Cześć- odezwał się Bryson
-Dawno się nie widzieliśmy - podszedł do Leo i przybił z nim piątkę.
-Ta, jakoś tak wyszło.
-To jest Trey, mój przyjaciel, Trey, to Leo, syn Bena, za dzieciaka często się razem bawiliśmy.
-Cześć- powiedział z niechęcią Trey i podał Leo rękę.
-Ja ty właściwie tylko na chwilę, czekam na ojca.
-Spoko, to my idziemy do mnie.-Jasne. - nie musiałam dalej ciągnąć tej niezręcznej gatki z nikim, bo na szczęście uslyszałam dzwonek mojego telefony, świadczący o przybyciu Bena.
Bryson
Weszliśmy z Treyem do mojego pokoju. Nie zdążyłem domknąć drzwi a usłyszałem wybuch przyjaciela.
-Co to za gość!? - zapytał zirytowany, na co zaśmiałem się, dobrze wiem dlaczego tak się zainteresował chłopakiem i pewnie nie zwróciłby na niego większej uwagi, gdyby w tym samym pomieszczeniu, przy tym samym stole nie siedziała Clara.
-No Leo, mówiłem ci, poznałeś go, syn Bena. - powiedziałem ciągle się śmiejąc.
-Co ci tak wesoło?
-Ty jesteś o nią zazdrosny - stwierdziłem. Nie dostałem odpowiedzi, a Trey jedynie mocno zacisnął usta
-Ok, nawet nie zaprzeczysz, to dobrze, przyznanie się do problemu to pierwszy krok do jego rozwiązania
-Jakiego problemu ?
-Miłości
-To problem? - zapytał zdziwiony
-Jeśli to ty jesteś zakochany, a obiektem pożądanym jest moja kuzynka, to tak, jest to problem.
-Weź nie zaczynaj. Dobrze wiem, że to twoja kuzynka i żeby jej nie skrzywdzić, bla bla bla. Tak, wiem jak się zachowywałem, ale nie pomyślałeś, że to może być taka strzała amora, ta jedyna i to prawdziwa miłość? - powiedział chłopak a ja spojrzałem na niego z politowaniem.
-Ty nie spędzasz z nią teraz dużo czasu, strach pomyśleć co z tobą będzie jakby wam się udało, skoro już teraz pierdolisz takie farmazony.
-Czyli dajesz nam błogosławieństwo? - zapytał z radością
-Stary, nie wiem, pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, pokochałem Clarę i nie chciałbym żeby ktoś ją zranił, a ciebie znam za długo żeby stwierdzić, że jej nie skrzywdzisz.- powiedziałem siadając na łóżku i opierając łokcie na kolanach.
-Widzisz? To jest nas dwóch.- powiedział i poklepał mnie po plecach.
-Ale widziałeś jak on patrzył na Clarę? Ile on ma w ogóle lat?
-No jest starszy od nas…
-To widzę
-No nie pamiętam, to nie ważne.
-Jak nieważne, chciałbyś, żeby Clara zadawała się z takim starym kolesiem?
-Nie będzie się z nim spotykać.
-Skąd wiesz?
-Bo wiem, oni nawet się nie znają. A tobie dam radę, jak nie chcesz, żeby inny koleś zaczął się zadawać z Clarą, to umów się z nią, powiedz może co czujesz? Laski lubią takie miłosne sceny. - przyjaciel obrócił się w moją stronę I spojrzał na mnie
-Myślisz?- zapytał niepewnie
-Kurwa ile ty miałeś dziewczyn w swoim życiu, że nie wiesz jak zagadać?
-ale żadnej nigdy nic nie pierdoliłem o uczuciach.
-a myślisz, że ja jakiej mówiłem coś o uczuciach?
- no w sumie racja.-To napisz list.- zaproponowałam
-List?
-Albo chociaż napisz na kartce co tam chcesz wyznać, żebyś nie zapomniał.
-Może jest to jakiś pomysł.
Podeszłem do biurka wyjmując kartkę i długopis, po czym odsunąłem krzesło.-Siadaj - nakazałem przyjacielowi. Trey niechętnie, ale usiadł i wziął do ręki długopis.
-Czekaj! - odezwałem się nagle.
-Co się stało? - Trey zastygł z długopisem w powietrzu
-Jedziesz to tego Paryża? - zapytałem
-Nie, nie planowałem.
-To pojedziesz. -oświadczyłem wskazując na niego palcem.
-Nieee, błagam nie, po co mam jechać z naszymi starymi do tej jebanej Francji?
-A po to, bo Clara na pewno pojedzie, jak przedstawisz jej ten swój poemacik pod wieżą eiffla to sama rzuci ci się w ramiona.- chłopak w milczeniu myślał nad moimi słowami.
-Ale to co? Będziemy tam sami, nikt z naszej paczki nie jedzie.
-Jak nikt nie pojedzie to ona też nie i dupa z mojego planu. Jedziesz do paryża. To, że będziecie sami zadziała ci na korzyść.
-A jak jednak uzna mnie za idiotę i potem będziemy skazani sami na siebie na resztę wycieczki? Nie ma bata, jedziesz z nam.
-Nie ma opcji, ja dałem pomysł, sam sobie go realizuj. A jak jednak rzuci ci się w ramiona i cały wyjazd będziecie sobie razem ćwierkać jak francuskie gołąbeczki to ja zostanę sam, tez mi interes… -prychnąłem
-Oj tam - Trey wywrócił oczami
-Jak ty pojedziesz, Dayton na pewno też się skusi na wizytę w Paryżu.
-Nie wkurwiaj mnie i nie zmieniaj tematu. Jedziesz czy nie?
- A ty jedziesz?
-Niech ci będzie- westchnęłam
-I zajebiście, mamy wycieczkę pod wieżę eiffla.
Tak, zajebiście. Miłość to musiał być silne uczucie, skoro pod jej wpływem Trey, mało tego, że sam leciał na wycieczkę na której nie chciał być, to zwerbował mnie, żebym tam cierpiał razem z nim.
Nasi rodzice praktycznie w każde wakacje razem wyjeżdżali, nam z czasem przestało się to podobać i zwyczajnie nudziliśmy się, za granicą nie ufali nam tak, jak w domu więc nasze rozrywki też były ograniczone.
Ten wyjazd w niepełnym składzie naszej paczki miał przynieść więcej atrakcji niż wszystkie inne razem wzięte.
CZYTASZ
Nowy promień słońca
RomanceStara- nowa rodzina siedemnastoletniej Clary to jej jedyna nadzieja która uratuje ją od zamieszkania w domu dziecka. Jednak przeprowadzka ze spokojnego miasta do Nowego Jorku może być ciężka. Dogadanie się z kuzynem w podobnym wieku wszyscy uznaliby...