W sobotę rano pojechaliśmy na lotnisko razem z ciocią i wujkiem. O ósmej rano mieli samolot, przed odlotem nie brakowało przytulasów, całusów i wzruszenia,głównie ciocia i ja się wyruszałyśmy, wujek i Bryson próbowali nas od siebie odciągnąć. Skutecznie. Tym sposobem dwa tygodnie będę żyć sam na sam z Brysonem, co prawda ciocia powiedziała, że ja jestem teraz panią domu, śmiem jednak domniemywać, że jeśli przyjdzie co do czego ( jeszcze nie wiem do czego), to Bryson odegra rolę pana domu za nas dwoje.
-Dobra, to powiesz mi co się stało ?- zapytał Bryson ściszonym głosem, odrywają mnie od widoków drogi powrotnej
-nie ma o czym. - powtórzyłam już to, co za każdym z pięciu zadanych takich dzisiaj pytań.
-zaraz zapytam Bena. - zagrodził, na co ja prychnęłam.
-myślisz, że on coś wie ?
-nie, ale jest stary, ma większe doświadczenie z kobietami.
-ekhem - dobiegł do nas glos z fotela kierowcy.
-może jestem stary, ale słuch mam jak dwudziestolatek. Pamiętaj chłopcze.
-świetnie, w takim razie liczę, że pomożesz- powiedział chłopak już normalnym tonem. Dostrzegłam w wewnętrznym lusterku, że mężczyzna krzywi się lekko.
-Okej, może słuch trzydziestolatka, nie wszystko słyszałem. Doceńcie też to, że nie podsłuchuję prywatnych rozmów.
Skończyło się na śmiechu moim i Brysona, kuzyn postanowił zachować sprawę dla nas, i nie korzystać z pomocy kierowcy.*****************
Buszowałam po galerii handlowej w towarzystwie Bridget, dziewczyna pomagałą mi wybrać prezent na urodziny Brysona, do których została już tylko tydzień. Muszę dzisiaj coś kupić, bo w ciągu tygodnia nie zdążę nic załatwić.
Właśnie stałam przed kolorowymi skarpetkami na dziale męskim w jednej z popularnej sieciówek.
-Nie. - tyle powiedziała Bridget kiedy na moment przystanęła przy mnie.
-No to co ? Jesteśmy w trzecim sklepie, a ty na wszystko mówisz nie.
-Bo wybierasz same tandety !
-To sama coś wybierz ! - powiedziałam krzyżując ręce na piersi.
-Okej - odpowiedziała wzruszając ramionami i wyszła ze sklepu, a ja pognałam za nią.
W ciszy kierowałam się za przyjaciółką i zobaczyłam, żę kieruje się do sklepu ,,Hugo Boss,,
skrzywiłam się widząc logo drogiego sklepu, ale nie odezwałam się.
-Dobra… Ja wezmę… to. -powiedziała zabierając z półki okulary przeciwsłoneczne które na szkłach miały napisy z logo marki.
-A ty… to - podała mi czerwono czarny portfel. Niezły swoją drogą, ale spojrzałam na metkę. Już mi się nie podobał.
- Bridget, to kosztuje sto dwadzieścia dolarów. - podniosłam na nią wzrok.
-Tak. Clara, masz pieniądze, możesz je wydawać, a skoro na prezent dla Bryona to tak jakby wracały one do właściciela, kiedyś on będzie dziedzicem majątku Redfordów. - zaśmiałam się. Bridget wiedziała jaki opór miałam przed wydawaniem pieniędzy Redfordów, nie czułam się już w domu jak intruz, ale kiedy przychodzi do wydania takiej kwoty, nie należącej do mnie, czułam się niezręcznie. Zawsze byłam też przyzwyczajona do oszczędzania, co w większości sytuacji jest dobre, a nawet kiedy nie jest dobre, mam kogoś takiego jak Bridget, kto pomoże rozwiać wątpliwości.
Po zakupach urodzinowych usiadłyśmyw jednej z kawiarni, Bridget piła kawę, a ja lemoniadę, nienawidziłam kawy.
-Ostatnio chodzisz jakaś struta, coś się stało ? - nagle zagadnęła dziewczyna.
-nic szczególnego. - odpowidziałam i machnęłam ręka na znak, że to nic nie znaczy.
-Wiesz, że jakby co, możesz mi powiedzieć, może nie doradzę, ale wysłucham. - chwyciła moją rękę w pokrzepiającym gecie.
-dziękuję, po prostu, dużo się ostatnio u mnie dzieje nieciekawych rzeczy i chyba trochę to na mnie wpływa.***********
Chowałam właśnie w głąb szafy prezent dla Brysona i myślałam, że to za mało, muszę wykombinować coś więcej. Usiadłam przy biurku i odpaliłam laptopa z zamiarem poszukania inspiracji, chciałam zrobić coś własnoręcznie, uwielbiałam takie robótki i mogę się pochwalić talentem do tego.
Po pół godziny przeglądania pinteresta, znalazłam, potrzebowałam jednak kilka niezbędnych rzeczy ze sklepu plastycznego. Zebrałam się do wyjścia, zadzwoniłam do Bena, żeby był gotowy na przejażdżkę i powiedziałam Brysonowi, że wychodzę na zakupy.
-Gdzie jedziemy ? - zapytał mężczyzna po tym, jak zajęłam miejsce pasażera
-Do jakiegoś sklepu plastycznego, w centrum coś powinno być.
-Plastycznego… no dobrze - powiedział lekko zaskoczony.
-A można wiedzieć co potrzebujesz ze sklepu plastycznego ?
-Może można, chcę zrobić dla Brysona ręcznie robiony prezent, a w domu nie mam materiałów.
-A co na ten prezent ? - dopytywał
-Aaaaa, tego nie można wiedzieć.
-Mhm. - podczas dalszej drogi rozmawialiśmy luźno na temat mojej szkoły i syna Bena, im więcej o nim opowiadał, tym bardziej chciałam poznać tego chłopaka.
W końcu Ben prowadzony nawigacją zatrzymał się przy jakimś sklepie artystycznym.
-Pójść z tobą ? Pomóc coś przynieść ?
-Nie dziękuję, nie trzeba. - odpowiedziałam po czym wysiadłam.
Sklep okazał się być tym bardziej profesjonalnym, i droższym naturalnie. Ale mimo, że przyzwyczajona byłam do tańszych materiałów, tutaj na pewno znajdę odpowiednie.
Przechadzałam się po alejkach a pani ekspedientka tylko raz zapytała czy w czymś mi nie pomóc. Może poprosiłabym o pomoc, ale tylko wtedy, kiedy sama nie znajdę tego, czego potrzebuję. Ale znalazłam. Glinę, wernix, modelinę, zestaw do robienia breloczków.
Zdowolona, z papierową torba zakupów wsidłam do samocodu. Ben podśmiewał się z mojej radości tak błachymi rzeczami, ale ja, nie mogłam powstrzymać uśmiechu, będę robić to, co kocham, sprawię - mam nadzieję - tym ręcznie robiony prezentem komuś radość, a kiedyś nie byłoby mnie stać na takie dziwne artystyczne artykuły. Życie potrafi być piękne.
W domu od razu pognałam do swojego pokoju po drodze słysząc, że Bryson chyba ma gości, wywnioskowałam, po głosach kilku osób dochodzących z jego pokoju. Rozpakowałam moje zakupy, sprzątnęłam biurko, wszystko przygotowałam i zabrałam się do roboty. Babrałam się w glinie dodając wody, żeby była bardziej plasyczna, nie przemyślałam kilku kwestii i nie kupiłam kilku narzędzi, które znacznie ułatwiłyby mi pracę, ale trudno, radziłam sobie ołówkami, linijką i wszystkim co znalazłam w szufladzie biurka, podkładki też oczywiście nie kupiłam, na szczęście wiem, że poradzę sobie ze zmyciem tego.
Skończyłam nadawać kształt mojemu dziełu i właśnie przechylając głowę zastanawiałam się czy na pewno wygląda, tak, jak powinno, kiedy usłyszałam pukanie. Gwałtownie wyprostowała się lekko zdenerwowana, w końcu siedziałam cała uwalona w glinie, a nie wiem kto stoi za drzwiami. Moje paniczne rozmyślania trwały chyba zbyt długo bo dobiegł do mnie przytłumiony głos zza drzwi.
-He Clara ! - to Trey. Świetnie.
- Yyy, tak ? Coś się stało ? - nerwowo zapytałam, ciągle siedząc przy biurku, glina zdążyła trochę zaschnąć, nie zdążę się ogarnąć, nie ma co próbować.
- Nie, chciałem zapytać, czy przyjdziesz do na ? Ale teraz ja zapytam czy co się stało ? Brzmisz na przerażoną. Mogę wejść ? - zapytał zaniepokojony
-Ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać.
-Okej, wchodzę. - odpowiedział, po czym otworzyły się drzwi
-Co ty robisz ? - zapytał przenosząc wzrok z mojego artystycznego pobojowiska na mnie
-Tworzę - dumnie odpowiedziałam, zauważyłam, że chłopak powstrzymuje śmiech, w końcu obiecał, że nie będzie się śmiać.
-Dobra nie wnikam, i wnioskuję, że nie zaszczycisz nas swoim towarzystwem ?
-Zgadza się.
- Okej, to przygotuj się na nalot Bridget, odkąd cię poznała ciągle narzeka na nasze towarzystwo.
- Mhm. - odpowiedziałam skupiona na swoich dłoniach, obskubując zaschniętą glinę.
- Wiesz co ? Ogarnę się i może jednak przyjdę. Tylko nie mów nikomu o tym co tu widziałeś. - dodałam poważnie.
-Jasne, jasne, pełna konspiracja - wycofał się powoli z wyciągniętymi przed siebie rękami.**************
W obawie przed Bridget I jej ciekawością, stwierdziłam że dołączę do przyjaciół, nie chciałam od razu wszystkich pokazywać moich niesamowitych zdolności manualnych, a po wizycie Bridget, zapewne byłoby tu nieuniknione.
Dzień dobry ! - niemal krzyknęłam z impetem otwierając drzwi do pokoju kuzyna, ale pomieszczenie było puste, zamknęłam drzwi z powrotem i obróciłam się tyłem stając w szoku. Wyszli ? I mnie tak zostawili ?
Zeszłam na dół i już na schodach moje wątpliwości zostały rozwiane, słysząc donośne śmiechy i odgłosy gry video.
-Cześć ! - przywitałam się już na dole, skupiając na sobie uwagę gości.
- O jesteś w końcu - ucieszyła się Bridget, podeszłam i przytuliłam ja na przywitanie, powielając tą czynność z Coltem I Treyem po czym zajęłam miejsce na kanapie obok Bridget.
- I co tam ? Jak tam z Breen ?
- Dalej się nie odzywa, a Madlen na przerwach skacze między nami bo nie chcę nikogo faworyzować, muszę coś wymyślić, żeby ją przekonać ?
-Nie martw się, prawda zawsze się obroni, a jak jesteś sama na przerwach możesz przyjść do mnie.
-Wolałabym nie, ty siedzisz z tą Jade, a my się jakoś nie lubimy.
-To uciekniemy od niej i się schowamy i będziemy tylko we dwie. - powiedziała po czym przytuliła mnie. Wzruszyłam się lekko na słowa dziewczyny, nie sądziłam że zrezygnuje ze znajomości z kimś innym na rzecz mnie, jestem koleżanki Brysona tym bardziej bym o to nie podejrzewała. I nagle wpadłam na pomysł.
-Bryson ?
-Co ? - odburknął wpatrzony w ekran telewizora skupiony na grze.
- Masz już listę gości na Twoje urodziny ?
-Tak
- A jest opcja zaprosić może jeszcze jedna czy dwie osoby ? - spytałam niewinnie
- czekaj - odpowiedział i po chwili wygrał wyścig rozgrywający się na ekranie.
- Nosz kurwa - wzburzył się Colt, który przegrał dwie sekundy.
-Słucham. - Bryson obrócił się do mnie
- Czy na twoja imprezę mogłyby przyjść moje koleżanki? Ja tu prawie nikogo nie znam, a jak Bridget będzie się bawić z innymi to totalnie zostanę sama. - zrobiłam oczy kota ze Shreka
- A kto powiedział że jesteś zaproszona ?
Moja miną diametralnie się zmieniła, otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia i rozszerzyłam oczy.
-a kto powiedział że nie jestem zaproszona - odparłam jego atak.
-dobra, niech przyjdą te twoje koleżaneczki. - powiedział cierpiętniczo
-dziękuję- rzuciłam się na kuzyna i zamknęłam w niedźwiedzim uścisku.
Mam plan i ta impreza może pomóc mi go zrealizowaćFun fact - pierwszy akapit tego rozdziału powstał na lekcji historii
CZYTASZ
Nowy promień słońca
RomanceStara- nowa rodzina siedemnastoletniej Clary to jej jedyna nadzieja która uratuje ją od zamieszkania w domu dziecka. Jednak przeprowadzka ze spokojnego miasta do Nowego Jorku może być ciężka. Dogadanie się z kuzynem w podobnym wieku wszyscy uznaliby...