Rozdział 17 Rodzina

229 7 3
                                    

* 25 listopada, sobota

* Wiktoria

- ...spokrewnienie z wieloma osobami? - bardziej zapytała niż stwierdziła Hailie.

Byłam właśnie w trakcie sesji z Perełką i jak na razie szło nam dość... Opornie. Widać, że dziewczyna nie miała nigdy do czynienia z prawdziwym specjalistą.

- Też, chociaż nie do końca. - zastanowiłam się chwilę. - Może zmieńmy front. Zamiast powiedzieć mi co to jest, powiedź, co ci się z tym kojarzy.

- Miłość, wspólnie spędzony czas, pokrewieństwo, zaufanie, czułość i stabilność? - znów jej wypoowiedź była pytająca.

- Hailie, posłuchaj. Nie możesz tego mówić w taki sposób jakby to była odpowiedź z angielskiego. To są twoje skojarzenia i masz być ich pewna, dobrze?

- Mhy... - przez chwilę milczy i dodaje. - A twoim zdaniem? Czym jest rodzina i z czym ci się kojarzy?

- Hailieś, Hailieś, Hailieś. - łapię się ręką za nasadę nosa i wygodniej opieram w fotelu. - Czy jeżeli częściej będziemy tak robić, to przestaniesz mnie traktować jak każdego innego terapeutę? - postanawiam użyć podstępu.

- Tak, ale chcę byś powiedziała mi swoje zdanie, a nie regułkę że studiów. - stawia warunek.

Czyli tak się bawimy.

Nigdy nie miałam przykładu prawdziwej rodziny. Zawsze radziłam sobie jako tako, bez przesadnego udziału rodziców i śmiało mogę powiedzieć, że wychowywałam się sama. Jednak każda taka osoba tym bardziej wie jaka powinna być rodzina - co jest najistotniejsze, jeśli nie ma się niczego.

Niby takie proste, a takie trudne do ubrania w słowa.

- Uważam, że rodzina powinna być bezpieczną przystanią. Zbudowana na zaufaniu i miłości, ale nie bez wad. W każdej rodziny je trzeba się czasem pokłócić, przeżyć kryzys, bo to jeszcze bardziej zbliża do siebie ludzi. Pomaga im stawać się lepszymi dla bliskich, zacieśniać więzy i pomagać sobie nawzajem. Przede wszystkim jednak rodzina powinna cię wspierać. W twoich wyborach, decyzjach, planach marzeniach. W tym wszystkim bliscy powinni nam dawać wsparcie, ale też czasem sprowadzić na ziemię. - kończę schylając się, by pogłaskać Alfę za uchem.

Po tym jak Vincent dowiedział się, że mam zwierzaka, zgodził się abym mogła go ze sobą przywozić. Ten pomysł podpasował nie tylko mi, ale też czwórce najmłodszych Monetów, którzy wykochali sobie mojego psa. A trzeba podkreślić, że znają go od 3 godzin.

- Myślę, że powinnyśmy zrobić sobie przerwę, abyś miała chwilę przed obiadem. - mówię niby z troski. Fakt, Hailie powinna odpocząć po tej rozmowie, ale nie chodzi tylko o to. Temat, który wcześniej poruszyłyśmy jest dla mnie dość krępujący i to bardziej ja niż moja pacjentka potrzebuję oddechu.

- Dobrze. Widzimy się po obiedzie? - zapytała dziewczyna.

- Tak. - uśmiechnęłam się do niej. Przez te dwa tygodnie zdążyłam bardzo polubić młodą Monet.

Wstałam z fotela (który stał się moim ulubionym miejscem w pokoju Hailie) i wyszłam na korytarz wraz z psem. Stwierdziłam, że przejdę się z nim na spacer.

Pochyliłam się by lekko pogłaskać zwierzaka i kiedy się wyprostowałam uderzyłam w coś, a dokładnie mówiąc w kogoś.

Podniosłam głowę i napotkałam bladoniebieskie tęczówki.

- Przepraszam. - mruknęłam cicho i chciałam wyminąć bruneta, ale ten złapał mnie za nadgarstek.

- Dobrze, że cię widzę. Chcę poznać postępy Hailie. Teraz. - dodał widząc moją niechęć.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz