Rozdział 47 Wspólna opieka

122 12 0
                                    

* 13 marca, niedziela

* Wiktoria

Postradałam zmysły, a świadczy o tym fakt, że właśnie jadę do willi Monetów. Nie żebym się za nimi stęskniła, ale William skutecznie przekonał mnie do odwiedzenia Pensylwanii.

Dla swojego komfortu po raz pierwszy postanowiłam wytestować moją škodę Octavię i po raz pierwszy od ponad 5 lat ruszyłam w dłuższą trasę.

Przez cały weekend starałam się doporowadzić do stanu używalności. Ograniczyłam alkohol, ogarnęłam swój wizerunek i zakupiłam zapas leków na dobry sen, które nawiasem mówiąc podchodzą już trochę pod substancje psychotropowe.

Warto też sprostować, że mimo moich lekkich nadużyć, nie byłam na razie uzależniona od niczego innego niż papierosów, co uważałam za swój sukces.

Zaparkowałam na podjeździe i uśmiechnęłam się promiennie widząc Mery z jej facetem oraz małą Rose, którzy najwidoczniej na mnie czekali.

- Okradałaś sklep z dla gangsterów? - zapytał blondyn unosząc jedną brew.

- A ty paryski dom mody? - oparłam się o dach samochodu ze złośliwym uśmieszkiem.

W sumie to nie dziwiłam się Will'owi.

Chciałam, żeby podczas jazdy było mi wygodnie, a że robiło się coraz cieplej, a dziś świeciło nawet słoneczko, postawiłam na upięcie włosów klamrą, czarny sweter, przyległe dżinsy, brązową, skurzaną kurtę, podszytą futerkiem i okulary przeciwsłoneczne z ciemnymi, fioletowymi szkłami.

- Ciociu!

* Vincent

Wychodząc z ociąganiem przed dom miałem okazję zobaczyć jak Rose biegnie w ramiona Wiktorii.

- Myślałam, że już nie przyjedzeisz ciociu. - poskarżyła się dziewczynka przytulając kucającą przed nią kobietę.

Tym razem panna Fox wyglądała jak członek gangu motocyklowego, co nawet do niej pasowało.

- Nie zostawiłabym cię promyczku. Po prostu ostatnio trochę dużo pracowałam. - blondynka uśmiechnęła się czule.

W ogóle nie przypominała tej osoby, którą zostawiałem pół tygodnia temu w Nowym Jorku.

- Co ona tu robi? - po tym jak zostałem wygoniony przez tę diablicę, nie zamierzałem już być taki miły.

- Za chwilę się przekonasz. - odparła Mery z radością.

- Kto ją tu zaprosił? - zwróciłem się do mojej niedoszłej bratowej.

- Powiedzmy, że mam większy urok osobisty niż ty. - wyjaśnił Will. Z boku to wyglądało na zwykłą utyczkę słowną, ale dobrze wiedziałem, że blondyn ma ogrom satysfakcji z tego, że ja nie dałem rady, a on tak. Mimo tego jak byliśmy ze sobą blisko, między nami zawsze była jakaś braterska rywalizacja.

- Jedyną osobą, która w tej rodzinie ma jakikolwiek urok, jest Hailie. - wtrąciła się Wiktoria. - A przekonał mnie tylko i wyłącznie fakt, że Monet miał zostać sam z Rosie.

Jakiś tydzień temu Will z Mery stwierdzili, że wyjadą sobie tylko we dwoje, dlatego ja (ponieważ święta trójca jest na studiach w Europie, a nasza siostra jest nieletnia) miałem zająć się małą. Nie wiedziałem jednak, że na wszelki wypadek ta blond złośnica miała mi w tym pomóc.

- Dałbym sobie radę.

- Aha. - mruknęła lekceważąco. - A ja jestem cioteczną siostrą Winston'a Churchill'a.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz