Rozdział 21 " Intuicja"

224 10 2
                                    

* 1 grudnia, sobota

* Wiktoria

Są takie dni, kiedy kobieta ma zaostrzoną migrenę, ciężką miesiączkę i podniesione ciśnienie.

Ja jestem właśnie w takiej sytuacji.

Ubrana w luźne kremowe spodnie i rozciągnięty sweter z lumpeksu idę otworzyć drzwi jakiemuś idiocie o 9.00 rano w sobotę.

Dla niewiedzących. Tak mam ubrania z domów odzieży używanej. Wbrew pozorom wuj nie kupuję mi wszystkiego. Jest bardzo dziany, to fakt, ale ustaliłam z nim, że sama zarabiam i za siebie płacę, a on może dać mi najwyższej prezent z jakiejś okazji. Od tamtej rozmowy tych okazji zrobiło się sporo i czasem mam wrażenie, iż wuj nie ma co robić z pieniędzmi, dlatego zakreśla na czerwono dni w kalendarzu, kiedy może się popisać swoim stanem finansowym. Najczęściej takie prezenty są cholernie drogie, ale trzeba przyznać, że piękne i wymarzone.

Zmęczona otworzyłam drzwi, by moje serce stanęło w miejscu.

Przedmną stał gość od poczty kwiatowej i trzymał w ręku duży. Nie. OGROMNY bukiet niebieskich róż.

Nie powiem wzruszyłam się. Kwiaty najczęściej dawano z jakiejś okazji, a osoba, która obdarowała nimi mnie mogła liczyć na bliską i dobra znajomość.

Odebrałam bukiet, po czym wstawiłam go do wazonu stojącego na stole. Po chwili wahania zrobiłam też zdjęcie i dodałam na Instagrama. Rzadko udzielam się w mediach, ale takim prezentem grzech się nie pochwalić.

Zadowolona odłożyłam telefon i zabrałam się za robienie naleśników.

Spokoju nie dawała mi tylko jedna rzecz.

Kto dał mi te cudne kwiaty?

* Vincent

Muszę przyznać, że zawaliłem.

Powinienem ogarnąć krzyki Grace, ale zaskoczenie mi na to nie pozwoliło, nie mówiąc już o tym, że cała scena trwała może z dwie minuty.

Wziąłem wdech i spojrzałem na te przeklęte drzwi z numerem 13. Zdecydowanie nie było nic dziwnego, w tym, że Wiktoria tu mieszkała. I liczba, i właścicielka apartamentu są przeklęte.

Zebrałem w sobie całą odwagę i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. W tamtej chwili pozostawała mi tylko nadzieją, że ta piekelna blondynka mnie nie zje.

Kobiety Fox są z piekła rodem i urodą.

Dopiero teraz dostrzegałem w tym powiedzeniu ciężar prawdy. A skąd wogóle takie plotki? Otóż niektórzy członkowie Organizacji, (tacy jak na przykład mój ojciec) wiedzą, że z kobietami w prostej linii pochodzącej od tej rodziny nie można się często spotkać. Według "legendy" Egberta Santana, panny Fox są urodą zbliżone do aniołów, a charakterem do samego Lucyfera.

Facet zdecydowanie miał rację.

Po kilku sekundach czekania, drzwi otworzyła mi Wiktoria. Ubrana była w jasno - kremowe dresy, szary, rozciągnięty sweter i białe puchowe kapcie. Wyglądała uroczo. Była to miła odmiana od codzienności. Chyba po raz pierwszy nie widziałem jej jako bezdusznej jędzy.

Całemu jej słodkiemu ubiorowi zaprzeczało spojrzenie wyrażające tysiąc myśli o tym, jak mogę stać się bezpłodny.

Jak już mówiłem, wyglądała uroczo.

- Możemy porozmawiać? - zapytałem. Akurat teraz nie zależy mi na kłótniach z nią. Za tydzień mamy skok na Wu - Shanga.

- Mogłabym się od ciebie odciąć i przyjść dopiero na ślub, by znów zniknąć... - zaczyna. - ...ale niestety jesteś mi tak samo potrzebny, jak ja tobie. - po jej słowach już mam udać się do środka, kiedy kobieta zastawia mi wejście swoim ciałem.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz