Rozdział 37 Prezent

220 13 6
                                    

* 14 stycznia, niedziela

* Wiktoria

Do: Monet

Śpiąca królewna wstała.

Wysłałam krótką wiadomość, po czym całą swoją uwagę skupiłam na Hailie.

Przez całą noc budziłam się średnio co godzinę, czuwając, czy aby na pewno Perełka się nie obudziła (co zdarzyło się dwa razy). Mimo wszystko, byłam jednak wyspana, bo materac na łóżku, które dzieliłyśmy był wyjątkowo wygodny.

- Wybierz coś sobie. - zaproponowałam dając jej menu restauracji hotelowej, które zdobył dla mnie Anthonio.

- Ale....

- Nie będziemy schodzić na dół. Dostarczą nam jedzenie do pokoju. - przerwałam jej. Od Willa wiedziałam o problemach Perełki z odżywianiem, dlatego nie zamierzałam się ugiąć.

- Brzydko wyglądam. - stwierdziła z zawstydzeniem i spuściła głowę w dół.

- Perełko, spójrz na mnie. - poprosiłam z uśmiechem. - Nigdy przenigdy nie spuszczaj tej swojej ślicznej główki. A co do wyglądu, to po porządnym kacu byłoby gorzej.

- To... Chciałabym frytki. - zdecydowała. Moim zdaniem nie był to dobry materiał na śniadanie biorąc pod uwagę godzinę 10.30, ale lepsze to niż nic.

- Dobrze, twoje rzeczy są w łazience. Przebierz się i odśwież, a ja wszystkiego dopilnuję. - zaoferowałam, a po chwili Hailie już znikała za drzwiami toalety.

Zamówiłam jedzenie i usiadłam za biurkiem rozkoszując się ciszą, którą brutalnie zakłóciło pukanie do drzwi.

Która to zbłąkana dusza i czego chce?

- Jak zawsze niespodziewanie niczym król piekieł przychodzący po swoją nową ofiarę. - skomentowałam patrząc prawie z niedowierzaniem na Moneta, który drogę do pokonania w godzinę, przejachał w niecałe pół.

- Ciebie też miło widzieć Wiktorio. - odparł siadając na dopiero co posłanym przezemnie łóżku.

Niektórzy nie doceniają żadnej pracy.

- Perełka jest w łazience, za chwilę powinno być jedzenie i możecie jechać. - zameldowałam opierając się o komodę, na przeciwko bruneta.

- Przespała noc? - zapytał.

- Praktycznie bez problemów. - uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie tego, jak ciasno obejmowała mnie dziewczyna. Chyba po raz pierwszy od śmierci Marthy czułam się aż tak potrzebna.

- To dobrze. - mężczyzna zasępił się, a następnie wstał i lekko zbliżył w moją stronę. - Chciałabym ci podziękować.

- Za co? - ledwo powstrzymałam drżenie głosu, bo sylwetka Moneta znajdowała się coraz bliżej, do tego stopnia, że plecy, w pierwotnym odruchu, wgniatała w ścianę.

- Za opiekę nad Hailie. - wziął w dwa palce mój podbródek, który nieświadomie spuściłam. - To wiele dla mnie znaczy, a jej przyda się czasem damskie towarzystwo. - przez cały patrzył mi w oczy, przez co nawet nie zauważyłam, że nasze klatki piersiowe się stykają.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz