Rozdział 45 Kilka tajemnic wychodzi na jaw

129 11 0
                                    

* 23 lutego, piątek

* Wiktoria

- Jeszcze jedno zebranie w szkole na temat tych imbecyli, którzy nie umieją obliczyć obwodu prostokąta, a zmienię zawód na sklepową. - wyznałam wsiadając do czarnego Mercedesa. Ostatnimi czasy Vincent stał się moim prywatnym szoferem co perfidnie wykorzystywałam dla swoich przyjemności.

- Nie myślałaś nigdy o tym, żeby wejść w interes Mickela? - zaśmiałam się szczerze słysząc to pytanie.

- Teoretycznie kobiety nie mają prawa głosu w Organizacji, a praktycznie, to prędzej zamieszkam na biegunie północnym, niż wujaszek się zgodzi. A teraz kończymy zmieniamy temat. - uprzedziłam Moneta - Jak minął ci dzień?

- Pytasz o to codziennie.

- W takim razie powinieneś się przyzwyczaić. - prychnęłam oburzona.

- Jak zwykle sporo pracy.

Przewróciłam oczami, a następnie oparłam głowę o szybę patrząc na mój ukochany Nowy Jork - miejsce gdzie znalazłam upragniony spokój.

- Aha, a te pięć nowych kresek to samo się zrobiło. - czasami nie wiedziałam już jak mam z nim rozmawiać.

- Skąd... - zaczął zmieszany.

- Mam świetną pamięć wzrokową i słuchową.

- To nic takiego. - czułam jak auto przyspiesza.

- O nie kochaniutki, tak się nie umawialiśmy. Jedna przegrana bitwa nie znaczy, że przegrałeś całą wojnę. - musiałam przed sobą przyznać, iż z każdym dniem przywiązywałam się coraz bardziej do tego faceta, a co za tym idzie - coraz bardziej chciałam mu pomóc.

- Łatwo powiedzieć.

- Monet do cholery jasnej! - podniosłam głos bo po całym dniu w szkole nie miałam siły na takie głupie gadki. - Jestem w stanie zrobić wiele, żeby wam się udało, ale to od ciebie to wszystko zależy. Mogę wam aranżować spotkania, czy wyczyniać inne cuda, ale to ty musisz się postarać, bo współpraca działa w obie strony! - wyrzuciłam z siebie.

- To przestań ze mną współpracować. - między nami zapadła ciężka do zniesienia cisza.

- Choćbym chciała to nie mogę. - powiedziałam cicho.

- Nic cię nie blokuje. - lodowatość jego głosu była aż bolesna.

- Mylisz się. - westchnęłam zmęczona wcześniejszym wybuchem. Od dawna się z nikim nie kłóciłam. - Miałam kiedyś przyjaciółkę, była dla mnie jak siostra. Rozumiałyśmy się jak nikt inny, a razem z Julią tworzyłyśmy zgraną paczkę. - czułam na sobie zdezorientowane spojrzenie Vincenta, ale nie złapałam z nim kontaktu wzrokowego. - Problem pomagał na tym, że Lily była chora. Nie umiała sobie poradzić z trudnymi przeżyciami i krzywdziła siebie tak jak ty. - przymknęłam oczy odtwarzając bolesne wspomnienia. - Starałam się z całej siły jej pomóc, wiedziałam więcej niż inni. W którymś momencie... Myślałam, że jest dobrze, ale nie było. - zebrałam w sobie całą odwagę, aby spojrzeć na bruneta. - Jej rodzina jej nie doceniała, a Lily nie umiała sobie z tym poradzić. Parę dni po jej osiemnastych urodzinach znaleziono jej martwe ciało w pokoju. Prawdopodobnie chciała się tylko pociąć, ale zrobiła to w złym miejscu i... Wykrwawiła się. - dokończyłam szeptem.

- Dlatego chcesz mi pomóc, bo boisz się, że skończę jak ona. - stwierdził Monet, a jego głos przybrał delikatniejszą barwę.

- Przepraszam, za to, że podniosłam na ciebie głos. Czasem sobie nie radzę z niektórymi rzeczami i zapominam jak to jest, gdy człowiek jest wściekły. - wyznałam szczerze. Mimo swojego kłótliwego charakteru, nie lubiłam wchodzić w niepotrzebne konflikty.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz