* 4 grudnia, wtorek
* Wiktoria
- Musicie się postarać. Od tego zależy los naszego koła. - oparłam przedramiona na biurku, bo od stania zaczynał boleć mnie kręgosłup.
- Niech się pani nie martwi. - powiedział jeden z uczniów, a ja powstrzymałam chęć by się szeroko uśmiechnąć. - Nie pozwolimy, by zlikwidowali te najlepsze zajęcia.
Patrzę na wszystkie dzieciaki w klasie i już nie hamuję zadowolenia.
Odkąd przeprowadziłam się do USA szukałam drugiej pracy. Fakt, jako architekt zarabiałam spore pieniądze, ale to nie zawsze mi wystarczało. W stosunku do matki czułam się zobowiązana, by pomóc jej spłacić kredyty, które małe nie były.
Nie powiedziałam o tym wujowi. Zamiast tego na własną rękę zaczęłam szukać drugiej roboty, ponieważ będąc wtedy na dość niskim stanowisku musiałam dorobić.
W ten sposób poznałam Edwarda. To on, któregoś dnia złapał mnie w firmie i powiedział, że może pomóc z pracą. Sam był tam zatrudniony jako informatyk. Już kilka godzin później podpisywałam umowę na pół etatu z dyrektorką szkoły podstawowej mieszczącej się dwie przecznice od Central parku. Właśnie wtedy stałam się szkolnym psychologiem i zaczęłam przyjaźń z Edem.
Będąc w placówce (we wtorki i piątki) często musiałam rozmawiać z dzieciakami, które coś przeskrobała. Jak się okazało, większość nie radziła sobie z materiałem przez nauczycieli, (którzy w większości byli bandą snobów) lub dyrektorkę (która niektórych po prostu nie lubiła). Oczywiście nie muszę wspominać, że wuj w końcu dowiedział się o moim drugim zajęciu..
W taki sposób z kozy po lekcjach, stworzyłam koło pomocy szkolnej i matematycznej. Starałam się w ten sposób rozwiązać większość problemów i wyjaśnić niezrozumiały materiał, którym przede wszystkim była matematyka.
Teraz przed moim rocznym kołem stanęło wyzwanie.
W ten piątek mieliśmy przedstawienie, a konkretnie uroczystość dla burmistrza miasta. W ramach tego, dyrekcja i rada pedagogiczna stwierdzili, że moje dzieciaki muszą coś sobą zaprezentować.
I tak dochodzimy do punktu kulminacyjnego, czyli ostatniej próby sam na sam w kasie, zamiast na sali gimnastycznej.
- Naprawdę w was wierzę. - spojrzałam na zegarek. - Możecie już iść.
Uczniowie, których w sumie miałam 5 wstali i zaczęli wychodzić mówiąc mi po kolei do widzenia.
- Lulu? Ty zostań. - zwróciłam się do dziewczyny, która niedawno doszła do szkoły. Ta przytaknęła i poczekała, aż zostaniemy same.
- Coś się stało proszę pani?
Popatrzyłam na nią. Była bardzo sympatyczna i miała prawdziwy talent.
- Możesz zostać dziś jakąś godzinę? Teraz. - zapytałam.
- Tak. Nie spieszy mi się do domu. - odparła, na co ruchem głowy wskazałam, aby zajęła miejsce w pierwszej ławce.
- Posłuchaj Lulu. Jesteś mądrą i piękną dziewczyną, ale masz też coś innego. - zebrałam w sobie całą siłę. - Chciałabym, żebyś zaśpiewała na uroczystości w piątek. W chórze brakuje jednej solistki, a ty masz prześliczny głos. Co o tym myślisz? - usiadłam w fotelu ze złożonymi dłońmi, podpierającymi mój podbródek.
- Proszę pani ja.... Boję się tego. To ogromne wyzwanie... i tata tam będzie. No i kiedy miałbyśmy zacząć? - z jej ust wyleciał potok słów.
- Zaczniemy dziś. Przez tą godzinę damy radę wybrać otwór i go przećwiczyć. Później mogę cię zabierać na jakiś luźniejszych lekcjach.
CZYTASZ
Obliged by contract - V.M
Fanfiction"Ich spotkanie wydaje się być ironią losu. W rzeczywistości jest tajemnicą z przeszłości." Wiktoria Fox to pewna siebie, chamska kobieta która wspina się po szczeblach kariery architektonicznej. Prowadzi nieodpowiedzialne, choć rutynowe życie, które...