Rozdział 40 Desperacja

157 15 0
                                    

* 1 lutego, czwartek

* Vincent

Minęły dwa tygodnie.

Dwa jebane tygodnie niepewności.

Dwa tygodnie czekania, aż moje rodzeństwo się dowie.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Wiktoria przybrała inną taktykę.

Na początku szantaż tym, że utnie nasz kontakt wydawał mi się śmieszny, ale coraz bardziej docierało do mnie, że zwyczajnie się do niej przywiązałem, oraz fakt, iż jej upór nie zna granic, bo nawet comiesięcznego pokera sobie odpuściła.

Przez 14 dni nie dała mi żadnego pieprzonego znaku życia, nie licząc małej karteczki, napisanej jej pięknym pismem, którą dostałem od Anthonia ponad tydzień temu.

***

Żeby mieć pewność, że Mickel nie będzie musiał mi szukać żadnego zastępstwa, siedząc sobie dziś w apartamencie, postanowiłem zadzwonić do Anthonia.

- W innych okolicznościach powiedziałbym, że miło pana słyszeć, ale skoro pan dzwoni, to znaczy, że czegoś pan odemnie chce. - przywitał mnie młody Fox.

- Chciałbyś może przyjechać do Nowego Jorku? - zagadnąłem.

- Niech pan dobije łódką swej wypowiedzi do brzegu, zamiast dryfować bez sensu po środku jeziora.

- Wiktoria zniknęła. - chyba nigdy nie używałem tak poważnego tonu w rozmowie o tej diablicy.

W słuchacze rozległ się śmiech.

- Proszę mi wysłać adres, będę za pół godziny. - poprosił w końcu chłopak.

- Za pół godziny? - zdziwiłem się.

- Tak, przypadek sprawił, że akurat jestem w okolicy.

Zgodnie ze swoimi słowami, Anthonio był pod moimi drzwiami równo 30 mini później.

- Dzień dobry panie Monet. - powitał mnie, gdy wszedł już do środka i rozgościł się na kanapie.

- Coś do picia? - zapytałem wyjmując z barku whisky.

- Jestem nieletni, a przywilej upijania mnie ma tylko wuj, nie mówiąc o tym, że prowadzę. - odparł, ale i tak dostał szklankę bursztynowego płynu.

- Wiktorii nie ma.

- Spokojnie, ma pan od niej pozdrowienia z LA. - blondyn podał mi pocztówkę z wymienionego miasta.

Czasem trzeba przybrać inną taktykę, Monet.
Jak zmienisz zdanie, to daj znać.
Jak nie - trudno, spotkamy się na ślubie ; )

Wiktoria.

Czytałem ten tekst z niedowierzaniem.

- Skąd to masz?

- Cioteczka kazała przekazać, tuż przed swoim wyjazdem do miasta aniołów.

- Gdzie ona jest? - czułem coraz bardziej ogarniający mnie niepokój.

- Tego nie wiem nawet ja.

***

Było źle, a nawet tragicznie.

Wszedłem do klubu pewnym siebie krokiem.

Zamierzałem pozwolić sobie dziś na relaks i skorzystać z uroków kawalerstwa zapominając przy tym o mojej zagubionej "żonie".

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz