* Vincent
Oparłem głowę o kierownicę starając się powstrzymać pociąg wspomnień pędzący w mojej głowie.
Usłyszałem trzask drzwi, który zwiastował, iż Wiktoria opuściła samochód.
Policzyłem w myślach do 10 i również wysiadłem.
Przed nami stał drewniany, pokryty śniegiem, duży domek. Za nim rozpościerał się widok na góry, a z przodu czekali już na nas Mery z Willem.
- Pięknie tu. - skomentowała blondynka.
Pięknie, to mało powiedziane.
To właśnie w tym miejscu spędzałem każde ferie zimowe aż do narodzin Dylana. Można powiedzieć, że były to moje najlepsze wspomnienia.
- Chodźcie! - zachęciła Mery, gdy otworzyłem bagażnik, by wyjąć nasze rzeczy.
- Pomogę ci. - zaproponowała Wiktoria. Wydawało się, że spokorniała, ale byłem prawie pewien, że to tylko przejściowa gra aktorska.
- Nie trzeba. Idź już do środka. - odparłem trochę za ostro. Powoli jej gierki i zmienność nastrojów zaczynały mnie drażnić.
- Vince? - Will ostrożnie położył swoją rękę na moim ramieniu. - Wszystko ok?
- Tak. - powiedziałem wyjmując torbę tej wrednej zołzy, którą przed chwilą spławiłem.
- Powiem ci, że masz szczęście. - stwierdził mój brat.
- A to niby dlaczego?
- Mery wzięła dwie walizki i plecak. - uśmiechnąłem się lekko na jego słowa. - To wcale nie jest zabawne. Wiesz jak trudno się coś takiego wnosi na piętro?
- Nie, bo ja nie daję sobie wchodzić na głowę.
- Mogę się założyć, że ten blond anioł o duszy diabła prędzej czy później skusi cię do takiego stopnia, że jak Mickel zobaczy ile złamaliście zasad to mu pęknie żyłka. - zaśmiał się cicho blondyn.
- Uważaj o kim mówisz, bo ktoś tego anioła do ołtarza zaprowadzić musi. - zauważyłem. - A jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, to już teraz mogę ci się pochwalić stertą reguł, które naruszyliśmy. - byłem zmęczony po podróży i jedyne o czym marzyłem to sen.
- Czy ty....
- Porozmawiamy później. - uciąłem.
***
- Czyli, raz ją całowałeś, raz ona ciebie, później pod wpływem alkoholu skomplemtowałeś ją i gdyby Mickel Fox was zobaczył szykował bym ci właśnie trumnę. Ona ci się zaczyna podobać. - podsumował Will, gdy po wniesieniu bagaży wyszliśmy na balkon wychodzący z korytarza na piętrze i wszystko mu opowiedziałem.- Nie zawsze ładne opakowanie ma tak samo ładne wnętrze. - sprostowałem nawiązując do ciężkiego oraz niezrozumiałego charakteru Wiktorii.
- Tak, ale nie zaprzeczysz, że twoja wybranka jest....
- Irytująca, pewna siebie, złośliwa i nie do zniesienia. - przerwałem mu.
- Aha, a ty to niby jesteś prosty do życia. - sarknął. - Vince... - zaczął spokojniej. - Dlaczego zachowujesz się, tak jak się zachowujesz?
- Bo muszę być silny i nie chcę znów podejmować ryzyka związanego ze zranieniem przez kogoś. - wyjaśniłem bez zająknięcia. Kto jak kto, ale on zdecydowanie znał powód, a co za tym idzie, nie powinien zadawać takich kretyńskich pytań.
CZYTASZ
Obliged by contract - V.M
Fanfiction"Ich spotkanie wydaje się być ironią losu. W rzeczywistości jest tajemnicą z przeszłości." Wiktoria Fox to pewna siebie, chamska kobieta która wspina się po szczeblach kariery architektonicznej. Prowadzi nieodpowiedzialne, choć rutynowe życie, które...