Rozdział 55 Spokojne dni, niespokojne noce

169 10 2
                                    

* Następny dzień (4 kwietnia, poniedziałek); Paryż, Francja

* Wiktoria

Otworzyłam oczy szukając źródła światła, które raziło mnie niemiłosiernie.

Przed sobą miałam nie osłonięte niczym okno od mojej francuskiej sypialni.

Sypialni...

Zerwałam się na równe nogi i wyjrzałam do salonu, gdzie pochrapując spał Monet.

Jasna cholera.

Zakładałam, że to on odpowiada za moją zmianę miejsca, bo puki co nie lunatykuję. Teraz były jednak ważniejsze rzeczy. Musiałam się ogarnąć oraz zrobić śniadanie dla siebie i tego kretyna, który przywlekł mnie na to pole minowe.

Umyłam się, założyłam brzoskwiniowy sweter, wcisnęłam się w czarne dżinsy i przeczesałam włosy decydując się na czarną opaskę.

Na paluszkach przeszłam do kuchni, gdzie sprawdziłam stan lodówki.

O kurzach pomyślał, ale o jedzeniu już nie.

Westchnęłam, po czym zabrałam się za robienie listy na zakupy.

- Długo nie śpisz? - zapytał brunet, siadając przy małym, kwadratowym stoliku przy drzwiach. Był już ubrany w ten swój garnitur, co dawało mi gwarancję, że gdzieś się wybierał.

- Wystarczająco, by dojść do wniosku, że światłem z lodówki się nie najemy. - lekki uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Co w takim razie proponujesz?

- Ktoś musi pójść po zakupy i zrobić śniadanie. - stwierdziłam obserwując, jak mężczyzna patrzy sceptycznie na stół przed nim. Mebel był drewniany, a mój brat naprawdę poświęcił swoje stolarskie zdolności, po naszym ojcu, na jego odnowienie.

Nie mówiąc o ilości papieru ściernego.

- Ten stoliczek nie zarwie się pod nadmiarem ciężaru? - pasrsknęłam śmiechem.

- Ten stoliczek to w stu procentach dąb, który przeżył tworzenie mojej pierwszej pracy zaliczeniowej. Nie ma szans, żeby coś go zniszczyło.

- Masz jeszcze tą pracę? - zainteresował się.

- Tak, miałam zaprezentować rozmieszczenie nowej auli w akademii.

- W takim razie mam dla ciebie wyzwanie. Znajdź ją w tym bałaganie, jaki panuje w twojej pracowni. - zesztywaniałam.

Cholerni Moneci i ich mniemanie o tym, że wszystko mogą.

- Zgoda. Ten kto przegra robi śniadania do końca pobytu. - postawiłam warunek.

- Dobrze, powodzenia. - uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym ruszyłam do odpowiedniego pomieszczenia.

***

- Poddajesz się? - zapytał ten szatan w najczystszej postaci, gdy po dwóch godzinach wróciłam do kuchni.

- A mam inne wyjście? - dokładnie pamiętałam, gdzie były moje studyjne pracę, ale tej jednej znaleźć nie mogłam.

- Powiedź to. - Monet uśmiechnął się triumfalnie.

- Poddaję się. - mruknęłam pod nosem, akurat w momencie, gdy z pod stołu brunet wyjął kartkę.

Kartkę z tą pieprzoną pracą.

- Nie zrobiłeś tego.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz