Rozdział 44 Zasady

195 14 2
                                    

* 15 lutego, czwartek

* Wiktoria

- Nie skradaj się tak. - powiedziałam robiąc sobie kawę.

- Jesteś bardzo czujna. - prychnęłam lekceważąco.

- Zanim dojdzie do niezręcznej rozmowy, wymarz z pamięci wszystko, co się wczoraj wydarzyło. - uprzedziłam mężczyznę.

- Mówiąc wszystko masz na myśli wino, to, że oddawałaś każdy mój pocałunek oraz fakt, że u ciebie spałem? - trzasnęłam kubkiem o blat kuchenny, a następnie wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia.

Chciałam zapomnieć o tym, co się wydarzyło. To była jebana chwila słabości, nic więcej.

Byłam tylko pionkiem w grze wujka i sama się na to godziłam, dlatego musiałam się ciasno trzymać zasad tejże gry.

- Tak, z tą różnicą, że nie spałeś u mnie, ale w pokoju gościnnym. - wzięłam łyk wody, aby ochłonąć.

Na dobrą sprawę Monet miał łatwiej odemnie. Był sam, a umowa z Mickel'em zobowiązywała go tylko do małżeństwa, plus jakiejś wiedzy na mój temat. To dalej nie był żaden związek, tylko zobowiązanie.

Ja nie umiałam żyć w żadnej relacji i mimo dobra mojej rodzinki, pomagałam temu kretynowi.

Mało tego, wczoraj osobiście zorganizowałam mu spotkanie z byłą, do której chciał wrócić, chociaż wiązało się to, z prawdopodobną zmianą kandydata na mojego męża, a w tym wszystkim on i tak wyszedłby lepiej niż ja.

Nawarzyłam piwa, to muszę je wypić.

- Wieczorem byłaś innego zdania.

- Wieczorem byłam pod wpływem alkoholu, a co za tym idzie, nie myślałam logicznie, jeżeli wogóle myślałam. - czułam nasilający się ból głowy. - Przyniosę ci coś do przebrania.

Skierowałam do pokoju gościnnego, gdzie przed śmiercią wuja Roma, pomieszkiwał ojciec chrzestny. W szafie cały czas miałam całkiem sporo jego ubrań, dlatego pozostawała mi nadzieja, że będą dobre na Vincenta.

- Proszę. - podałam mężczyźnie komplet złożony z białej koszuli i szarego garnituru.

- Czyje to są rzeczy? - zapytał z wątpliwością, chyba po tym kelnerze wczoraj.

Mojego byłego, który prowadził nielegalne walki, a co?

- Mickela. Nie przywykłam zapraszać do siebie obcych facetów.

* Sześć dni później (21 lutego, wtorek)

Natłok pracy zmiażdżył mnie na tyle, że o terapii z Monetem nie było na razie mowy. Sugeruwałam mu, aby skorzystał z tej magicznej listy, którą mu dałam, ale stwierdził, że poczeka.

- Za chwilę dzwonek, spakujcie się. - poprosiłam na ostatniej godzinie zastępstwa i dyskretnie popatrzyłam na wyświetlacz telefonu.

Podczas lekcji był kategoryczny zakaz używania komórek, ale to nie zmieniało faktu, że ktoś cały czas bombardował mnie wiadomościami.

Monet:

Musimy się spotkać.

To pilne Fox.

Wiktoria do cholery odpisz.

Za pół godziny w Uszatej Kawiarence.

Będę.

Wyszłam ze szkoły z uśmiechem. Dziś organizowaliśmy walentynki i mimo, że jestem nauczycielem dostałam kilka karteczek, co mnie wzruszyło.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz