Rozdział 34 Ostatni dzień w górach

215 12 6
                                    

* 7 stycznia, niedziela

* Wiktoria

- Choćbyś nie wiem jakiego użyła szantażu, to nigdzie nie idę. - powiedziałam mechanicznie słyszą kroki w pokoju. Byłam prawie pewna, że to Mery.

- Jesteś tego pewna seniorita? - gwałtownie odwróciłam głowę.

Moja intuicja mnie zawiodła, gdyż zamiast mojej przyjaciółki, przy łóżku stał Monet dokładnie w tej samej pozycji co pierwszego wieczoru.

Ja mam chyba jakieś pierdolone dé javu.

- Tak. - odparłam bez zawahania na nowo zamykając oczy i przykrywając się dokładnie kołdrą.

- A to ciekawe, biorąc pod uwagę, że Mickel dzwonił do mnie trze razy, bo ty nie odbierasz. - zapewne w innych okolicznościach bym się przejęła, ale po wczorajszych nartach miałam zakwasy tak duże, że jedyne o czym marzyłam, to zostać w cieplutkiej pościeli.

- Jest dorosły. Poradzi sobie. - stwierdziłam. Wbrew swoim słowom podniosłam się jednak do siadu i ignorując Vincenta zerknęłam na wyświetlacz.

7 nieodebranych połączeń od Wujek⌚

- Coś się stało? - zapytałam oddzwaniają do tego upierdliwego starucha.

- Tak. Odwiedziłem ostatnio Wu - Shanga z odpowiednią sumą pieniędzy, by wykupić mój pistolet. I wiesz co się okazało? Że go nie ma. Rozpłynął się w powietrzu po bankiecie na początku grudnia, gdy to spotkał tajemniczą blondynkę ubraną w złoto.

- O cholera. - mruknęłam.

- Mało tego, dzwoniłem do Vincenta, który odebrał tego samego wieczoru temu skurwielowi biżuterię swojej matki i zgodnie z moimi przypuszczeniami, nawet nie zaprzeczył, że mu pomagałaś. - przełknęłam z trudem ślinę. - Co chcesz mi powiedzieć?

- Za dwa dni przyjadę do Anglii. - wstałam z łóżka, a po chwili uderzył we mnie chłód panujący w pomieszczeniu. Zarzuciłam na siebie puchowy biały szlafrok i stanęłam przy oknie, tak, by być jak najdalej od Moneta.

- Nie to chciałem usłyszeć.

- A ja chciałam zostać singielką. - odgryzłam się. - Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Na miejscu wszystko ci wyjaśnię. - poinformowałam go, po czym zakończyłam połączenie.

- Gdybym mogła, to z ogromną przyjemnością, bym cię zabiła. - stwierdziłam zwracając się do bruneta.

- Nie ma nic prostszego. Powiedz Muckelowi o sytuacji z przed świąt i tej w Sylwestra. - powiedział ukrywając w swoich słowach wyzwanie.

Nie tym razem.

- Nie, bo wtedy wkopałabym też siebie i do końca życia oglądałabym świat zza krat wieży, w której wujek by mnie zamknął. - wyciągnęłam z szafy biały sweter i czarne dzwony, a następnie skierowałam się do łazienki.

***

- Ej! - krzyknęła Mery, gdy śnieżka trafiła w plecy jej nowej kurtki. - To nie jest zabawne. - odwróciła się grożąc mi placem niczym dziecku.

Zaśmiałam się tylko, bo faktycznie moje zachowanie było zbliżone nastawienia rozwydrzonej nastolatki. Od paru minut rzucałam do niej i szło mi coraz lepiej.

Już dobre dwie godziny chodziliśmy po lesie i korzystaliśmy z ledwo widocznego słońca. Z przodu oczywiście była moja przyjaciółka ze swoim lovelasem, a z tyłu ja z tym kretynem, do którego od rana nie odezwałam się ani słowem, a trzeba zaznaczyć, że minęły aż trzy godziny od telefonicznego nalotu  mojego wujcia.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz