Rozdział 48 Przełamanie lodów

165 14 6
                                    

* 15 marca, wtorek

* Wiktoria

- Ciociu, porysujesz ze mną? - zapytała Rose.

Puki co spędziłam w rezydencji Monetów dwie doby i nawet nie pokłóciłam się z tym Vunecnt'em co uznawałam za sukces, bo jak na razie traktował mnie jak intruza.

- Nie rysuję kwiatuszku. - wytłumaczyłam.

Siedziałyśmy przy dużym stole. Ja piłam kawę, która miała mi pomóc w pokonaniu senności, po kolejnej ciężkiej nocy, a mała jadła ciasto upieczone przez Eugenie.

- Mamusia mówiła, że umiesz rysować bardzo ładne obrazki. - stwierdziła dziewczynka.

- A co jeszcze mamusia mówiła? - zaciekwiłam się.

- Że ci panowie, z którymi byłaś to cię nie doceniają, i że jesteś z wujkiem Vince'm, tylko, że oboje jesteście ślepi. - akurat, gdy kończyła zdanie, do pomieszczenia wszedł wymieniony przez nią mężczyzna.

- Wiesz, mamusia czasem się myli. Wujek z tobą porysuje, dobrze? - zapytałam, na co Rose z niechęcią przytaknęła.

Miałam swoją własną misję do wykonania, a mianowicie wczoraj odebrałam dosyć ważny list z poczty, którego jeszcze nie miałam okazji otworzyć.

Zmartwił mnie brak danych od nadawcy, a czytając tekst napisany estetycznym pismem utwierdziłam się w tym przekonanbł.

Nie umiałam zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwa i przekonałam się o tym nie raz.

Nie byłam też specjalnie odpowiedzialna, a swoją relację z Marthą odbudowałam dopiero przed jej śmiercią.

Nie nadawałam się na matkę, o czym dobitnie się przekonałam.

Mimo to, chciałam wiele zmienić by Anthonio dostał trochę normalności, bo sama wiedziałam jakie to trudne dorastać w patologicznym domu.

Przeszłam też wiele załamań, o których Michael albo zapomniał, albo wymazał je z pamięci.

Nie byłam już dzieckiem. Nie po tym co się stało prawie osiem lat temu, gdy to, po kolejnej sytuacji, gdzie nawaliłam i byłam świadkiem śmierci, popadłam w stan zawieszenia.Nie była to depresja, ale do dziś te dni były moimi najgorszymi koszmarami.

Nie spałam, nie jadałam. Jedyne co robiłam to płakałam zwinięta w kłębek na szpitalnym łóżku.


To był czas, gdy w całym moim życiu dostrzegałam mrok i nie widziałam niczego, co mogłoby mnie z niego wyciągnąć.

Cierpiałam, a blizny po tym zostały do dziś.

Światło do mojej ciemności wniosła Lily, której prawie udało się mnie wyciągnąć z odmętów rozpaczy.

Prawie, bo później zmarła.

Październik tamtego roku był czarny jak moja każda myśl. Nie widziałam sensu swojego życia.

Z tego wszystkiego wyciągnął mnie mój brat, który był w okolicy i zupełnym przypadkiem wyciągnął mnie z domu.

Opowiedziałam mu o wszystkim przy gorącej czekoladzie niedaleko mojego lokum. Wiedziałam, że on zrozumie mnie jak nikt inny, ponieważ sam przeszedł wiele rzeczy, poczynając od poważnych chorób skórnych, idąc przez naturę introwertyka, uzelażnienia i agresję.

Obliged by contract - V.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz