BLAKE
Wróciłem do domu w odpowiedniej chwili. Upewniłem się w tym przekonaniu, gdy ujrzałem swoją dziewczynę przerażoną. Kinsley chyba zaczynała rodzić. Tak mi się przynajmniej wydawało, gdy trzymała się za brzuch i nie była w stanie się ruszyć. Czekaliśmy na ten moment od tygodnia. W końcu poznamy swoje córeczki. Dziewczyna miała nadzieję, że urodzi w terminie, który się zbliżał. Lekarz uważał, że nie działo się nic niepokojącego i mogliśmy poczekać kilka dni, zanim wywoła poród albo podejmie decyzję o cesarskim cięciu. Starałem się nie namawiać go, żeby zrobił to już. Wierzyłem w jego zapewnienia i to, że nie naraziłby życia dzieci ani Kinsley. Obym tylko tego nie pożałował. Na szczęście dziewczynki postanowiły przyjść na świat dwa dni wcześniej. Pod warunkiem, że urodzą się dzisiaj. Miałem nadzieję, że nie zmienią zdania. Bardzo chciałem je w końcu zobaczyć. Nie mogłem się tego doczekać.
– To już? - Od razu znalazłem się przy dziewczynie.
– Chyba tak. - Spojrzała na mnie przerażona.
– Co mam robić?
W myślach przygotowywałem się na tę chwilę wiele razy. Miałem zapakować Kinsley do auta i od razy ruszyć do szpitala. To proste zadanie. Jednak nie sądziłem, że zadam tak głupie pytanie. Spanikowałem. Czułem się, jak wariat. Od razu powinniśmy jechać do szpitala albo zawiadomić pogotowie. Może to byłoby lepsze. Przynajmniej moglibyśmy poczekać na lekarza, nie ryzykując wypadkiem. Zerknąłem na Kinsley. Jej ból wypisany był na twarzy. Polegała na mnie. Miałem nadzieję, że nie zauważyła mojej paniki. Jeśli tak, jeszcze tego nie skomentowała. Musiałem ją wspierać, a nie stresować. Nawaliłem. Przymknąłem na chwilę powieki, próbując się uspokoić. Nic złego się nie działo. Zdążymy dojechać do szpitala. Dzieci jeszcze nie przyjdą na świat. Ile miałem czasu? Nie potrafiłem przypomnieć sobie, co na temat porodu opowiadał lekarz. Chyba wspomniał coś o kilku godzinach, ale od którego momentu? Chyba nie powinienem pytać o to Kinsley.
– Zawieź mnie do szpitala – mówiła spokojnie, ciężko łapiąc oddech.
Panikowałem. Próbowałem sobie tłumaczyć, że to tylko poród, a ja byłem facetem. Jednak niewiele mi to pomogło. Powinienem wziąć się w garść i to już. Kinsley na mnie polegała. Byłem jedyną osobą, która mogła jej teraz pomóc. Czy nie lepiej byłoby zadzwonić po jej matkę? Chociaż uparłem się, że nie potrzebowaliśmy pomocy rodziców. Kinsley by się wkurzyła, gdybym przyznał się do tego, że nie byłem w stanie jej pomóc. Nie mogłem zawieść swojej dziewczyny. Musiałem zabrać naszą torbę. Specjalnie przygotowaliśmy ją wcześniej, żeby nie trzeba było jej szukać. Przynajmniej jeden problem miałem z głowy. Tak mi się wcześniej wydawało. Rozkojarzony rozejrzałem się po pomieszczeniu. Starałem się na chwilę zignorować Kinsley, bo inaczej zwariuję. Nie chciałem, żeby cierpiała. Gdzie była ta cholerna torba? Miała być w salonie! Próbowałem sobie przypomnieć dokładnie, gdzie ją położyłem? Cholera! Musiałem ją znaleźć i to jak najszybciej, bo nie dotrzemy do szpitala na czas. Już i tak zmarnowałem go sporo.
– Już?
– Blake! – krzyknęła. – Ogarnij się, jeśli nie chcesz przyjąć porodu.
Nie chciałem. Nie! Naszymi dziećmi musiał zająć się lekarz. Byłem przerażony samą myślą, że nie zdążymy do szpitala. W ogóle nie brałem tego pod uwagę. Musiałem wziąć się w garść. I to szybko. Ile miałem czasu? Powinienem od razu zapakować dziewczynę do samochodu. Powinna już w nim siedzieć. Inaczej długo jeszcze nie wyjdziemy z domu. Torba to nie był największy problem. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jednak obawiałem się, że nie miałem racji. Przecież były w niej wszystkie rzeczy dla maluchów. Nie chcieliśmy ubierać dziewczynek w szpitalne ubranka. Miały tysiące swoich maleńkich ciuszków, bo ich mamusia wariatka kupowała ich w szale oczekiwań. Właśnie dlatego potrzebowaliśmy swojego bagażu. Chociaż zamierzałem spróbować zapakować Kinsley do samochodu i zapomnieć o torbie. Na pewno nie będzie się czepiać. Musiała się skupić na czymś innym.
CZYTASZ
LOVE - Blake&Kinsley
RomantikTo miało być proste. Kochałam Cię, Ty kochałeś mnie... Publikacja od 04.07.2023 r.