Rozdział 35

216 7 1
                                    

Adeline

Niedziela minęła nam zwyczajnie. Był u nas Vitold. Spędziłam z nim praktycznie większość czasu, bo Nick albo był zajęty, albo robił według mnie jakieś pierdoły. Unikał między nami kontaktu. Na szczęście nie tylko ze mną co oznaczało, że nic złego nie zrobiłam. Wieczorem raczył mnie też poinformować, że mamy w poniedziałek gościa. Super, że chociaż to mi powiedział.
Teraz jest rano i właśnie stoję przed lustrem jak chora psychopatka myśląc kto może przyjechać i co gryzie Nicolasa. Są jego urodziny, a obawiam się, że nawet nie będę miała szansy dać mu prezentu i zrobić niespodzianki.

- Kochani dziękuję za gościnność. Niestety muszę jechać, bo problemy mamy z takimi jednymi. Próbowali nas oszukać z towarem - nie mógł pożegnać się tak dokładnie i powiedzieć ,,wszystkiego najlepszego brat jeszcze raz, sory że nie mogę zostać na Twoje urodziny", bo przecież oficjalnie ja nic nie wiedziałam o urodzinach. Było to trochę przytłaczające, że on nic mi nie powiedział i nie miałam prawa o tym wiedzieć. I ta jego wymówka o tym, że będzie mi przykro, ale miał jednak rację. Ja bym tego nie przeżyła, bardziej niż teraz. No trudno.

- Powodzenia Vitold. Trzymaj się.

- Pa brat - to było najbardziej oschłe pożegnanie ze strony Nicka w historii. Nienawidzę jak mówi tym głosem.

Po zamknięciu drzwi zapytałam:

- To kiedy w końcu przyjeżdża ten gość?

- A po co ci ta informacja potrzebna?

- Bo może też tu teraz mieszkam mimo co?

- Chciałbym byś wtedy siedziała w pokoju.

- Niby dlaczego, co?

- Ponieważ tak powiedziałem. Nie marudź już.

- Jesteś zrzędłym, starym dziadem. Goń się.

- Słucham?

-Ah tak, już nawet nie słyszysz. Jak mi przykro - powiedziałam mu zadziornie i poszłam do salonu. Rozsiadłam się najwygodniej jak się dało na sofie, odchyliłam głowę na zagłówek i zamknęłam oczy. Co on se myśli?

- Wracaj tu - nie odpowiedziałam - słyszysz? - dalej nic - jak widać jesteś starą babą, bo też nie słyszysz - teraz to przegiął.

- Odczep się i zajmij gościem - nic. Dosłownie nic nie słyszałam. Było tak cholernie cicho. Ale... nie jeden oddech. Czemu on było nade mną. Powoli otworzyłam oczy po czym ujrzałam przeszywające, niebieskie tęczówki. Był wkurwiony, ale chyba nie jakoś bardzo. Chyba - No co?

- Myślisz, że uda Ci się uciec w ten sposób? Zamykając oczy? Nigdy mi nie uciekniesz - zakończył dobitnie.

- Ta jas - nie dokończyłam, bo zaczął mnie tak nachalnie całować, że aż  zabrakło mi tchu. Nie powiem, była to strasznie niewygodnie pozycja. Stojąc tak nade mną nachylił się i włożył rękę w moje majtki.

- Widzisz jak na ciebie działam? Jeden pocałunek a już jesteś cholernie mokra.

- Idź mi stąd. Nie denerwuj mnie.

- Jesteś pewna, że tego chcesz?- w tym samym momencie zaczął kręcić kółka kciukiem po mojej łechtaczce. To było tak przyjemne, ale nie. To jest wojna. Powstrzymywałam się, by nie wydać żadnego dźwięku. W jednym momencie przewróciłam się na drugą stronę. Jego ręką nadal została w moich majtkach tylko teraz jego palce dotykały mojego pośladka. Zbliżał się coraz bliżej tam gdzie powinien znajdować się jego kutas, a nie palec. Przepraszam bardzo? Od razu złapałam za jego krocze, tylko po to by napotkać tam normalnie rozstawiony namiot.

- A ty chyba chcesz coś innego co? - zaczęłam poruszać rękę w dół i w górę - ale nie dam ci tego - zabrałam rękę I wstałam z kanapy przez co jego ręka została uwolniona. Zrobił coś co mnie najbardziej zszokowało. Oblicał swoje palce.

- Słodka..

- Nienormalny jesteś - ja za to poszłam do łazienki I szybko umyłam moje dłonie.

- Jestem i to bardzo! - krzyknął.

Teraz to ja nie odzywałam się do niego przez większość dnia. Nadeszła w końcu 17. -puk puk puk- co za debil zamiast dzwonić puka? Ah tak nie obchodziło mnie już kto to był. Mam wywalone.

Nicolas

- Jestem już.

- No właśnie widzę - sam jego widok mnie irytował, co dopiero rozmowa z nim. Chyba umrę- ale czekaj. Kto to do cholery jest?

- Zaraz ci powiem. Musisz nas wpuścić.

- Wiesz, że ci nie ufam, prawda?

- Doskonale zdaje sobie z tego sprawe, ale proszę cię - on prosi? Nie do wiary. Dobra raz się żyje.

- Dobra wchodźcie, ale jak to jakaś podpucha to dostaniecie oboje kulkę w łeb Raphael.

Po tym jak usiedliśmy przy stole zaczął. - A więc mamy do ciebie ważną sprawę. Myślałem, że jesteś w stanie nam pomóc.

- Dobra, ale najpierw kto to jest?

- To jest Criatiano, mój chłopak- na to się oplułem wodą, którą właśnie piłem.

- Co? Chory jesteś czy co?

- Nie.

- Dobra do rzeczy. Mam ci pomóc ślub zorganizować czy co?

- Kurwa nie wymyślaj mi tu takich rzeczy. On nawet nie wie jeszcze o tym. Wziąłem go tu, by wam obydwu to wytłumaczyć. Podsłuchałem rozmowę mojego ojca (Sentino kochani jak coś). Gadał ze starym tej dziewczyny co ją ocaliłeś dawno temu od nas. Nie pamiętam jak ma na imię wiem tylko że to on. To wszystko było zaplanowane. Tą starą zabili, a dziewczynę mieli sprzedać do burdelu. On jej nie chce stary. Słyszałem też, ale nie jestem pewien, że on chce tylko syna, bo córka to gorsza.

- Cholera to dlatego się nie odzywa z tym hajsem - warknąłem pod nosem.

- Jakim hajsem o czym ty pierdolisz?

- Kurwa. Oddałem ją jej staremu, ale mój ojciec kazał wyłudzić pieniądze, bo dałem za nią 600 tysięcy euro. Długo nie chciał dać kasy to ją porwałem dla okupu. Jak widać na rękę mu to było.
Ale tak po za tym to co ona ma z tym wspólnego?

- No właśnie chcemy załatwić mojego ojca, żebym mógł być z Cristiano. On się nigdy na to nie zgodzi. A tak mamy haka i możemy wymyślić plan. To że masz tą dziewczynę to jeszcze lepiej. Wykorzystamy ją, ale oczywiście w dobrym celu.

- Cristiano? - usłyszałem mój najukochańszy głos. Ale skąd ona znała tego chłopaka. Sam wyglądał na starsznie zdziwnionego po tym co usłyszał a teraz to mu oczy z orbit wyskoczyły.

- Adeline? - spytał ten młody.

- To wy się kurwa znacie? - warknąłem.

- To mój kuzyn idioto! - krzyknęła zbiegając po schodach.

- Co? - zapytaliśmy w tym samym czasie z Raphaelem.

- No tak - zwróciła się do nas - to o nim mi tyle opowiadałeś wtedy? To jest ten twój chłopak?- teraz mówiła do niego.

- Cicho nie mów takich rzeczy - przerwał jej.

- Czy to co usłyszałam to prawda?

- A co ja ci mówiłem? Siedź w pokoju i nie wychodź.

- Chciałbyś.

- Coś tak czułem. Mogłem cię tam na klucz zamknąć.

- Oderwałabym ci jaja.

- Do przewidzenia.

- A to wy kim dla siebie jesteście?- spytał Raph.

- Jesteśmy w związku- odpowiedziałem szybko.

- Serio? To jak się wszyscy znamy to możemy stworzyć zajebisty plan- powiedział.

- A wiesz co. Masz rację. Rozjebiemy twojego i Adeline ojca. Niech się boją.

Plan TajnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz