43 - the end

101 15 4
                                    


Z czasem, kiedy dotarło do nas, że ta chwila, choć krótka, była jedną z najpiękniejszych, w jakiej uczestniczyliśmy, nasze serca biły w jednym rytmie. Było coś magicznego w tym widoku – morze, które rozciągało się aż po horyzont, fale uderzające o brzeg, a nad nimi niebo, które zdawało się łączyć z oceanem. Ta cisza, przerywana tylko szumem wody i naszymi oddechami, była jak symbol naszego wspólnego życia, które zaczynało nabierać nowych, głębszych barw.

Zmęczeni i zdyszani po kilkunastu minutach wchodzenia po krętych schodach, w końcu znaleźliśmy się na szczycie wieży widokowej znajdującej się tuż przy samym wybrzeżu morza Śródziemnego. Obok nas rozciągała się panorama, która zapierała dech w piersiach.
— Wiesz co, Sophie? – zapytał zasapany Hector, po czym na jego twarzy sekundę później ukazał się lekki uśmieszek. – Zawsze, gdy patrzę w twoje oczy, próbuję odnaleźć w nich chociaż trochę koloru tych fal przed nami... Są nieziemsko piękne – dokończył, jakby nie potrafił powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów.

Czułam, jak momentalnie się rumienię, bo przy tym chłopaku nie potrzeba nakładać na siebie ani grama różu do policzków. Wystarczył jego wzrok, by moje serce biło szybciej. Brunet lekko musnął dłonią mój policzek, powoli przybliżając się do mnie.
— Kocham Cię – wyszeptał. – Naprawdę bardzo Cię kocham, nigdy czegoś takiego nie czułem – znów się uśmiechnął, a jego oczy rozbłysły czymś, czego nie potrafiłam określić, ale co sprawiało, że wszystko inne stawało się nieważne.
— Ja Ciebie też, przecież – odpowiedziałam z uśmiechem, czując, jak moje serce wypełnia ciepło, a każda cząstka mnie pragnie, by ten moment trwał wiecznie.

W końcu się pocałowaliśmy. Dreszcze przeszły przez całe moje ciało, a my staliśmy tam, w tej magicznej chwili, czując, że czas zwolnił. Mogłabym zostać tutaj już na całe wieki. Tylko on i ja.

Hector uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiła się iskra, która wcześniej należała tylko do chwil triumfu na boisku. Teraz jednak był to triumf o wiele bardziej osobisty i głęboki, triumf miłości, która była silniejsza niż jakiekolwiek zwycięstwo. To było coś, co wykraczało poza granice sportu, poza granice wszystkiego, co znaliśmy.

Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu, pozwalając, by ta wyjątkowa chwila zapisała się w naszej pamięci. Czułam, że w tej chwili nie ma nic, czego byśmy potrzebowali więcej. Tylko on, ja i ta cudowna panorama, która tworzyła tło do naszej miłości.

*
Hej! Dziękuję za dotrwanie do końca tej historii :)

Ocean eyes | Héctor FortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz