Budzi mnie walenie w bębny. Otwieram oczy. W sypialni panuje ciemność. Z wielką niechęcią wstaję z łóżka i po omacku docieram do źródła hałasu, a jest to połowa domu Shannona. Mrużę oczy. Tu jest stosunkowo za jasno. Dopiero po chwili dostrzegam brata siedzącego w okularach przeciwsłonecznych, który pałeczką uderza w jeden z talerzy. Zatykam uszy. Moje zmysły są wyostrzone, co nie pomaga. Spoglądam na zegarek, wiszący na ścianie. Jest kilka minut po trzecie. Czy ten człowiek do reszty zwariował? Podchodzę do niego i wyciągam mu słuchawki z uszu. Spogląda na mnie ze zdziwieniem.
-O co chodzi, Bro?- Pyta, przerywając granie.
-Jak już musisz grać w środku nocy, to chociaż drzwi zamykaj.- Mruczę.- Niektórzy chcą spać.- Dodaję, ziewając.
-A tak, przepraszam.- Drapie się po głowie.- Mam do ciebie prośbę. Mógłbyś wyrzucać po sobie te papierki, które zostawiasz w łazience? Ciągle je po tobie sprzątam.- Klepię się z otwartej dłoni w czoło, czyli sprawa rozwiązana.
-To ty je zabierasz?- Jęczę. Ciekawe ile rzeczy przez niego przegapiłem
-No tak. A co?- Macham ręką.
-Teraz już nieważne, ale nie rusza ich już. Ja wracam do łóżka. Tobie też radzę.- Przechodzę do mojej połowy domu, uprzednio zamykając drzwi.
* * *
Wbiegam na małą werandę i pukam do drzwi domku pomalowanego na biało. Może, gdy kiedyś założę rodzinę, taki właśnie będę mieć? Tylko jak mam to zrobić, skoro nawet dziewczyny nie mam... Powtarzam czynność, ale nadal nikt nie odpowiada. Może gdzieś wyszła? Pukam jeszcze raz i odwracam się, chcąc odejść. Stoję już na trawniku, gdy z domu obok wychodzi kobieta w średnim wieku. Wygląda jakby się śpieszyła, ale gdy mnie widzi, zatrzymuje się w pół kroku i przygląda się z uwagą, po czym mówi:
-Ten dom został wystawiony na sprzedaż.
-A ta dziewczyna?- Pytam.- Co się z nią stało?
-Wyjechała do Nowego Yorku, do ojca.- Odpowiada, mrużąc oczy i przechylając głowę lekko w prawą.
-Ma pani może adres?- Jestem naprawdę zdesperowany, chcę jej pomóc za wszelką cenę, a może po prostu chcę ją znów ujrzeć?
-Nie. Wiem tylko tyle.-Schodzi z werandy swojego domu na chodnik, po czym odwraca się.- Widziałam już gdzieś pana.- Mówi po dłuższej chwili.
-Byłem świadkiem wypadku i pomogłem...jej.- Zdaję sobie sprawę, że nawet nie wiem jak ta dziewczyna ma na imię.
-Nie o to mi chodzi.-Przegryza lekko dolną wargę.- Jesteś aktorem?- Potwierdzam, no bo co mam innego zrobić?
* * *
Siedzę na łóżku, myśląc co powinienem teraz zrobić. Przecież nie znajdę jej w Nowym Yorku, może gdyby to było jakieś małe miasteczko, to by się udało, ale NY... Nie pomaga fakt, że nawet nie znam jej imienia, a tym bardziej nazwiska, a ja, geniusz, zapomniałem spytać o to, tą kobietę.
Nagle w mojej kieszeni wibruje komórka. Wyjmuję ją. Na ekranie wyświetla się nieznany mi numer. Odbieram mimo wszystko. Może to coś ważnego.
-Halo?- Odzywam się.
-Jared? Tu Andrew Niccol.- Przedstawia się mój rozmówca. Zdaje się, że to jakiś reżyser, czy może scenarzysta.- Miałeś zadzwonić do mnie jak zastanowisz się nad rolą.- Już wiem co pisało na ostatniej karteczce z łazienki.
-A tak, przepraszam, zapomniałem. Za dużo wydarzeń na tydzień.- Mruczę.
-Podaruję ci to. To jak, przyjmujesz tą rolę?- Zastanawiam się przez moment. Skoro jej już nie ma to...
-Przyjmuję.- Wypuszczam powietrze z ust. Nie wierzę, że to powiedziałem. Drapię się po głowie. Chyba już nie ma odwrotu.
-W takim razie moja asystentka podrzuci ci scenariusz. Planujemy zacząć kręcić na początku sierpnia...
CZYTASZ
Bright Lights
FanfictionNajpierw zaplątały się w sobie nasze spojrzenia, potem splatały się słowa, po nich splotły się dłonie, a potem to już poszło i teraz cali jesteśmy splątani ze sobą nie do rozplątania.