94. DITA I HALA

75 8 4
                                    

11 styczeń 2013

Uzupełniam dokumenty związane z lokalem, gdy do środka wchodzi czarnowłosa kobieta. Ubrana jest w czarną, prostą sukienkę do kolan. Uśmiecha się do mnie, a ja podnoszę się z krzesła i okrążam drewniany stół. Wyciągam w jej kierunku dłoń, a ona ją ściska.

-Dzień dobry, jestem Olivia Richardson.- Przedstawiam się, po raz kolejny używając dawnego nazwiska. Do tej pory czasem mi się to zdarza.- To ja do pani dzwoniłam.

-Dita von Tease albo Heather Sweet. Jak wolisz.- Uśmiecha się. Opieram się o stolik.

-Usiądź. Mam dla ciebie propozycje. Mój mąż nagrywa teledysk i szuka kilku osób. Billie Joe wspominał, że jesteś całkiem sympatyczną osobą, która byłaby w stanie nam pomóc.

-Czyli mam pomóc wypromować się zespołowi twojego męża, tak?- W momencie, gdy wypowiada ostatnie słowo z drugiego pomieszczenia wychodzi Leto z pudełkiem z pluszowymi granatami w kształcie serca.

-Aniele, gdzie to położyć?- Pyta, nie zauważając mojego gościa.

-Pod ścianą.- Wskazuję miejsce obok kanapy.- Więc, Dita, wracając do rozmowy. Wydaje mi się, że już się wypromowali.- Poszerzam uśmiech, a do mnie podchodzi Jay.

-Kogo ja widzę, sam Jared Leto.- Odzywa się.- A ty jesteś córką Terryego? Nie skojarzyłam, że to ty. Nie jesteś ani trochę podobna do ojca.

-Całe szczęście.- Rzucam.

-To od chłopaków z Green Daya?- Wskazuje na pudło.

-Tak. Prezent świąteczny. Tylko nie mogą zapamiętać naszego adresu, dlatego wysłali to tu. To jak z tym teledyskiem?

-Masz już gotowy pomysł?- Zwraca się muzyka, a ja wracam za stół.

-Oczywiście.

***

Zatrzymuję się, obserwując jak Jake wyciąga z kieszeni pęk kluczy, a następnie każdym po kolei próbuje otworzyć drzwi do wielkiej hali. W końcu, metodą prób i błędów, udaje mu się to. Wślizguje się do środka. Wchodzę za nim, przepuszczona przez Jareda. W środku nie panuje całkowity mrok, ale zupełnie jasno też nie jest. Rozglądam się wkoło.

-Adrien mówi, że możecie korzystać z tej hali ile chcecie.- Odzywa się właściciel baru. Spoglądam na muzyka, który zapisuje coś w notesie. Zaczepiam się na jego ramieniu.

-Musicie załatwić jakieś lampy.- Mówię, a ten z uśmiechem wskazuje na nabazgraną kartkę.

-Już zapisałem.- Odwraca się i cmoka mnie w policzek.- Myślę, że to miejsce jest idealne.- Odzywa się głośniej, przez co odzywa się za nim echo. Niebieskooki marszczy brwi. Przez moment milczy, jakby zastanawiając się nad czymś, a dokładniej nad tym co usłyszał po swojej wypowiedzi.- Myślisz, że jak zwieziemy tu wszystko i wszystkich, to echo zniknie?- Zwraca się do mnie.- Zresztą i tak tylko nagrywamy teledysk, a piosenkę podłożymy do obrazu.

-Mimo wszystko sądzę, że jak będzie tu tyle ludzi, to echo powinno zniknąć. Zadzwonić do Shannona?- Wyciągam z tylnej kieszeni dżinsów komórkę.

-Nie ma potrzeby. Ma wpaść wieczorem do nas. Mogłabyś zrobić kilka zdjęć? Musimy pomyśleć nad ustawieniem wszystkiego.- Przykładam do twarzy aparat, który cały czas wisi na mojej szyi i pstrykamy kilka fotografii, w tym takie z zamyślonym Jaredem w tle, które całkiem ładnie będzie wyglądać oprawione, wisząc w sypialni na ścianie. Po raz ostatni pstrykam guziczek, tym razem uchwycając Jake'a.

-Gotowe.- Mówię, gdy lustrzanka z powrotem wisi na szyi.

-Jeszcze spytam, ile będzie kosztować nas wynajem?- Jared zagryza wargę, wpatrując się w blondyna.

-Nic. Adrien oczekuje tylko w Wikipedii miejsca gdzie nagrywaliście.- Mężczyzna uśmiecha się szeroko.- Dobra, dzieciaczki, ja bym z wami tu jeszcze powiedział, ale przypominam, że to Pat został opiekunką Luckie, więc radzę się pospieszyć.- Klaska w dłonie. Wychodzimy z budynku i godzinę później zatrzymujemy się pod kamienicą, w której mieszkają bracia. Wychodzimy na trzecie piętro, gdzie został młodszy bliźniak z naszą córeczką. Jake otwiera mieszkanie, a zaraz potem w przedpokoju pojawia się nasza córka, a zaraz za nią Patrick. Oboje na czworakach.

-Co robicie?- Pytam, przystając w progu, dzięki czemu blokuję drogę Elizabeth na klatkę schodową, gdzie za wszelką cenę próbuje się dostać. Schylam się i podnoszę ją na ręce, a blondyn teraz siada po turecku i uśmiecha się szeroko.

-Jak to co? Bawimy się. Prawda, Bubu?- Dziewczynka podskakuję, cały czas trzymana przeze mnie i wystawia ręce do barmana.

-Bubu!- Woła.

***

Wychodzę z łazienki, ubrana jedynie w koszulkę Jareda i przechodzę do sypialni. Podchodzę do parapetu, na którym stoi mój kubek z Kubusiem Puchatkiem z resztką zimnej już herbaty. Wypijam ją do końca, a do pomieszczenia wchodzi Jay.

-Zasnęła?- Pytam, a ten kiwa głową, po czym po prostu pada na łóżko.- Czyli mamy resztę wieczoru dla siebie?- Dopytuję, zagryzając wargę. Mężczyzna podnosi się na łokciach i przez moment sunie wzrokiem po moim ciele, zatrzymując się dłużej na nogach.

-Na to wygląda.- Uśmiecha się, wyciągając rękę w moim kierunku. Podchodzę do łóżka i siadam na muzyki okrakiem, by następnie wbić się w jego usta. W momencie gdy jego dłoń wsuwa się pod koszulkę z pokoju obok dobiega płacz. Wzdycham cicho, odrywając się od słodkich warg.

-Ja do niej pójdę.- Cmokam go jeszcze, po czym wstaję i przechodzę do pokoiku naszego dziecka.- Hej, Luckie, co się stało?- Pytam, nachylając się nad łóżeczkiem. Dziewczynka wyciąga do mnie rączki, więc podnoszę ją. Wtula się w moją szyję.

-Mama.- Mówi. Nadal w to nie wierzę, że w ciągu niecałych dwóch tygodni nauczyła się mówić "mama", "kuku" i "Babu".

-Jestem tutaj, maleńka.- Cmokam ją w główkę, siadając na fotelu w rogu pomieszczenia.- Przyśniło ci się coś?- Głaskam ją po plecach uspokajająco, bo zdaję sobie sprawę z tego, że normalnie nie budzi się już z płaczem.

-Pomóc?- Odwracam się w kierunku głosu, podobnie jak dziewczynka i dostrzegamy opierającego się o framugę Jareda.

-Bubu.- Uśmiecham się, dostrzegając minę niebieskookiego.

-Nie Bubu, tylko tata.- Muzyk podchodzi bliżej i siada na oparciu. Cmoka ją w główkę, podobnie jak ja przed momentem.- No i dlaczego nie śpisz? Przecież przed momentem cię uśpiłem.- Zabiera ją z moich kolan i przekłada na swoje.

-Mama.- Elizabeth wystawia rączki w moim kierunku, więc wraca do mnie, jednocześnie ziewając.

-Idź spać. Ja ją położę i zaraz przyjdę.- Zwracam się do mężczyzny. Ten z ociąganiem wstaje i wychodzi. Przez moment siedzę jeszcze z zasypiają Luckie, a potem wkładam ją do łóżeczka, wręczam pluszową żyrafę i przykrywam kocykiem. Przechodzę do sypialni, gdzie młodszy Leto śpi rozwalony na środku łóżka, ubrany jedynie w spodnie od piżamy. Kręcę głową z politowaniem i siadam mniej więcej na wysokości jego brzucha.- Śpiochu, posuń się trochę.- Dźgam go w żebra, a ten mruczy coś pod nosem i jeszcze bardziej się rozkłada. Jeczę cicho, ponawiając dźganie. Nawet nie wiem kiedy ląduję na nim, przyciągnięta przez jego silne ramiona.

-Nie ładnie tak męża atakować.- Mówi tuż przy moich ustach, po czym się w nie wbija.

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz