3 grudnia 2012
Łapię gwałtownie komórkę, by mój dzwonek nie obudził Elizabeth i odbieram nawet nie patrząc, kto dzwoni. Przykładam komórkę do ucha, jednak odzywam się dopiero, gdy wychodzę z pokoiku małej.
-Halo?- Schodzę na dół, gdzie Henry robi obiad.
-Cześć, Aniołku.- Uśmiecham się, słysząc głos Jareda. Martwiłam się o niego, bo od wczoraj nie odbierał telefonu.- Przepraszam, że nie oddzwoniłem. Mieliśmy taki zapiernicz na planie, że sobie nawet nie wyobrażasz.- Wzdycha.- Co u was? Tęsknię za wami.
-Jadłeś coś dzisiaj?- Pytam, prosto z mostu, wchodząc do kuchni.
-Nie.- Odpowiada, po chwilowej ciszy.
-Wiesz, jaką mam w tym momencie ochotę ci przywalić, Leto?- Fuczę ze złością.- Jesteś małym dzieckiem, że mam ci przypominać o jedzeniu? W tej chwili idź coś zjeść.
-Lee, jest już późno. Na kolacje coś zjem.- Zaciskam zęby.
-Nawet mnie nie denerwuj...- Słyszę jak coś upada w tle.- Jay, co to było?- Dopytuję, ale odpowiada mi cisza.- Leto, nie żartuj sobie ze mnie.- Po raz kolejny odpowiada mi cisza.- Jared?- Spoglądam na Henrego, który z zaciekawieniem mi się przygląda.- Nie odpowiada.- Mówię, łamliwym głosem.
-Może zemdlał. Kiedy ostatnio coś jadł?
-Nie wiem. Na pewno nie dzisiaj.- Rozłączam się, próbując zadzwonić jeszcze raz, ale to nic nie daje. Po kolejnych kilkunastu razach, postanawiam wykorzystać numer alarmowy do McConaugheya, który dostałam od niego na jednej z sesji. Mężczyzna odbiera od razu.- Matt, tu Olivia.- Odzywam się od razu.- Sprawdź co z Jaredem. Boję się o niego.- Mówię, na jednym wydechu.
-Coś się stało?- Dopytuję, a ja słyszę jak gdzieś idzie.
-No właśnie nie wiem.- Matthew się zatrzymuje, zapewnie pod drzwiami mojego męża.
-Hej, Leto, otwieraj!- Puka, a ja jestem pewna, że nikt mu nie odpowiada.- Jakby co, to włamuję się do jego pokoju.- Oznajmia. Przez chwile panuje cisza, a potem padają słowa przez które martwię się jeszcze bardziej.- O cholera!
* * *
Wysiadam z taksówki i spoglądam na budynek szpitala. Jak najszybciej płacę kierowcy, który przywiózł mnie tutaj z lotniska i z małym plecakiem wchodzę do środka, gdzie czeka na mnie Matthew. Mężczyzna od razu podchodzi do mnie.
-Cześć. Szybko się tu zjawiłaś.- Mówi.
-I tak za wolno. Gdzie on jest?- Pytam, a ten rusza z miejsca. Idę jego śladem, by po chwili stanąć pod białymi drzwiami.
-To tutaj. Skoro już tu jesteś, ja wracam do hotelu, bo cały czas przy nim byłem.
-Dziękuję.- Odzywam się.- Za wszystko.- Aktor macha ręką i bez słowa odchodzi. Łapię klamkę i powoli otwieram drzwi do pomieszczenia. Na łóżku leży Jared przyłączony do różnych aparatów. Odwraca się w moim kierunku i uśmiecha.
-Już mnie wkurzasz.- Mówię, choć w głębi skaczę ze szczęścia, że nic poważnego mu się nie stało. Siadam na stołku, ale po jego spojrzeniu przesiadam się obok niego.
-Przepraszam.- Zaczyna, wyciągając dłoń w kierunku mojego policzka.- Jestem idiotą.- Wywracam oczami.
-No co ty, Leto, naprawdę? Nie domyśliłam się wcześniej.- Decyduję się na sarkazm.- Zastanawiam się tylko co ja jeszcze robię w tym związku.- Wzdycham.- Ciągle słyszę tylko „Przepraszam, jestem kretynem.".- Dzięki jednej z maszyn, doskonale słyszę, że bicie jego serca przyśpiesza.
-Chyba... Nie zamierzasz...- Żyłka pod jego okiem drga, a robi to tylko jak śpiewa, więc musi być nieźle przerażony, szczególnie, że w dodatku się jąka.
-Aleś ty jest tępy.- Mruczę.- Nie odchodzę od ciebie, nawet o tym nie myśl. Albo raczej, zacznij wreszcie myśleć, tym pustym łbem.- Brunet oddycha z ulgą.- Najadłam się niezłego stracha przez ciebie.- Kładę się obok niego, a ten obejmuje mnie ramieniem, żebym nie spadła.
-Jeszcze raz przepraszam. Będę już jeść, obiecuję.- Całuje mnie w skroń.- Kocham cię bardzo.
-Ja też cię kocham, Jared.
CZYTASZ
Bright Lights
FanfictionNajpierw zaplątały się w sobie nasze spojrzenia, potem splatały się słowa, po nich splotły się dłonie, a potem to już poszło i teraz cali jesteśmy splątani ze sobą nie do rozplątania.