Podnoszę się z łóżka nie wiedząc czy to wszystko było tylko koszmarem, czy okropną prawdą. Jednak karteczka od muzyka z baru utwierdza mnie w tej okropnej rzeczywistości. W moich oczach pojawiają się łzy, gdy uświadamiam sobie, że już nigdy z nią nie porozmawiam. Podbiegam do telefonu, wiszącego na ścianie w przedpokoju i wykręcam numer do osoby, która zawsze wie co zrobić. Po chwili po drugiej stronie odzywa się zaspany głos.
-Halo?
-Jake, możesz do mnie przyjechać? Potrzebuję cię.- Pociągam nosem.
-Olivia? Będę za dziesięć, do dwudziestu minut.- Rozłącza się, a ja idę do kuchni, skąd doskonale widać podjazd. Zastygam w bezruchu na około piętnastu minut. Ożywam dopiero w ramionach mężczyzny.- Co się stało, maleńka?- Pyta, nie wypuszczając mnie.
-Mama miała wypadek.- Wyszeptuję, chowając głowę w jego ramieniu.- Nie żyje.- Po raz kolejny płaczę jak szalona.- Zostawiła mnie tu samą.
-Nie jesteś sama.- Blondyn całuje mnie we włosy.- Masz nas. Zajmiemy się wszystkim.- Dodaje.- A teraz chodź na górę. Powinnaś się położyć.
-Co chwilę się budzę. Nie chcę tu zostać.- Mruczę.
-W takim razie jedziemy do mnie.- Blondyn przez jakiś czas zbiera moje rzeczy, które następnie wkłada do plecaka. W końcu, obejmując mnie, prowadzi do samochodu. Po piętnastu minutach jesteśmy na miejscu. Starszy Foley przygotowuje łóżko w pokoju gościnnym, a ja przyglądam się temu. W końcu staje przede mną.- Posiedzieć z tobą?
-Nie. Dziękuję.- Ostatni raz wtulam się w Jake, po czym wchodzę pod kołdrę, a on wychodzi z pokoju. Nie zasypiam, nie mogę spać, bo wiem co będzie mi się śnić.
CZYTASZ
Bright Lights
FanfictionNajpierw zaplątały się w sobie nasze spojrzenia, potem splatały się słowa, po nich splotły się dłonie, a potem to już poszło i teraz cali jesteśmy splątani ze sobą nie do rozplątania.