Na początku chcę zaznaczyć, że to najgorszy mój rozdział, ale musiałam go napisać. I mam pytanie. Ktoś to w ogóle czyta?
-----------------------------------------------------------------------------------------
26 listopad 2007
Nachylam się nad sedesem i zwracam śniadanie, jednocześnie słysząc jak ktoś wchodzi do mieszkania. Najchętniej spytałabym się kto to, ale nie mogę oderwać się od mojego ostatniego towarzysza.
-Złociutka, nie martw się, to tylko ja.- Słyszę kobiecy głos i od razu rozpoznaję kto jest moim gościem. Byłam na zakupach i przy okazji kupiłam kilka rzeczy dla ciebie.- Constance pojawia się w toalecie, a ja ocieram chusteczką usta i opieram się o ścianę.
-Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.- Mówię, podnosząc się.
-Nadal ci nie przeszło?- Podchodzę do zlewu i łapię szczoteczkę do zębów.
-Nie. To już piąty dzień, jak mnie męczy, ale co dziwne tylko rano.- Szoruję porządnie zęby, a blondynka przez cały czas przygląda mi się dokładnie, widoczne nad czymś myśląc.- Chodź do kuchni. Zrobić ci herbatę?- Pytam, wchodząc do pomieszczenia.
-Poproszę.- Kobieta siada na kanapie w salonie. Wyciągam dwa kubki i po chwili napełniam je wodą. Stawiam je na szklanym stoliku i siadam obok mamy braci Leto.- Olivia, ty jesz cokolwiek? Strasznie zmizerniałaś.
-Robię sobie jakieś jogurty wegańskie, bo tylko to przełknę, ale po chwili i tak ląduje to wszystko w rurach.
-Wiesz, kupiłam ci coś, bo chyba podejrzewam co to może być.- Kobieta zagryza wargę, ale zaczyna przeszukiwać swoją torebkę. W końcu wyciąga z niej jakieś różowe pudełeczko.- Pomyślałam, że może jesteś w ciąży.- Oznajmia, podając mi je. Przyjmuje je będąc w szoku. O tym nie pomyślałam, ale okres mi się spóźnia, chociaż to normalne, bo ciągle się czymś stresuję.
* * *
Podaje kobiecie pudełko z testem w środku i spoglądam na zegarek na nadgarstku.
-Lepiej będzie jeśli ty pierwsza na to spojrzysz.- Mówię.- Boję się.- Dodaję, siadając obok niej.- Jeśli naprawdę jestem w ciąży, to wszystko się zmieni.- Nabieram gwałtownie powietrza, a kobieta przyciąga mnie do siebie.
-Wszystko będzie dobrze. Chyba nikt nie wątpi w to, że będziecie dobrymi rodzicami.- Całuje mnie w czubek głowy.- A Jared zawsze marzył o dziecku. Nigdy o tym nie rozmawialiście?
-Kiedyś, ale wspólnie stwierdziliśmy, że to nie jest odpowiednia pora. On ma trasę, ja studio.
-Na razie musimy sprawdzić co wyszło.- Odsuwam się od Constance, a ta otwiera pudełeczko i wyciąga test. Analizuje pudełko, porównując z wynikiem.
-No i co?- Pytam, z zagryzioną wargą.
-Chyba zostanę babcią.- Kobieta uśmiecha się szeroko.- Już myślałam, że się nigdy nie doczekam.- Całuje mnie w czoło, a ja przymykam oczy, nie wiedząc jak zareagować. Ale przecież zostanę mamą. Powinnam być szczęśliwa. Przykładam dłoń do płaskiego jeszcze brzucha i głaskam go, zastanawiając się kiedy to się stało, przecież zawsze się zabezpieczaliśmy... Oprócz wtedy w moje urodziny. Uśmiecham się jeszcze szerzej. To chyba mój prezent urodzinowy.
-Uwierzyłabyś? Tam ukrywa się malutka istotka.- Po moim policzku spływa samotna łza szczęścia.
-Tak samo zareagowałam na wieść o Shannonie, a potem o Jardzie, tylko w tamtych czasach nie było testów ciążowych.
-W przyszłym tygodniu muszę iść do lekarza.- Koduję w głowię tą informacje.- Potem muszę przygotować wszystko na urodziny Jareda.
-Pomogę ci w tym. Nie możesz się teraz przemęczać, ani tym bardziej stresować.
-Właśnie. Jared. Zaraz powinien tu być, ale on nie może się jeszcze dowiedzieć.
-Dlaczego? Myślę, że powinien wiedzieć.- Spogląda na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Myślałam, że znasz swojego syna. Pierwsze co zrobi, to powie, że musi mnie pilnować i nie może sobie pozwolić na kręcenie jakiegoś tam filmu i w ten oto sposób zrezygnuje z filmu, którego zdjęcia planowo powinny się skończyć za dwa tygodnie.
-Tu masz racje.
-Mogłabyś wyrzucić test do śmietnika przed kamienicą jak będziesz wychodzić? Nie chcę, żeby go znalazł.
-Oczywiście.- Salutuje mi, a ja unoszę kąciki ust jeszcze wyżej.
-Kiedy lecisz do LA? Muszę wszystko przygotować, tak żeby Jay niczego nie podejrzewał.
JARED
Spinam się po schodach na drugie piętro, po drodze zastanawiając się dlaczego mamy nie było w mieszkaniu. I tak, przez swoją nieuwagę wpadam w kogoś.
-Synuś, uważaj jak chodzisz.- Kobieta klepie mnie po głowie, a ja uśmiecham się szeroko.
-Właśnie od ciebie wracam.- Mówię, całując ją w policzek.- Mam do ciebie sprawę życia i śmierci. Kiedy wylatujesz do LA?
-Za półtora tygodnia.- Odpowiada.- Wiesz, że przed momentem dokładnie o to samo pytała mnie Olivia? Chyba naprawdę jesteście dla siebie stworzeni.- Czochra moje włosy.- O co chodzi?- Przez moment grzebię w moim plecaku, by moment później wyciągnąć z niego małe, bordowe pudełeczko.
-Kupiłem pierścionek. Chcę się oświadczyć, ale dopiero jak skończą się zdjęcia i najlepiej jeśli to będzie w Los Angeles. Wiem, że kocha to miasto, a nie chcę, żeby czegoś podejrzewała, więc może mogłabyś do zabrać ze sobą do Stanów?- Zagryzam wargę.
-Oj, Jared, zastanawiam się kiedy ty tak dorosłeś. Oczywiście, że ci pomogę. Jestem z ciebie bardzo dumna.- Całuje mnie w czoło.
-Ale ani słowa Olivi, dobrze?
-Masz moje słowo, a teraz idź do niej, bo czeka na ciebie. Porozmawiamy kiedy indziej.
-Dziękuję, mamo. Kocham cię.- Uśmiecham się do niej, obserwując jak chowa pudełeczko w torebce.
-Ja też cię kocham, synku, ale teraz biegnij do swojej dziewczyny.- Kobieta znika za rogiem, a ja słucham jej rady i biegiem pokonuje ostanie stopnie do drugiego piętra. Otwieram drzwi i wchodzę do przedpokoju.
-Wróciłem, Aniołku!- Krzyczę, a ona po chwili pojawia się przy mnie i wtula w moje ciało.
-Tęskniłam za tobą.- Całuje mnie gwałtownie, a ja zastanawiam się co skłoniło ją do takiego kroku. Zazwyczaj jest czymś zajęta i po prostu mi odpowie.
-Ja za tobą też. Ale coś się stało?- Odsuwam ja leciutko i przyglądam dokładnie.
-Miałam ciężki tydzień.- Wymrukuje, a ja przejeżdżam dłonią po jej włosach.
-A pamiętałaś, żeby jeść, bo nie wyglądasz najlepiej.- Pstrykam ją w nos.
-Pamiętałam.- Ponownie się we mnie wtula.
-Na pewno wszystko dobrze? Zazwyczaj jesteś mniej uczuciowa.- Całuję ją w czubek głowy.
-Ja staram się być miła, a ty co?- Marszczy nosek, a ja przyciągam ją do siebie.
CZYTASZ
Bright Lights
FanfictionNajpierw zaplątały się w sobie nasze spojrzenia, potem splatały się słowa, po nich splotły się dłonie, a potem to już poszło i teraz cali jesteśmy splątani ze sobą nie do rozplątania.