55. HAWAII cz.2

79 8 4
                                    

14 sierpień 2007

Otwieram oczy i przez moment zastanawiam się gdzie jestem, ale w końcu doznaję olśnienia. Podnoszę się na łóżku, ziewając.

-Aniele?- Wołam, ale nikt mi nie odpowiada, wstaję więc i przeciągam przez głowę koszulkę, która zdążyła już wyschnąć po wczorajszej, wieczornej wizycie na plaży. Zaglądam do wszystkich pomieszczeń, ale dziewczyny nie ma. Nawet taras sprawdzam. Wracam zrezygnowany do domku, a w sypialni stoi czarnowłosa, owinięta w ręcznik.- Gdzie ty byłaś?- Pytam, pochodząc do niej i obejmując, mimo, że jest mokra.

-Na basenie.- Całuje mnie w nos.- Mówiłam, że będę rano pływać.- Uśmiecha się słodko.- Brax wpadł i przyniósł nam manapua.- Spoglądam na nią, nie rozumiejąc o co chodzi.- Tu takie bułeczki z różnymi dodatkami.- Wyślizguje się z mojego uścisku i idzie do kuchni.- No co tak stoisz. Chodź na śniadanie.- Podążam za nią i siadam przy małym stoliczku w kącie pomieszczenia.- Jak się spało w nowym miejscu?

-Dobrze. A tobie?- Kładę głowę na dłoni i przyglądam się jak dziewczyna wlewa do kubka wodę, robiąc nam kawę.

-Z tobą to nawet pod mostem spałoby mi się dobrze.- Z uśmiechem odkłada naczynia razem z bułeczkami obok mnie.

-Mam nadzieję, że nigdy tego nie sprawdzimy. A ty masz coś pod tym ręcznikiem?- Unoszę głowę z ciekawością.

-A chcesz zobaczyć?- Fotograf zagryza wargę, po czym odwraca się i ruszając seksownie tyłeczkiem, rozszerza ręcznik, po czym odwraca się, mając na sobie strój kąpielowy.

-Aj, to nie fair.- Mruczę, z powrotem opadając na blat.

-Naprawdę myślałeś, że pływałam bez stroju?- Czarnowłosa zajmuje miejsce obok mnie.

-No wiesz...- Odburkuję.

-No dobra, raz mi się zdarzyło.- Wywraca oczami, a ja robię zdziwioną minę.- Albo dwa... No może więcej.- Dodaje.- Ale tylko w środku nocy, jak już wszyscy spali.

-Mówisz poważnie?- Siadam prosto i przyglądam się mojej ukochanej, popijającej właśnie kawę.

-Tak. Ty nigdy tego nie robiłeś?- Przeczę ruchem głowy, łapiąc bułeczkę.- No to już wiem, co robimy dzisiaj w nocy.- Puszcza mi oczko.

* * *

Leżę na kolorowym ręczniku i przyglądam się jak moja dziewczyna w zawziętością kopie dziurę w piasku.

-Tak właściwie, to co robisz?- Pytam w końcu, po kilkunastu minutach.

-Nie rozpraszaj mnie.- Syczy, a ja krzywię się. Kładę się na plecy i przymykam oczy, a do moich uszu cały czas dociera szum fal. W pewnym momencie ktoś zasłania mi słońce. Uchylam powieki i nad sobą dostrzegam Braxtona.

-Co jej odbiło?- Pyta, siadając obok mnie.- I cześć. Dawno się nie widzieliśmy.

-Cześć. Nie mam pojęcia. Kopie tak już od pół godziny.- Mówię, patrząc na zegarek w komórce. Podnoszę się do pozycji siedzącej.- Co u ciebie?

-Wróciłem na stare śmieci. Chociaż może, kto wie, kiedyś jeszcze zamieszkam w wielkim mieście i zostanę sławny.- Wzrusza ramionami, a w mojej głowie pojawia się drobna myśl.

-Wiesz, może jeśli będziemy potrzebować, to co ty na to, żeby zostać naszym muzykiem koncertowym? Ale to nie teraz. I nie rób sobie nadziei, bo nawet nie wiem czy będzie ku temu okazja, ale jeśli, będziesz pierwszą osobą na liście. Co ty na to?

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz