96. UP IN THE AIR CZ.2

76 8 7
                                    

18 styczeń 2013

Wchodzę do hali prosty jak struna, na rękach trzymając Luckie. Kieruję się na środek, gdzie powinni się zebrać wszyscy, tak jak to było dotychczas. Mniej więcej w połowie drogi, dobija do mnie Shannon z krzywą miną.

-Tak, wiem, spóźniliśmy się, ale były straszne korki, a musieliśmy wstąpić jeszcze po Babu.- Tłumaczę, zanim w ogóle ten się odezwie. Mężczyzna macha ręką z lekceważeniem, a ja zatrzymuję się i aż mrużę oczy, spoglądając na niego. Nie skomentował mojego spóźnienia? To jest podejrzane.- W takim razie, co się stało?

-Ten facet mnie przeraża.- Mówi, wskazując na mężczyznę, rozmawiającego z naszym kamerzystą. Marszczę brwi, bo nie widziałem tego człowieka na oczy.

-Kto to w ogóle jest?- Pytam, a Shan robi zdziwioną minę. W tym samym czasie, niebieskooka na moich ramionach łapie moje włosy i ciągnie je.

-Miałem spytać cię o to samo.- Rzuca i przez chwile wpatrujemy się w nieznajomego. Tak właściwie, przyglądamy mu się dopóki nie omija nas moja żona i z wielkim uśmiechem całuję go w policzek.- Chyba Oliver go zna.

-No co ty?- Mruczę, kontynuując moją drogę, zostawiając brata w tyle. Podchodzę do rozmawiającej pary.- Yyy... Dzień dobry.- Mówię, a ten kieruje swoje oczy na mnie, a te moment później rozszerzają się chyba dziesięciokrotnie. Facet jest chyba mniej więcej w wieku braci Foleyów, a ja mam przypuszczenia, że to kumpel starszego z nich.

-Cholercia, całe życie tu mieszkam i pierwszy raz ktoś sławny, z własnej nieprzymuszonej woli mówi mi 'dzień dobry". Także, dzień dobry, panie Jaredzie.- Uśmiecha się, wysuwając w moim kierunku dłoń, ale dostrzegając, że w jednej ręce trzymam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, a w drugiej córkę, która powoli się niecierpliwi, opuszcza ją.

-Proszę mi mówić po imieniu.- Odzywam się, spoglądając na moją żonę.

-No dobrze. Ja jeszcze się tu rozejrzę, a potem już wam nie przeszkadzam.- Z wielkim uśmiechem, odchodzi, a ja pierwsze stawiam na ziemi torbę, a potem kieruję wzrok na Olivię.

-To właściciel hali?- Pytam, a ta potwierdza ruchem głowy.- Adrien, tak?- Dopytuję. Pomimo tego, że wynajęliśmy to miejsce, mężczyznę nie widziałem na oczy, bo klucze przekazał nam przez Jaka. Gdy otrzymuję twierdzącą odpowiedź, uśmiecham się lekko, przyglądając się jak mężczyzna krąży po hali, oglądając wszystko z niemałym zainteresowaniem.

***

Siadam na podłodze i odkręcam butelkę wody, a następnie wypijam połowę. Teledysk właśnie został nakręcony, ale Olivia chciała zrobić jeszcze kilka zdjęć. Rozglądam się dookoła, szukając mojego brata i córki, ale nigdzie ich nie dostrzegam. Za to przede mną zatrzymuje się Tomislav. Marszczę brwi, czekając aż się odezwie. W końcu po prostu pada obok mnie i plącze nogi, siadając po turecku.

-Koniec?- Pyta.

-Koniec.- Odpowiadam z uśmiechem, proponując mu napój. Bierze go bez zastanowienia i dopija do końca.- Nie widziałeś gdzieś Shannona?

-Spaceruje z Luckie na zewnątrz.- Podnoszę się z podłogi.

-Tak właściwie, to jak się Vicki czuje? Jakość wcześniej nie miałem kiedy zapytać.- Czarnowłosy śmieje się cicho.

-Dokładanie tak jak Emma. Też ciągle lata wymiotować.- Uśmiecha się szeroko, ale moment później jego uśmiech znika.- Matko, nie wierzę, że będę miał dziecko, zresztą nadal nie wyobrażam sobie tego, że wy też już dorośliście. To po prostu absurdalne.

-Kiedyś w końcu trzeba.- Zostawiam go w spokoju, a sam kieruję się do wyjścia z hali, jednak już przy drzwiach pojawia się Olivia z aparatem przewieszonym na szyi.- Skończyłaś?- Pytam, łapiąc ją w objęcia.

-Tak. Więc oficjalnie skończyliście nagrywać teledysk. I tak jak przewidziałam, zajęło wam to tydzień.- Uśmiecha się, całując mnie szybko.- A ty się tak właściwie gdzie wybierasz?- Marszczy brwi, przyglądając mi się z uwagą.

-Po naszą córkę idę. Podobno razem z Shanem spacerują koło hali.

***

Obejmuję ramieniem Olivię, która praktycznie na mnie leży jednocześnie przeglądając nagrany materiał. Spoglądam na Elizabeth, bawiącą się na dywanie, która powoli zaczyna ziewać.Cmokam szybko moją żonę w głowę, dzięki czemu zyskuję jej uwagę, bo aż zatrzymuje nagranie i odwraca się w moim kierunku.

-Idę położyć Luckie.- Mówię, a gdy ta prostuje się, wstaję z sofy. Kucam obok córki, a gdy ta wystawia rączki w moim kierunku, podnoszę ją na ręce.- Jay, jeszcze żyrafa.- Upomina mnie Lee, gdy już zamierzam ruszać na piętro. Wracam po pluszowe zwierzę, bez którego mała nie zaśnie, a gdy już trzyma go malutka, kieruję się na schody, by następnie wchodzę do jej pokoiku, pomalowanego na taki sam kolor jak pokój gościnny w naszym mieszkaniu w NY, czyli pomagranate.

-Bubu...- Dziewczyna łapie mnie za włosy, ciągnąc lekko, a ja wywracam oczami.

-Jestem tata, nie bubu.- Mruczę, siadając na fotelu w kącie.- Co powiesz na przesłuchanie Bright lights?- Sięgam wolną ręką do odtwarza i włączam nagranie, które specjalnie nagraliśmy dla Ellie, gdy mogła zasnąć tylko słuchając tego.- Wiesz, że jak ja nie mogłem zasnąć, jak byłem w twoim wieku, to twoja babcia puszczała mi "Life on mars"?- Mówię.- A teraz z twoimi wujkami mam zespół, a twoja mama śmieję się, że chyba rzeczywiście pochodzimy z marsa.- Całuję ją w główkę, bo ta ciągle spogląda na mnie dużymi, niebieskimi oczkami.- Bardzo cię kocham, wiesz malutka?- Uśmiecham się leciutko, ale moją uwagę zwraca jakiś ruch w okolicy drzwi, więc kieruję wzrok w tamtą stronę i dostrzegam Olivię, opierającą się o framugę, która trzyma kolorowy kocyk.

-Kocyka zapomniałeś.- Unosi kąciki ust w górę. Podchodzi bliżej i nachyla się nad dziewczynką.- A ty nie słuchaj taty. To głupek.- Cmoka ją w główkę, tak jak ja przed momentem.

-Mama żartuje. Nie jestem głupkiem.- Prostuję, a malutka wierci się przez moment, a gdy już Olivia wychodzi z pokoju, ustawia się, wczepiona w moją koszulkę.- To chyba znaczy, że komuś chce się spać.- Uśmiecham się lekko. Przez chwilę czekam, aż Elizabeth zaśnie, a gdy jej oczka już są zamknięte, wkładam ją do łóżeczka, przykrywam kolorowym kocykiem i kładę obok niej pluszową żyrafę, a gdy już chcę odejść, po pomieszczeniu rozbrzmiewa "Highway to hell". Jęczę cicho, ale jednocześnie rzucam się w poszukiwaniu telefonu pani fotograf, zanim dzwonek obudzi malutką. Zresztą dziwne, że już się to nie stało. Na szafce, stojącej pod ścianą, leży torba, z rzeczami naszej córki, więc to z niej moment później wyciągam dzwoniącą komórkę. Odbieram, ale odzywam się dopiero stojąc na korytarzu.- Halo?- Wychodząc nawet nie spojrzałem na numer, więc nie mam pojęcia kogo mogę się spodziewać po drugiej stronie.

-Jared? Dobrze, że to ty odebrałeś.- Wzdycha moja rozmówczyni, a na moich ustach pojawia się uśmiech.- Macie plany na jutro?

-Dobry wieczór, Annie.- Witam się z matką Terenca.- Ja jestem wolny, ale nie wiem co Olivia planuje.- Mówię zgodnie z prawdą.

-W takim razie nie widzę przeciwwskazań, żebyście nie przyjechali do nas na weekend.- Wywracam oczami. Tak to już jest z tą kobietą, a mi za bardzo przypomina moją żonę. Schodzę po schodach, zatrzymując się w salonie, który jednak jest pusty.- Tak dawno nie widziałam się z dziewczynami.- Wzdycha.- No i z tobą.- Śmieję się cicho.

-Tak, wiem, wiem. Jak tylko znajdę Lee, to sobie porozmawiacie.- Akurat z końcem jej wypowiedzi z kuchni wychodzi czarnowłosa i marszczy brwi.- O, właśnie ją znalazłem- Mówię.- To do zobaczenia.- Podaje jej telefon i wracam na swoje poprzednie miejsce na sofie.

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz