25 marzec 2011
Przechodzę koło łazienki i do moich uszu dociera śpiew Jareda z pod prysznicu. Aktualnie wydziera się, udając Davida Bowiego .
-We can beat them, just for one day
We can be Heroes, just for one day!- Śpiewa, a ja uśmiecham się lekko. Tego właśnie brakowało mi w Nashville.
-Ciszej, Jay!- Wołam, mimo wszystko.- Shannon narzeka.- Dodaje.
-Przekaż mu, żeby się w dupę pocałował!- Parskam śmiechem słysząc odpowiedź niebieskookiego. Kontynuuje moją drogę do sypialni i do szafy odkładam poskładane ciuchy, a gdy wracam na dół, drzwi od łazienki się otwierają i z pomieszczenia wychodzi muzyk, owinięty w pasie ręcznikiem.- Dawno temu przyjechał?- Pyta, łapiąc mnie w ramiona.
-Jakieś 10 minut temu. Aktualnie opróżnia nam lodówkę.- Cmokam go w usta.- Tak, więc się pośpiesz.- Wyplątuję się z jego ramion i schodzę po schodach do salonu.- Shan, Emma z tobą nie przyjechała?- Mówię w kierunku kuchni, z której po chwili wychyla się głowa perkusisty.
-Yyy… Nie?- Odpowiada z pełną buzią. Przełyka to co do tej pory żuł.- Pojechała załatwić coś z wyjazdem do Brazylii. Za godzinę powinna wrócić.- Ponownie znika.- Jack dzwonił.- Słyszę jeszcze, więc podążam za nim. Otwiera lodówkę, zapewnie chcąc jeszcze coś zjeść.
-Emma ci nie karmi?- Rzucam, a ten odwraca się w moim kierunku.
-Jest zajęta czymś innym.- Mówi z wielkim uśmiechem, a ja krzywię się, zarzucając sobie w duchu, że w ogóle zadałam mu to pytanie.- Nie mamy czasu na jedzenie.- Wysyła mi oczko, a do nas dołącza Jared.
-Bro, przestań nas objadać.- Mruczy na wstępie, a ja chwytam swój telefon, leżący na blacie.
-Nie wiesz po co dzwonił?- Pytam, a ten tylko wzrusza ramionami.
-Prosił, żebyś oddzwoniła.- Wychodzę do salonu, żeby im nie przeszkadzać i wybieram numer mojego cholernego przyjaciela. Odbiera prawie od razu.
-Cześć, Lizi. Mam mały problem.- Mruczy.- Zapomniałem powiedzieć Roxie, że lecę do NY i nie mam zarezerwowanego hotelu…- Przerywam mu, opadając na sofę, która stoi obok perkusji starszego z braci.
-Jedź do Terrego i poproś go o zapasowy klucz do mieszkania i powiedz mu, że miał do mnie zadzwonić wczoraj.
-Dzięki, wiedziałem, że na ciebie mogę liczyć.- Oczyma wyobraźni widzę jego uśmiech.- Tak właściwie to już u niego jestem, ale wolałem się upewnić. Mówi, że zadzwoni wieczorem.
-Tylko niech uwzględni różnicę czasową.- Przymykam powieki.
-Oki. To pa.- Cmoka i rozłącza się, a ja tkwię w takiej pozycji dopóki ktoś nie zwala się na mnie.
-Shannon Christopher Leto, zabieraj ze mnie swój wielki tyłek.- Syczę, a ten ze śmiechem zajmuje miejsce obok mnie.
-Nawet nie wiesz jak mi cię brakowało.- Cmoka mnie w policzek, a ja wywracam oczami.
* * *
Wychodzę na taras i uśmiecham się na widok Jared, który stoi na brzegu basenu z kubkiem herbaty w dłoni. Podchodzę do niego.
-O czym tak myślisz?- Pytam.- Stoisz tu już pół godziny.- Mężczyzna spogląda na mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczętami.
-Wyjdź za mnie.- Oznajmia, a ja otwieram lekko usta.- Wiem, że dopiero od kilku dni jesteśmy znów razem, ale ja naprawdę chcę spędzić z tobą resztę swojego życia.- Uśmiecham się, zagryzając jednocześnie wargę.
-Zgoda.- Odpowiadam, a ten marszy brwi.
-Serio?- Potwierdzam ruchem głowy, z coraz większym uśmiechem.- Myślałem, że z godzinę cię będę błagać na kolanach.- Śmieje się cicho, obejmując mnie ramieniem.
-Kocham cię i po tym wszystkim, wiem, że nie mogę bez ciebie żyć.- Wspinam się na palcach i całuję go krótko.
-W takim razie, Aniele, ślub zorganizujemy zaraz po amerykańskiej części trasy, przed Europą, czyli przed 10 czerwca będziesz już moją żoną.
-Nie zapominaj, że Tomo i Vicki też chcą się pobrać. Nie obrażą się, że się tak wepchniemy przed nimi?- Zagryzam policzek od środka, a ten odkłada kubek na stolik obok i łapie moją twarz w swoje dłonie.
-Według nich powinienem cię poślubić od razu, po wparowaniu na twój ślub. Proponowali mi nawet podwójną ceremonie.- Cmoka mnie w nos.- Będą szczęśliwi, że w ogóle się na to zdecydowaliśmy.- Tym razem całuje mnie w usta, tak długo aż brakuje nam powietrza.
CZYTASZ
Bright Lights
FanfictionNajpierw zaplątały się w sobie nasze spojrzenia, potem splatały się słowa, po nich splotły się dłonie, a potem to już poszło i teraz cali jesteśmy splątani ze sobą nie do rozplątania.