113. NAJMĄDRZEJSZY CZŁOWIEK ŚWIATA

73 8 4
                                    

Prowadzę moją córeczkę po ulicach Paryża, w którym aktualnie mieszkamy od jakiś dwóch miesięcy. Przechodzimy przez przejście dla pieszych i znów znajdujemy się na chodniku, tym razem już w uliczce z kamienicą, w której mieszkamy. Gdy jesteśmy już mniej więcej w połowie drogi do wejścia na malutkie podwóreczko, moja towarzyszka podróży zatrzymuje się w miejscu. Wzdycham cicho i odwracam się w jej kierunku, po czym kucam, żeby znaleźć się na jej poziomie.

-Co tam, królewno?- Pytam, gdy ta milczy. Obserwuję jak napełnia buzie powietrzem, a po chwili spuszcza je ze świstem.

-Bo ja wiem, tato, że jesteś najmądrzejszy na świecie, no oczywiście za mamą, ale jednak nadeptujesz linie na chodniku. Dlaczego to robisz?- Powstrzymuję uśmiech, chcąc chociaż udać poważnego, ale chyba nic nie przychodzi mi mądrego na myśl. Nawet nie umiem obronić się na wiadomość, o zdetronizowaniu przez żonę z najmądrzejszych osób.

-Obiecuję się poprawić.- Wykrztuszam w końcu.- To jak? Idziemy dalej? Mama pewnie już na nas czeka.- Dziewczynka kiwa szybko głową w górę i w dół, a ja prostuję się i kontynuujemy podróż.

Tym razem staram się nie wdeptywać na linię, ale mój but jest za długi i po prostu nie mieści się w kostce, co wspólnie komentujemy jedynie westchnieniem. W ciszy wchodzimy na drugie piętro, a następnie do mieszkania. Mała biegnie do pokoiku, w którym nocuje i gdzie trzyma większość zabawek, a ja podążam do drugiej części mieszkania, przerobionej na studio fotograficzne, gdzie spodziewam się znaleźć moją żonę. I dostrzegam ją pochyloną nad biurkiem i sprawdzającą coś na laptopie, cały czas rozmawiającą po francusku. Opieram się o framugę i cierpliwie czekam, aż skończy rozmawiać z prawdopodobnie z jakąś osobą z Vogue o zdjęciach, które zrobiła na wczorajszej sesji, właśnie dla tego magazynu. W pewnym momencie odwraca się i wywraca oczami, ale na jej ustach pojawia się lekki uśmiech. Po mniej więcej dwóch minutach kończy, wzdychając z ulgą.

-Cześć.- Mówi, zamykając laptopa, bez wyłączenia go, a następnie zbliża się do mnie i wtula w moje ciało.- Dawno temu wróciliście?- Mruczy w moją koszulkę.

-Przed momentem.- Cmokam ją w czubek głowy.- Jakiś problem ze zdjęciami?- Pytam, gdy ta się odrywa ode mnie.

-Nie, tylko wiesz jak to jest we Francji, mało im papierów, to dowalili mi kolejną umowę za tą sesję i kolejne dziesięć stron na następną za dwa tygodnie.- Jęczy, opierając głowę na mojej klatce piersiowej.

-A pamiętasz jak Terry robił tu wystawę?- Śmieję się cicho, a ta prostuje z poważną miną.

-Nawet mi o tym nie przypominaj. To był jeden wielki koszmar. Gdzie Luckie?- Kobieta rozgląda się dookoła, po czym zatrzymuje wzrok na mojej twarzy.

-Poszła do pokoju.- Przechodzimy do salonu, a zielonooka siada na oparciu sofy.

-Jay, musimy poważnie porozmawiać.- Marszczy nos, jedną nogą wytupując jakiś rytm. Z jękiem siadam na fotelu, bo nie cierpię takich rozmów, a ta odwraca się i zsuwa na siedzenie kanapy. Pląta nogi, siadając po turecku.

-Słucham cię uważnie.- Mruczę, zastanawiając się czy zrobiłem coś źle ostatnio.

-Nie martw się, tym razem nie chodzi o ciebie.- Czarnowłosa śmieje się cicho, zapewne z mojej miny.- Chodzi mi o Ellie i o to, że za rok pójdzie do szkoły, a to oznacza koniec takiego naszego koczowania w Paryżu i NY.- Napełnia usta powietrzem, tak samo jak przed kilkunastoma minutami zrobiła to nasza córka.

-A w czym tu jest problem? Wrócimy po prostu do LA.- Wzruszam ramionami.- Coś jeszcze?

-Nie.- Kobieta uśmiecha się szeroko.- Wszystko zostało już omówione.- Opada na poduszkę, a do salonu wbiega nasza córka z kartkami i kredkami.

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz