27. DO WIDZENIA

134 14 3
                                    

14 październik 2006

Zrzucam nogi na dywan i chwytam koszulkę Jareda, leżącą na szafce. Ubieram ją i cicho jęczę, gdy orientuję się, że to jedna z tych wyciętych po bokach. Nagle czuję dłoń na talii, która ciągnie mnie do tyłu. Z piskiem lecę na bruneta.

-Dlaczego mi uciekasz?- Pyta szeptem, z lekką chrypą. Po moim ciele przechodzi dreszcz, gdy przejeżdża nosem po odsłoniętej skórze szyi.

-Idę pod prysznic.- Odwracam głowę i całuję go, a on pogłębia pocałunek. Jego dłoń zaczyna błądzić po moich plecach, by potem przenieść się na brzuch. Odpycham go lekko.- Koniec.- Przykładam palec do jego ust, gdy przybliża się do mnie. Mruczy ze sprzeciwem.

-No wiesz?- Przejeżdża kciukiem po moim policzku. Cmokam go w nos i podnoszę się z łóżka.- Ej...- Macham mu, nie odwracając się. Przechodzę przez labirynt naszych wczorajszych ubrań i z szafy wyciągam pierwsze lepsze ciuchy. Wychodzę z sypialni i kieruję się do łazienki. Rozbieram koszulkę i wchodzę pod prysznic. W momencie, gdy nakładam szampon na włosy, drzwiczki się otwierają i pod natrysk wchodzi mężczyzna. Unoszę prawą brew w górę i przyglądam mu się z uwagą.- No co? Trzeba wodę oszczędzać.- Uśmiecha się. Myje włosy, a po opłukaniu się wychodzę z kabiny. Wycieram się dokładnie i zakładam bieliznę. Kątem oka dostrzegam Jay'a. Rzucam w niego ręcznikiem, którym owija się w pasie. Z kupki ciuchów wyciągam czarną spódnicę? Chyba więcej nie będę brać ubrań na chybił trafił. Chcąc nie chcąc ubieram ją i przyglądam się z niechęcią następnej części garderoby, tym razem białej bluzce. Nagle brunet odwraca mnie w swoim kierunku. Z włosów skapują mu kropelki wody, które spływają po jego torsie, by moment później zniknąć w fałdach ręcznika.- Ubierz to.- Podaje mi swoją wyciętą koszulkę z Mithrią. Zakładam ją i wkładam w spódnicę.- Jesteś pewna, że nie wracamy do łóżka?- Mruczy wprost do mojego ucha.

-Na sto procent.- Odwracam się i całuję go w nos, a ten jęczy ze sprzeciwem, po czym łapie mnie w talii i przerzuca przez ramię.- Leto, odstaw mnie.- Syczę, przez zaciśnięte zęby, szarpiąc się.- Już.- Dodaję, gdy wynosi mnie z łazienki. Zaciskam dłonie w pięść i uderzam go po plecach. Jego mokre włosy smyrają mnie po talii. Mężczyzna uderza mnie po tyłku.- No to przegiąłeś.- Mruczę, opierając łokcie na jego skórze, a głowę na rękach. Cierpliwie czekam, aż odstawi mnie, co w końcu następuje. Opadam na łóżko, a on ląduje na mnie. Podczas, gdy brunet obdarowywuje mnie pocałunkami po szyi i dekolcie, ja jęczę cicho, jednocześnie z przyjemnością i niechęcią.- Leto, opanuj hormony.- Odpycham go lekko.- Nie wystarczyła ci cała noc?- Mężczyzna ląduje obok mnie.

-Ciebie nigdy nie mam dosyć.- Całuje mnie w odsłonięte ramię.- A poza tym przez najbliższe półtora miesiąca będziesz mieć spokój.

-Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.- Mruczę, przewracając się na bok. Kładę dłoń na jego policzku.

-Zawsze możesz jechać ze mną.- Wlepia we mnie swoje niebieskie tęczówki.

-Przecież wiesz, że muszę zostać i zając się studiem.- Jęczę, wtulając się w jego ciało.

-Wiem.- Całuje mnie w głowę.- Ale nie smuć się, Aniele. 25 z samego rana będę już w Nowym Yorku. Mamy tu koncert 27.

-Ale to całe dziesięć dni bez ciebie.- Mężczyzna zaczyna się śmiać.

-Jakoś damy radę. Przynajmniej cały czas będę w kraju.

-O której masz samolot?- pytam, przymykając powieki.

-O 19, więc mamy jeszcze dużo czasu, a ja nie zamierzam spać.- Zrywam się z łóżka i staje na dywanie.

-Ja też nie, ale pierwsze śniadanie.- Wyciągam w jego kierunku dłoń i pomagam mu wstać. Muzyk bierze mnie na ręce, tym razem nie tak brutalnie. Obejmuję go za szyję i wtulam się w jego ramię. Zanosi mnie do kuchni i odkłada na blacie.

-Na co masz ochotę? Naleśniki?- Potwierdzam ruchem głowy z uśmiechem.- W takim razie patrz i ucz się.- Zaczyna wyciągać składniki na jego wegański specjał, a ja z uwagą obserwuję jego poczynania.

-Nie zimno ci?- Pytam, przerywając ciszę. Ma na sobie jedynie ręcznik, owinięty wokół bioder.

-Rozpalasz mnie, Aniele, więc nie.- Puszcza mi oczko. Z szafki wyjmuje patelnie i wylewa na nią ciasto.- Z owocami?- Po raz kolejny kiwam głową w dół i górę. Podsuwam się bliżej kuchenki i podczas, gdy on kroi dodatki, ja piekę naleśniki.

-Wiesz co? Idź ubrać chociaż spodenki. Zimno mi się robi jak na ciebie patrzę.- Mówię, a on ze śmiechem wychodzi z kuchni, by po chwile wrócić w połowie ubrany.- O wiele lepiej.- Mruczę, zrzucając na talerz, ostatni naleśnik. Odrywam kawałek placka i wsadzam go do ust.

-Ej, nie podjadaj.- Mężczyzna obrzuca mnie spojrzeniem, a ja po raz kolejny przesuwam się na blacie, tym razem w kierunku deski, na której Jared kroi jabłko na plasterki. Przesuwam palcem u stopy po jego nodze, a ten mruczy coś pod nosem. Powtarzam moją czynność. Jay odkłada nóż i po chwili znajduje się naprzeciwko mnie. Łączy nasze usta i oplata moje nogi wokół jego bioder. Przyciąga mnie do siebie i unosi w powietrze. Kieruje się do sypialni, nie przerywając pocałunku, jednak przy drzwiach, to ja odrywam się od jego warg.

-Leto, głodna jestem.- Jęczę cicho, a ten ze śmiechem składa całusa na moich policzkach i zawraca do kuchni.

-Jeśli chcesz skończyć śniadanie, nie prowokuj mnie i nie mów mi po nazwisku, jasne?- Kiwam głową potwierdzając i kładę głowę na jego ramieniu. Przekładamy posiłek na stół i zaczynamy go konsumować, a ten ani na moment nie pozwala mi się oddalić, więc siedzę na jego kolanach.

-Leto...-Mruczę, odwracając się do niego.- Już skończyłam.- Dodaje, a ten sekundę później zatapia się w moich ustach.

* * *

Podchodzę do okna i spoglądam na ulicę. Latarnie oświetlają drogę, po której co chwila przejeżdża samochód. Odwracam wzrok i kieruję go na mężczyznę, który wkłada ostanie już rzeczy do walizki. Unosi głowę i uśmiecha się smutno w moją stronę. Wzdycham cicho i po raz kolejny wyglądam za szybę. Słyszę jak Jared zasuwa swój bagaż, a po chwili kładzie dłonie na mojej talii i odwraca mnie, do siebie. Wtulam się w jego tors.

-Na pewno nie chcesz jechać z nami?- Pyta, całując mnie we włosy.

-Chciałabym, ale muszę tu zostać. Terry jest w Paryżu, a ja muszę się zając studiem.- Jęczę.

-A gdybyś tak dojechała jak tylko wróci do Nowego Yorku?- Proponuje.

-Jeszcze zobaczymy.- Unoszę się na palcach i wbijam w jego usta. Przesuwam palcami po przydługawych, czarno-czerwonych włosach, a ten mruczy z przyjemności. Jednak do moich uchu dociera dźwięk zatrzymywanego się na ulicy samochodu. Odrywam się od jego warg i spoglądam na ulice. Na chodniku zaparkował żółty samochód.- Jest już.- Oznajmiam.

-Nie chcę wyjeżdżać bez ciebie.- Mruczy.

-Wiem, ale musisz już iść.- Łapię jego plecak i kieruję się do drzwi. Po chwili wychodzimy mieszkania i schodami schodzimy na parter, a potem na zewnątrz. Zatrzymuję się na chodniku i przyglądam jak Jared wraz z taksówkarzem pakują bagaż do auta. W końcu mężczyzna podchodzi do mnie i składa na moich ustach długi pocałunek.

-Już tęsknię.- Szepcze.- Naprawdę mam nadzieję, że dołączysz do nas.

-Postaram się. Pozdrów chłopaków.- Uśmiecham się.- A teraz już jedź, bo spóźnisz się na samolot. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.- Cmokam go i popycham w stronę samochodu.

-Pa, Aniele.- Odwraca się, a ja klepię go po tyłku. Zatrzymuje się i obrzuca mnie zaciekawionym wzrokiem.- Mam wrażenie, że chcesz żebym został.

-Spadaj, Leto. Mam na dzisiaj dość. Wsiadaj do tego samochodu, ale już.- Mężczyzna ze śmiechem siada na tylnym siedzeniu i zamyka drzwiczki. Przez chwilę obserwuję jak żółty pojazd znika za zakrętem, po czym wracam do mieszkania.



Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz