87. LUCKIE

75 8 8
                                    

16 marzec 2012

Zatrzymuje się na czerwonym świetle i spoglądam w lusterko. Zdaje się, że Olivia ucięła sobie drzemkę. Uśmiecham się i jadę dalej. W momencie, gdy skręcam w prawo, mała zaczyna płakać, więc zjeżdżam na parking. Jak najszybciej się da wysiadam z samochodu i otwieram tylne drzwi. Z fotelika najostrożniej jak się da, wyjmuję dziewczynkę.

-Hej, maleńka. Nie płacz, bo obudzisz mamusię, a ona jest bardzo zmęczona.- Niestety, to nie działa, więc zaczynam nucić pierwszą, lepszą piosenkę, która mi przyszła do głowy, czyli „Bright Lights", a niemowlę od razu zasypia. Urywam na pierwszym refrenie, ale ona znów zaczyna płakać.- Czyli, co? Muszę ci śpiewać?- Wzruszam ramionami i kontynuuję piosenkę. Jak najszybciej się da, odkładam ją do fotelika. Wracam na miejsce kierowcy i ciągle śpiewając, kontynuuję podróż. Gdy docieram pod dom, śpiewam, ale z płyty. Chwała, że czarnowłosa włożyła ją do schowka, bo nie wiem, co by było. Parkuję na podjeździe, a z domu wychodzi mama, w asyście Terryego i Henrego.

-No i gdzie jest moja wnuczka?- To pierwsze słowa, które padają z ust Richardsona.

-Już ją wyjmuję. Spokojnie.- Przenoszę ją do domu i od razu wkładam do kołyski, ustawionej w naszej sypialni. Odwracam się, a w drzwiach stoją nasi goście.- Mamo, popilnujesz jej. Ja przyniosę Olivię, bo zasnęła w drodze.

-Dobrze, synku.- Kobieta z uśmiechem całuje mnie w czoło. Idę po moją ukochaną i biorę ją na ręce, uważając, żeby się nie zbudziła. Gdy przekraczam próg domu, do moich uszu dociera płacz dziecka. Chyba zabrakło jej mojego śpiewu. Odkładam fotograf na pościel i podnoszę moją córeczkę.

-Nie odezwaliśmy się nawet słowem.- Broni się Terence.

-Gdzie jest nosidełko?- Pytam, a Henry zamyka drzwi do sypialni.

-Zaraz je przyniosę.- Ofiaruje zielonooki, znikając na schodach.

-Mamo, możesz poszukać w albumach naszego nowego demo? Znalazłem sposób, żeby ją uśpić.- Podchodzę do okna i nucę małej, a w tym czasie blondynka wyjmuję płytę i wkłada ją do odtwarzacza.- Przełącz na „Bright Lights".- Instruuję ją, a po niespełna trzech minutach malutka śpi. Odkładam ją do nosidełka, które Terry przyniósł. Siadam na sofie obok dziewczynki. Miejsce po drugiej stronie zajmuje dziadek Olivii. W ciszy przyglądamy się dziewczynce.

-To najpiękniejsze stworzenie na świecie.- Szepcze po chwili.

-Wiem.- Uśmiecham się lekko, a drzwi do domu się otwierają. Odwracam się i dostrzegam Shannona z towarzyszem. I to jakim. Jak brata się spodziewałem, to White mnie zaskoczył.

-Znalazłem go, błąkającego się pod bramą, to go przygarnąłem.- Oznajmia ściszonym głosem.- Gdzie jest moja bratanica?- Zaciera ręce i podchodzi bliżej.- Jaka słodziutka. Najlepszy prezent na urodziny, jaki kiedykolwiek dostałem.- Kładzie łokcie na oparciu.

-Mogę się u was zatrzymać?- Podnoszę się i podchodzę do Jacka.

-No jasne. Jesteś jej cholernym przyjacielem. Ale ostrzegam, mała może w nocy płakać.- Ostrzegam.

-Nie zapominaj, że jestem ojcem dwójki dzieci.

-No, tak. Co ty tu tak właściwie robisz? Przecież trzy dni temu wróciłeś do Nashville.- Marszczę brwi.

-Mam sprawę do Babu.

-No dobrze. Odprowadzić cię do pokoju?- Proponuję.

-Dam sobie radę. Ty zostań z córką.- Kieruję się w stronę schodów, machając do pozostałych, ale nagle odwraca się.- Gdzie Lizi?

-Śpi.- Czarnowłosy uśmiecha się i znika na piętrze. Wracam na sofę.

-Na ciebie działała piosenka „Life On Mars" Davida Bowiego.- Odzywa się mama.- Pasuje do ciebie.

-Do nas.- Poprawiam.

-O nie. Shannona nie dało się uspokoić.- Obracam głowę i dopiero teraz dostrzegam ile osób kręci się obok najmłodszej z rodu Leto, a ona ciągle śpi.

-Wybraliście już imię?- Przeczę ruchem głowy.

-Nie możemy się na żadne zdecydować. Na razie, to dla mnie Luckie. Zdrobnienie od Luck. Bo to nasze szczęście.- Uśmiecham się.

-Słodkie, ale znając Lizi chwile poczekacie, zanim będzie Mała zdobędzie prawdziwe imię. Ta kobieta jak niezdecydowana do potęgi.- Odzywa się czarnowłosy, a wszyscy obecni potakują.- Dlaczego w całym domu macie uschnięte kaktusy?- Z góry zaraz za muzykiem schodzi moja żona.

-Gdzie moje maleństwo?- Pyta zaspana czarnowłosa, przy okazji ziewając.

-Śpi tutaj.- Odpowiadam.

-Przy takim hałasie? I co ty tu robisz, Jack?- Podchodzi do dziewczynki i nachyla się nad nią.

-W jaki sposób doprowadziłaś kaktusy do takiego stanu?- Pyta, ignorując jej wcześniejsze pytanie.

-Zapominam o podlewaniu ich.- Fotograf wzrusza ramionami, siadając między swoim dziadkiem, a nosidełkiem.

-Jaką ty matką będziesz? Nie zapomnisz o nakarmieniu dziecka?

-Jeszcze jedno słowo, a wylądujesz za drzwiami, bez względu na to, kto pozwolił ci tu przebywać.- Mrozi go wzrokiem.

Bright LightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz