16 marzec 2012
Zatrzymuje się na czerwonym świetle i spoglądam w lusterko. Zdaje się, że Olivia ucięła sobie drzemkę. Uśmiecham się i jadę dalej. W momencie, gdy skręcam w prawo, mała zaczyna płakać, więc zjeżdżam na parking. Jak najszybciej się da wysiadam z samochodu i otwieram tylne drzwi. Z fotelika najostrożniej jak się da, wyjmuję dziewczynkę.
-Hej, maleńka. Nie płacz, bo obudzisz mamusię, a ona jest bardzo zmęczona.- Niestety, to nie działa, więc zaczynam nucić pierwszą, lepszą piosenkę, która mi przyszła do głowy, czyli „Bright Lights", a niemowlę od razu zasypia. Urywam na pierwszym refrenie, ale ona znów zaczyna płakać.- Czyli, co? Muszę ci śpiewać?- Wzruszam ramionami i kontynuuję piosenkę. Jak najszybciej się da, odkładam ją do fotelika. Wracam na miejsce kierowcy i ciągle śpiewając, kontynuuję podróż. Gdy docieram pod dom, śpiewam, ale z płyty. Chwała, że czarnowłosa włożyła ją do schowka, bo nie wiem, co by było. Parkuję na podjeździe, a z domu wychodzi mama, w asyście Terryego i Henrego.
-No i gdzie jest moja wnuczka?- To pierwsze słowa, które padają z ust Richardsona.
-Już ją wyjmuję. Spokojnie.- Przenoszę ją do domu i od razu wkładam do kołyski, ustawionej w naszej sypialni. Odwracam się, a w drzwiach stoją nasi goście.- Mamo, popilnujesz jej. Ja przyniosę Olivię, bo zasnęła w drodze.
-Dobrze, synku.- Kobieta z uśmiechem całuje mnie w czoło. Idę po moją ukochaną i biorę ją na ręce, uważając, żeby się nie zbudziła. Gdy przekraczam próg domu, do moich uszu dociera płacz dziecka. Chyba zabrakło jej mojego śpiewu. Odkładam fotograf na pościel i podnoszę moją córeczkę.
-Nie odezwaliśmy się nawet słowem.- Broni się Terence.
-Gdzie jest nosidełko?- Pytam, a Henry zamyka drzwi do sypialni.
-Zaraz je przyniosę.- Ofiaruje zielonooki, znikając na schodach.
-Mamo, możesz poszukać w albumach naszego nowego demo? Znalazłem sposób, żeby ją uśpić.- Podchodzę do okna i nucę małej, a w tym czasie blondynka wyjmuję płytę i wkłada ją do odtwarzacza.- Przełącz na „Bright Lights".- Instruuję ją, a po niespełna trzech minutach malutka śpi. Odkładam ją do nosidełka, które Terry przyniósł. Siadam na sofie obok dziewczynki. Miejsce po drugiej stronie zajmuje dziadek Olivii. W ciszy przyglądamy się dziewczynce.
-To najpiękniejsze stworzenie na świecie.- Szepcze po chwili.
-Wiem.- Uśmiecham się lekko, a drzwi do domu się otwierają. Odwracam się i dostrzegam Shannona z towarzyszem. I to jakim. Jak brata się spodziewałem, to White mnie zaskoczył.
-Znalazłem go, błąkającego się pod bramą, to go przygarnąłem.- Oznajmia ściszonym głosem.- Gdzie jest moja bratanica?- Zaciera ręce i podchodzi bliżej.- Jaka słodziutka. Najlepszy prezent na urodziny, jaki kiedykolwiek dostałem.- Kładzie łokcie na oparciu.
-Mogę się u was zatrzymać?- Podnoszę się i podchodzę do Jacka.
-No jasne. Jesteś jej cholernym przyjacielem. Ale ostrzegam, mała może w nocy płakać.- Ostrzegam.
-Nie zapominaj, że jestem ojcem dwójki dzieci.
-No, tak. Co ty tu tak właściwie robisz? Przecież trzy dni temu wróciłeś do Nashville.- Marszczę brwi.
-Mam sprawę do Babu.
-No dobrze. Odprowadzić cię do pokoju?- Proponuję.
-Dam sobie radę. Ty zostań z córką.- Kieruję się w stronę schodów, machając do pozostałych, ale nagle odwraca się.- Gdzie Lizi?
-Śpi.- Czarnowłosy uśmiecha się i znika na piętrze. Wracam na sofę.
-Na ciebie działała piosenka „Life On Mars" Davida Bowiego.- Odzywa się mama.- Pasuje do ciebie.
-Do nas.- Poprawiam.
-O nie. Shannona nie dało się uspokoić.- Obracam głowę i dopiero teraz dostrzegam ile osób kręci się obok najmłodszej z rodu Leto, a ona ciągle śpi.
-Wybraliście już imię?- Przeczę ruchem głowy.
-Nie możemy się na żadne zdecydować. Na razie, to dla mnie Luckie. Zdrobnienie od Luck. Bo to nasze szczęście.- Uśmiecham się.
-Słodkie, ale znając Lizi chwile poczekacie, zanim będzie Mała zdobędzie prawdziwe imię. Ta kobieta jak niezdecydowana do potęgi.- Odzywa się czarnowłosy, a wszyscy obecni potakują.- Dlaczego w całym domu macie uschnięte kaktusy?- Z góry zaraz za muzykiem schodzi moja żona.
-Gdzie moje maleństwo?- Pyta zaspana czarnowłosa, przy okazji ziewając.
-Śpi tutaj.- Odpowiadam.
-Przy takim hałasie? I co ty tu robisz, Jack?- Podchodzi do dziewczynki i nachyla się nad nią.
-W jaki sposób doprowadziłaś kaktusy do takiego stanu?- Pyta, ignorując jej wcześniejsze pytanie.
-Zapominam o podlewaniu ich.- Fotograf wzrusza ramionami, siadając między swoim dziadkiem, a nosidełkiem.
-Jaką ty matką będziesz? Nie zapomnisz o nakarmieniu dziecka?
-Jeszcze jedno słowo, a wylądujesz za drzwiami, bez względu na to, kto pozwolił ci tu przebywać.- Mrozi go wzrokiem.
CZYTASZ
Bright Lights
FanfictionNajpierw zaplątały się w sobie nasze spojrzenia, potem splatały się słowa, po nich splotły się dłonie, a potem to już poszło i teraz cali jesteśmy splątani ze sobą nie do rozplątania.