24 październik 2006
Stoję przed drzwiami już od pięciu minut. W końcu chwytam za klamkę i naciskam. Ustępuję od razu. Skąd ja to znam? Do moich uszu dociera głośna muzyka, a do nosa dym papierosowy. Macham dłonią próbując odgonić ten zapach. Wchodzę głębiej zatykając twarz rękawem. W końcu docieram do salonu, gdzie siedzi starsza kobieta, ubrana w czarną sukienkę na ramiączkach. Wyłączam radio i dopiero wtedy zauważa moją obecność.
-Olivia? Co tu robisz?- Pyta, zaciągając się papierosem.
-Aktualnie? Duszę się.- Mówię, otwierając okno.- Zgaś to.- Całe szczęście, chociaż raz mnie słucha.- Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie to niezdrowe?
-Marudzisz.- Mruczy.- Dzwonił do ciebie ten dureń?- Uśmiecham się lekko.
-Tak, cały czas sprawdza co ze studiem. To jego całe życie.- Siadam obok niej i ogarniam spojrzeniem stolik ze świeżo zaczętą butelką whisky, takiej samej jak ta Terryego.- Jak się trzymasz? Nie trzeba ci w czymś pomóc?
-Złotko, jestem Norma Kessler, sama sobie poradzę.- Puszcza mi oczko, a ja kręcę głową z politowaniem.
-Babciu, jakby co, daj znać.- Całuję ją w policzek.
-Wiem, wiem.- Podnoszę się z sofy i jak najszybciej się da, robię porządek na stoliku.- Dziecinko, siadaj i porozmawiam ze starszą babcią, a nie sprzątaj mi tu. Jeszcze mnie nie przykuli do łóżka.- Wysyłam jej pełne politowania spojrzenie i przechodzę do kuchni. W zlewie piętrzy się stos nie pozmywanych naczyń. Kobieta pojawia się za mną.- Nawet się nie waż.- Syczy, a ja po prostu wystawiam jej język i podwijam rękawy bluzy.
-Skoro już tu jestem, to ci trochę pomogę.- Wzruszam ramionami i odkręcam wodę.
-To ja zrobię coś do jedzenia.- Mruczy.- Tęsknisz za Jaredem?- Pyta w pewnym momencie, a ja odwracam się w jej stronę.
-Nie ma go tylko kilka dni.- Odpowiadam, odkładając naczynie na stojak.- Ale tak, tęsknię. Chciałabym się w niego wtulić, pocałować.- Przyznaję.- Przyjedzie na trzy dni, ale sama już nie wiem kiedy. Wszystko mi się pomieszało. Rozmawiałam z nim wczoraj, a może to było przedwczoraj? Naprawdę nie wiem. Mam tyle pracy, że nie wiem w co ręce wsadzić.
-Najlepiej w brudne naczynia.- Podsumowuje, a ja wybucham śmiechem. Po kilku sekundach i ona do mnie dołącza.-Dlaczego nie pojechałaś z nim?
-Ktoś musiał zostać w studiu.
-Nieprawda. Gdybyś naprawdę chciała, pojechałabyś z nim. Coś się stało, że wolałaś zostać?
-Czasem wkurza mnie to, że znasz mnie lepiej, niż ja siebie. – Odburkuję.- Chyba chciałam dać nam trochę czasu. Przez ponad pół roku, nie rozstawaliśmy się na dłużej niż tydzień. A skoro on jest muzykiem, ma zespół, z którym jeździ w trasy koncertowe, chyba muszę się przyzwyczaić do takich rozstań, prawda?
-Kochasz go?
-Tak.- odpowiadam bez zająknięcia.
-A powiedziałaś mu to?- Zakręcam wodę i odwracam się twarzą do kobiety. Biorę głęboki wdech.
-Nie.- Z jej wyrazu twarzy wyczytuję jedno słowo. A jest nim „dlaczego?".- Boję się, że on może nie czuć tego samego.
-On cię kocha.- Mówi.
-Skąd to wiesz? Nie znasz go.
-Takie jest moje przeczucie, a poza tym rozmawiałam z Terrym.- Robię zdziwioną minę.
-Że niby on tak powiedział?- Unoszę prawą brew w górę.
-Zacytuję: „Ten cholerny Leto naprawdę ją kocha. A spróbuje skrzywdzić moją córeczkę, a popamięta mnie. Nogi mu z dupy powyrywam...".- Unoszę dłoń w górę, przerywając jej.- No dobrze, oszczędzę ci tych wyzwisk.
-Dziękuję.
* * *
Uśmiecham się do mężczyzny, który pozuje mi do zdjęć jednocześnie opowiadając jedną z historii z wojska. Odkładam aparat na stoliczek i przyglądam się fotografią na laptopie. Mężczyzna podchodzi i przez ramię zagląda na ekran.
-Myślę, że wyszły świetnie.- Komentuje. Prostuję się i spoglądam na Eastwooda.- Jestem pod wrażeniem.- Dodaje.- Robisz wyśmienite zdjęcia.
-Dziękuję.- Unoszę kąciki ust wyżej.- Myślę, że tyle wystarczy. Naprawdę dobrze mi się z panem pracowało.
-Nie jestem żadnym panem. Mów mi Clint. Nie jestem aż taki stary. No może trochę.- Śmieje się, po czym spogląda na zegarek na nadgarstku.- Zdaje się, że się zasiedziałem. I właśnie, pozdrów ode mnie Jareda.- Puszcza mi oczko.- Słyszałem, że jesteście parą. Trafił na świetną dziewczynę.
-Znasz go?- Dziwię się, a następnie przypominam sobie, że mogli spotkać się na jakimkolwiek rozdaniu nagród, czy coś w tym stylu.
-Odrzucił rolę w moim ostatnim filmie, dość ważną rolę. Rozumiem go. Muzyka to dla niego wszystko. Naprawdę go szanuję i gdyby szukał jakiejś roli, niech dzwoni, a coś na pewno się znajdzie.
-Przekażę.
-No, dobrze. Ja już pójdę. Do zobaczenia, Olivio Richardson.- Zatrzymuje się koło drzwi i odwraca, po czym macha.
-Do zobaczenia, Clincie Eastwoodzie.- Odpowiadam, a ten znika.
Chyba nigdy nie spotkałam równie sympatycznego człowieka, jak on. Śmieję się pod nosem, zbierając sprzęt. Sprzątam po sesji, a potem przenoszę się do gabinetu, gdzie siedzę przez kolejne trzy godziny. W końcu po dwudziestej drugiej, zamykam studio i windą zjeżdżam na parter, gdzie przy biurku siedzi strażnik. Dziwi się, widząc mnie, ale nie komentuje. Życzę mu dobrej nocy i wychodzę z budynku. Owijam się dokładniej skórzaną kurtką, żałując, że nie ubrałam się cieplej. No cóż, mogłam przewidzieć, że o tej porze będzie już dość zimno, w końcu to już końcówka października. Jak najszybciej się da pokonuje odległość dzielącą mnie z domem. W końcu wchodzę do mieszkania, cała przemarznięta. Zamykam drzwi i pierwsze co robię, to jeżynową herbatę w kubku z Kubusiem Puchatkiem. Podczas, gdy ona stygnie, ja biorę szybki prysznic. Wychodzę z łazienki wycierając ręcznikiem włosy, by moment później odłożyć do na zimny kaloryfer. Siadam na sofie i odpalam laptopa i telewizor. Przełączam na stacje muzyczną i kontynuuję obróbkę zdjęć Clinta. W między czasie piję napój i przynoszę sobie koc. W pewnym momencie spoglądam na zegarek, który wskazuje za trzy pierwszą. Wzdycham i przełączam kanał na jakąś komedie. Kładę się na sofie, ówcześnie zamykając laptopa i wciągam w film, by po chwili jednak usnąć.
CZYTASZ
Bright Lights
Fiksi PenggemarNajpierw zaplątały się w sobie nasze spojrzenia, potem splatały się słowa, po nich splotły się dłonie, a potem to już poszło i teraz cali jesteśmy splątani ze sobą nie do rozplątania.