Rozdział 28
*Nat's pov*
Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że urodziny Jo naprawdę się udały. Dziewczyna dobrze się bawiła, a usmiech nie schodził z jej twarzy.
Świętowaliśmy praktycznie cały dzień - od ósmej rano do 23.Niestety w końcu muszę im powiedzieć prawdę, to moi przyjaciele. Zszedłam na dół, wszyscy siedzieli w kuchni przy stole, to teraz jest idealna okazja. Oparłam się o ścianę i kiedy z wszystkimi się przywitałam, postanowiłam to powiedzieć, i tak bym kiedyś musiała.
-Ymm, bo ja mam ogłoszenie -zaczęłam nie pewnie -bo... ja... -nagle zapomniałam co miałam powiedzieć i zrobiło mi się słabo tym bardziej ,że widziałam iż moi przyjaciele czujnie mnie obeswują
-Ej, Nat spokojnie nam możesz zaufać -uśmiechnął się Mike'y
-Wiem, ale na serio nie wiem jak to powiedzieć -zaczęłam się jąkać
-No weź przecież cie nie wyśmiejemy -zachęcał mnie Luke
-Ugh... jestem w ciąży -powiedziałam na jednym wdechu. Calum zaczął dusić się powietrzem a każdy patrzył się teraz w stronę Ashtona. Przez pięć minut panowała niezręczna cisza, nikt nie wiedział jak zacząć rozmowę.
-Ile? -spytała wciąż zaszokowana Jo
-Tydzień z dniami -westchnęłam
-To... gratuluacje? -powiedział albo zapytał Mike z szeroko otworzonymi oczmi.
-Mam pytanie - Calum dźwignął dłoń jakby prosił o zgodę na głos. - mogę zostać chrzestną? Michael bedzię chrzestnym - powiedział klepiąc po ramieniu niebieskowłosego.
-Em, Calum przepraszam, ale nie. Ty nie jesteś kobietą, jakbyś nie zauważył. - Powiedział Ashton, a Calum opuścił swoją głowę i zaczął nią kręcić.
Popatrzyłam jeszcze raz na wszystkich, wyglądali na naprawdę zdziwionych, szczególnie Ashton.
Uśmiechnęłam się do niego, ponieważ wpatrywał się we mnie już od kilku minut. Chłopak oparł swoją brodę na dłoni nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego i uśmiechnął się delikatnie.-To co, jemy? - powiedział Luke przerywając tą dziwną atmosferę, której nie potrafiłam określić.
-Tak, jestem strasznie głodna. - powiedziałam na co Calum się uśmiechnął, wiec przygotowałam się na komentarz, który pewnie zaraz rzuci
-No, nie dziwię się. Teraz będziesz jadła więcej niż Mikey! - Calum śmiał się jak idiota, a reszta tylko patrzyła na niego posyłając groźne spojrzenia.
Po śniadaniu wszyscy postanowiliśmymy wyjsć na spacer, ponieważ pogoda była naprawdę piękna. Nie było praktycznie żadnej chmurki, a ludzie chodzący po dworze wyglądali jakby naprawdę cieszyli się słońcem, którego nie brakowało.Szliśmy strasznie ładną dróżką, nigdy nie byłam w tej okolicy więc wszystko podziwiałam z zachwytem. Ja i Ashton szliśmy obok siebie oddalając się od reszty paczki
-Ash...? -spytałam nie pewnie
-Tak?
-Nie jesteś zły? -odpowiedziałam patrząc się z zainteresowaniem na swoje buty
-Zły? -parsknął -Jestem szczęśliwy jak nigdy! -krzyknął z entuzjazmem wziął mnie na ręce i podbiegł do chłopaków i Jo.
-Już się nie mogę doczekać aż będziemy mieć swoje dzieci Jo! -krzyknął szczęśliwy Calum i przerzucił brunetkę przez ramię
-Niedoczeknie twoje -powiedziała ze śmiechem -a teraz mnie odłóż -rozkazała
-Ale pod jednym warunkiem -zaczął -jak Ty i Luke będziecie mieć dzieci to ja będę chrzesztnym -postanowił
-No już dobrze, będziesz chrzestnym, a teraz mnie odłóż idioto -krzyknęła z rozbawieniem Jo, chłopak posłusznie odstawił brunetkę.
-Proponuje żeby to dziecko nazwać Calum junior albo Calumina -powiedział z uśmiechem
-Calum, Ty już proszę bądź cicho -powiedział Luke.*Jo's pov*
Szłam przez park obok Michaela, którego ręka znajdowała się na moich ramionach.
Już miałam zacząć jakiś durny temat, kiedy przypomniałam sobie, że miałam sprawdzić wiadomości, które wczoraj dostałam.
Wyciągnęłam telefon i odblokowałam go, a następnie otworzyłam wiadomość od mojej siostry, która wysłała mi urodzinowe życzenia.
Następne wiadomości były od Zayna ale postanowiłam je zignorować i usunęłam je zanim skusiłam się na przeczytanie ich. Ostatnia wiadomość jaką dostałam była od mojej mamy.
Musiałam poważnie zastanowić, czy napewno chcę zobaczyć treść smsu.
Postanowiłam otworzyć wiadomość i przeczytałam tekst.Mama: miałaś nie żyć, no trudno.
I w tym momencie wszystko się zawaliło, po raz kolejny.
Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie młotem prosto w brzuch.-Wszystko dobrze? Jakoś zbladłaś, dobrze się czujesz? - Michael zaczął zadawać pytania, a ja tylko pokiwałam głową i przełknęłam ślinę patrząc w punkt daleko przede mną.
Nie mogłam powstrzymać wylanja swoich łez, wiec poprostu pozwoliłam im spływać. Po kilku sekundach zaczęłam oddychać szybciej, a łzy dalej spływały. Odsunęłam się od chłopaka i odwróciłam się od moich przyjaciół biegnąc w stronę domu.
Łzy ciągle lały się z moich oczu, a ja starałam się złapać oddech.
Otarłam rękawem swoje mokre policzki i dalej biegłam w stronę domu.
Myślałam o wiadomości, którą dostałam. "Miałaś nie żyć, no trudno", kolejne słowa "wypowiedziane" przez moją matkę, których nigdy nie zapomnę.
Co ja jej zrobiłam? Dlaczego ona traktuje mnie jak śmiecia? Dlaczego ona myśli, że nie mam uczuć, że nie mam serca? Czy ona w ogóle myślała?
Kiedy byłam już przy drzwiach swojego domu zorientowałam się, że nie mam kluczy.
Zaczęłam uderzać dłońmi w drzwi z nadzieją, że w jakis magiczny sposób same się otworzą.
Po kilku minutach bezczynnego stania ktoś złapał mnie w talii i odsunął od drzwi. Zauważyłam zieloną, miękką koszulę i blond włosy Luke'a, który właśnie przekręcał kluczyk w zamku.
Po kilku sekundach znajdowałam się już w środku naszego domu. Luke przyciągnął mnie do siebie i zabrał na ręce niosąc po schodach do sypialni.
Z moich oczu nadal lały się łzy, nawet zaczęłam się zastanawiac czy kiedykolwiek przestawą wypływać.
Luke postawił mnie na łóżku tak, ze siedziałam na siedziałam na samym brzegu, a on klęknął przede mną.-Jo, tak bardzo mnie wystraszyłaś. Co się stało? - powiedział ocierając swoją dłonią łzy z mojej twarzy, a następnie chwycił moje dłonie chowając je w swoich.
-Moja mama - powiedziałam jekajac się. Wyciągnęłam swoje dłonie i objęłam swoimi ramionami szyję blondyna.
-Co zrobiła? - zapytał patrząc prosto w moje oczy, ale ja nie potrafiłam zatrzymać wzroku w jednym miejscu, ciągle patrzyłam na coś innego prubujac uniknąć spojrzenia Luke'a.
Pokręciłam głową i po raz kolejny zaczęłam płakać. Luke przytulił mnie do siebie. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak chwycił do dłoni moj telefon i zaczął czytać wiadomości. Prawdopodobnie znalazł tą od mojej matki, ponieważ rzucił mój telefon na łóżko i wstał na swoje długie, szczupłe nogi. Podszedł do okna i oparł się o parapet patrząc na zewnątrz. Położyłam się na brzuchu i schowałam swoją głowę w poduszce, pewnie zmoczę ją całą, ale nie przejmowałam się tym zbytnio.
Luke odszedł od okna i usiadł na łożku obok mnie kładąc dłoń na moich plecach.-Pożałuje - powiedział tylko i dźwignął mnie tylko, a następnie znalazłam się na jego kolanach twarzą do chłopaka. Owinęłam swoje nogi dookoła bioder chłopaka, a on objął mnie swoimi długimi ramionami przesuwając mnie jeszcze bliżej do siebie.
Położyłam swoją głowę na klatce piersiowej chłopaka, a on gładził mnie swoją dłonią po plecach.-Nie nawidzę jej Luke - powiedziałam pozwalając ostanim łzom słynąć po moich polczkach.
-Rozumiem cię, naprawdę cię rozumiem. Wszystko się ułoży Jo, obiecuję ci to.
CZYTASZ
Heart Attack /5SOS
Фанфик- Nigdy nie mów "do widzenia", bo pożegnanie oznacza odejście, a odejście oznacza zapomnienie.