*Ashton's pov*
Każda minuta dłużyła się w nieskończoność kiedy wyczekiwałem przyjazdu Michalela z moimi księżniczkami, tak, były moimi księżniczkami. Chciałem już je przytulić i powiedzieć jak bardzo tęskniłem, chciałbym im to wszystko wytłumaczyć, chciałbym dostarczyć im odpowiedzi na wszystkie pytania jakie mi zadają.
Razem z Calumem i Lukiem siedziałem na sofie w salonie. Moje łokcie opierały sie o kolana, a głowę schowałem w dłonie. Chłopcy tak samo jak ja nie mieli teraz nastroju na żarty, chcieliśmy juz zobaczyć Jo i Nat.
Nagle usłyszałem, że drzwi wejściowe zaskrzypiały, a w wejściu do salonu pojawił się Mikey. Oparł się o ścianę i obracał kluczykami do samochodu w palcach. Ja, Luke i Cal jak na zawołanie wstaliśmy z sofy i z niecierpliwoscią wyczekiwałyśmy pojawienia się dziewczyn w salonie. Po pewnym czasie w drzwiach pojawiła się Nat, która pomagała Jo w wejściu do pokoju. Pierwsza rzecz jaka wpadła mi w oczy to ledwo żywa Jo, co jej się stało? Zauważyłem jak Luke podbiega do dziewczyn i bierze Jo na ręce, po czym niesie ja prawdopodobnie do łazienki aby obmyć jej twarz i zabandażować rany.
Oczy Nat które wpatrywały się we mnie dawały mi do zrozumienia, abym nie zadawał żadnych pytań na ten temat, wiec postanowiłem go zostawić. Powili podeszłem do Nathalie aby lepiej jej się przyjrzeć.
Teraz widzę, że nie jest już moją małą dziewczynką, nie jest już tą Nat która chodziła do szkoły w dwóch warkoczykach i bawiła się lalkami z przyjaciółkami. Nathalie wyrosła na piękną młodą dziewczynę z dużymi niebieskimi oczami w które chciałbym wpatrywać się już do końca moich dni. Podszedłem kolejne kilka kroków do dziewczyny i na kilka sekund zamknąłem oczy aby przerwać nasz kontakt wzrokowy.
Po kilku ciągnących się sekundach postanowiłem wyciągnąć ręce i przyciągnąć do siebie mojego aniołka. Przytuliłem ją jak najmocniej tylko potrafiłem, a blondynka zaczęła płakać, więc przyciągnąłem ją jeszcze blizej siebie. Dziewczyna położyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej.
Poczułem słodki zapach i przypomniałem sobie, że kupiłem jej kiedyś podobny zapach na urodziny. Chciałem żeby ta chwila trwała wiecznie, ale wiedziałem, że muszę to wszystko zakończyć, aby przystąpić do tej mniej miłej części naszego spotkania, a mianowicie wytłumaczenia naszego nagłego wyjazdu...-------------
*nat pov*
Michael powiedział, że mamy iść z nim, to znaczy ja szłam bo Jo ciągle nie myślała racjonalnie dlatego też musiałam ją wlec za sobą. Wyszliśmy na duży parking, Mike skierował się do jakieś czarnego auta którego marki nie umiałam poznać. Wsiadłyśmy do tyłu, chłopak odpalił auto. On też jako pierwszy się odezwał
-Najpierw pojedziemy do Waszego domu żeby opatrzyć Jo, potem pojedziemy do nas jeśli tylko będziecie chciały.
Już miałam odpowiedzieć, że nie chcemy kiedy nagle Jo się ożywiła
-Oczywiście chcemy pojechać do Was. Najlepiej teraz!
Westchnęłam tylko i zobaczyłam pytający wzrok Mike'ya.
-Dobra niech wam już będzie...
Burknełam a po jakich 5 minutach zasnęłam.
--------------
Obudziłam się gdy gdy tylko auto zgasło. Byliśmy na obrzeżach Sydney z tego co kojarzę. Wraz z Jo której pomogłam wyjść z samochodu udałyśmy się za Michaelem w stronę dosyć sporych drzwi. Chłopak otworzył je gestem pokazując żebyśmy weszły do środka.
Stanęłam przy komodzie, ściągnęłam buty, stanałam w progu i wzięłam brunetkę pod ramię. Mikey zdążył już wejść do salonu, gdzie prawdopodobnie czekali na nas chłopcy. Razem z Jo powolnym krokiem poszłyśmy w stronę salonu.
Gdy tylko zobaczyłam trójkę chłopaków, którzy stali przed kanapą i wpatrywali się w nas momentalnie zaszkliły mi się oczy. Gdy tylko poczułam , że Jo zcisnęła mocniej moją rękę. Luke podbiegł do nas i zabrał Jo na swoje miejsce do łazienki, aby opatrzyć jej rany. W tym momencie zaczęłam wpatrywać się w Ashtona, a on powoli zaczął do mnie podchodzić, tak jakby bał się, że zaraz wybuchnę. Nie chciał żeby wszystko działo się za szybko.
Po pewnym czasie postanowił zmniejszyć dzieląca nas odległość i swoimi silymi ramionami przyciągnął mnie do siebie po czym mocno przytulił. W tej właśnie chwili wybuchnęłam płaczem mocząc prawdopodobnie całą koszulkę Ashtona, ale on nie przejął się tym tak bardzo, tylko przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, a ja położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Zdecydowanie urósł, do tego był cholernie przystojny, zresztą jak wszyscy.
Calum też urósł był nieziemsko przystojny tak samo jak Luke albo Mike i nie umiałam określić jak oni nie niesamowicie przystojni byli. Na Asha to mi już słów zabrakło. Mimowolnie uśmiech wkradł się na moją twarz gdy pomyślałam, że byli brzydkimi kaczątkami a teraz są nie do opisania. Oderwałam się od Asha i podbiegłam do Caluma wtuliłam się w niego i zaczęłam mu moje kazanie jak bardzo za nimi wszystkimi tęskniłam.
Gdy już trochę się uspokoiłam i po kilka razy wtulałam się do Asha, Caluma i Mike'ya, przypomniałam sobie o Jo. Pobiegłam do łazienki tylko po to żeby zobaczyć zapłakaną, radosną i chichoczącą Jo i siedzącego przed nią Luke'a chyba nawet nie zauważyli, że weszłam do łazienki. Nie czekając aż się zorientują rzuciłam się na Luke'a tylko po to żeby on przerzucił mnie przez ramię i zagrożeniem mi, że weźmie moją ulobioną laleczkę (tak mi groził w dzieciństwie). Luke to chyba miał z 2 metry dlatego zaczęłam krzyczeć żeby mnie wypuścił bo mam lęk wysokości.
Nim się spostrzegłam wszyscy siedzieliśmy na kanapie i wspominaliśmy dawne czasy. Jednak coś nie dawało mi spokoju, w ogóle nie tak miałam się zachować miałam być zła i obojętna ale chyba mi nie wyszło... to przez ich urok...ughhhPostanowiłam przerwać tą sielankę, zeszłam z kolan Ashtona stanęłam przed chłopakami i spytałam się
-Więc... gdzie byliście przez te 3 lata...? -powiedziałam a oni nagle zamilkli a mi znowu zaszkliły się oczy...
----------------------
jak widać taki trochę dłuższy rozdział :D mamy nadzieję że się spodoba :)
Nati i Asia x
CZYTASZ
Heart Attack /5SOS
Fiksi Penggemar- Nigdy nie mów "do widzenia", bo pożegnanie oznacza odejście, a odejście oznacza zapomnienie.