Rozdzial 33

13 3 0
                                    

Rozdział 33

*Nat's pov*

Od miesiąca leżę już w tym szpitalu i nie robię praktycznie nic.
Nie pamiętam kiedy ostatnia zjadłam jakis normalny posiłek, ciągle byłam podłączona do kroplówki.
Każdego dnia ktoś mnie odwiedzał.
Mówiąc ktoś mam na myśli Ashtona i osobę towarzyszącąmu.
Niestety Jo nie mogła przychodzić każdy dzień, miała szkołę i nie mogła jej zaniedbywać z mojego powodu.

Tak czy owak, dzisiaj wracam do domu. Nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, bo nie potrafię.
Nie potrafię uśmiechnąć się i szczerze powiedzieć, że właśnie jestem szczęśliwa. Jak? Właśnie straciłam dziecko, które było początkiem czegoś nowego, czegoś pięknego, ale nie ma go tutaj. Zniknął.

Leżałam na łożku patrząc w biały, smutny sufit, kiedy nagle ktoś zapukał do pokoju.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć drzwi otworzyły się i do środka wszedł lekarz, a ja obróciłam głowę w jego stronę.

-Badania wyszły dobrze, jesteś w dobrym stanie. Dzisiaj możesz wracać do domu - powiedział, czym wcale mnie nie zaszkodził. Szczerze mówiąc czułam się naprawdę dobrze. Brzuch już dawno przestał mnie boleć, niestety serce zaczęło. Ale to jest inny rodzaj bólu, na który nikt w tym szpitalu nic nie poradzi. Znacznie gorszy od tego fizycznego bólu.

Kiedy lekarz wyszedł z sali, czekałam na Ashtona patrząc się w ten nieszczęsny sufit. Chłopak przyszedł po jakiś pięciu minutach
-Hej Nat -podszedł do mnie i delikatnie przytulił
-Hej -odpowiedziałam i wtuliłam się w Ashtona ,zaciągając jego zapachem.
Wyszedłam z chłopakiem ze szpitala i pokierowałam w stronę auta po chwili w nie wsiadając.
Przez całą drogę gapiłam się w okno, nic więcej, nie odpowiadałam na pytania Ashton'a, który wydawał się być zaniepokojony moim stanem bo przez większość podróży patrzył się na mnie troskiwym wzrokiem. Kiedy wchodziłam do domu poczułam przyjemny zapach ciasteczek czekoladowych, wchodząc w głąb domu zauważyłam Calum'a z Mike'yem na kanapie którzy zerwali się i podszedli gdy tylko mnie zauważyli,  przytuliłam się do Michael'a a Calum dołączył do nas. Staliśmy tak i przytulaliśmy się na środku salonu, kiedy do pokoju wszedł Luke z talerzem czekoladowych ciasteczek. Kiedy blondyn odstawił talerz na stół podszedł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku, uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie i usiadłam na sofie. Chyba zaczynam popadać w depresję.

Po kilku godzinach leżenia na sofie przed telewizorem, który tak czy tak był wyłączony, drzwi do domu się otworzyły, a w salonie pojawiła się sylwetka Jo.
Popatrzyła się na mnie i po kilku sekundach wybuchnęła płaczem.
Podbiegła do sofy i mocno się do mnie przytuliła, tak jakbyśmy nie widziały się przez co najmniej sześć lat.
Objęłam brunetkę rękoma i schowałam swoją twarz w jej włosach czując jak łzy powoli zaczynają spływać z moich oczu.

*Jo's pov*

Kiedy wracałam do domu nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Mam iść do domu? A może pokierować się do parku i siedzieć na ławce przez długie godziny myśląc o całym życiu. Albo zostać w miejscu w którym właśnie się znajdowałam i nigdzie się nie ruszać?
Nie wiem, wszystko się mieszało, nawet te najprostsze rzeczy, jak ustalenie swojego celu podróży.
Nie potrafiłam odnaleźć się na ulicy, w której mieszkam, nie mówiąc już o tym wszystkim, co właśnie dzieje się w mojej głowie, a dzieje się naprawdę dużo.
Postawiłam krok, potem następny i nastepny. Stawiałam kroki przez kolejne dziesięć minut nie zwracając uwagi na to gdzie właśnie się kieruję.
Kiedy podniosłam głowę do góry ujrzałam mój dom.
Po jakimś czasie znajdowałam się juz w środku ściągając buty ze swoich stóp.
Położyłam swoją torbę na podłodze i pozwoliłam kurtce zsunąć się z moich ramion, następnie wieszając ją na wieszaku przy drzwiach.
Kiedy pojawiłam się w salonie zauważyłam leżąca Nat na fotelu.
Może i była tutaj obecna, ale tak naprawdę jej nie było. Myślami była przy swojej córeczce, której nigdy nie miała okazji zobaczyć. Kiedy blondynka mnie zauważyła złapaliśmy kontakt wzrokowy, a ja nie nie potrafiłam dalej powstrzymywać łez, które trzymałam w sobie przez długi czas i zaczęłam płakać.
Podbiegłam do dziewczyny i mocna ją przytuliłam, chciałam jej pokazać, że będę przy niej w każdej sytuacji.
Nie dałabym rady jej zostawić, nie potrafiłabym zignorować tej całej sytuacji.
Nat schowała swoją twarz w moich włosach, a ja zacisnęłam palce na jej plecach. Chciałam dać jej do zrozumienia, że może na mnie liczyć, postaram się jej nie zawieźć.

Kiedy po kilku, może kilkunastu minutach w salonie pojawili się chłopcy Nat zabrała swoje dłonie i odsunęliśmy się od siebie.

Spojrzałayśmy na naszych nowych towarzyszy. Pewnie wyglądałyśmy okropnie - całe zapłakane i bez jakiejkolwiek nadzieji w oczach.
Byłyśmy, bo nie było innej opcji.

-Dziewczyny - zaczął Ashton bawiąc się swoimi palcami.

-Musimy z wami porozmawiać - dokończył Luke.

-Zaczynamy się na prawdę martwić o Wasz stan psychiczny -powiedział Luke -i w związku tym, chcielibyśmy żebyście poszły do psychologa -kontynoował blondyn -on może pomógł by Wam jakoś ułożyć życie -starał się brzmieć przekonująco mówiąc to, ale chyba mu nie wyszło. Popatrzyłam na Nat która miała złość w oczach i była na skraju cierpliwości, co oznaczało ,że w każdej chwili mogła wybuchnąć, kiedy załapałyśmy kontakt wzrokowy, zapadł werdykt

-Nie -burknęła Nat

-Nat, zrozum to dla Waszego dobra,  chcemy Wam pomoc! -powiedział Ashton

-Wy nie rozumiecie ,że mi NIC już NIE pomoże!  -wrzasnęła i pobiegła w stronę sypialni,  ja spojrzałam tylko na chłopców pogardliwym spojrzeniem i pobiegłam za przyjaciółką. Dobiegłam idealnie kiedy dziewczyna miała już zamknąć drzwi ale je odepchnęłam i wślizgnęłam się do srodka. Siedziałyśmy w ciszy tylko wymieniając między sobą spojrzenia, kiedy pukanie do drzwi przerwało nam naszą "rozmowę".
Ani ja, ani blondynka nie miałyśmy zamiaru odpowiadać, więc po kilku sekundach w pokoju znalazł się Michaeal.

-Michae.. - zaczęłam, ale chłopak podszedł do nas i przykucnął przed łóżkiem do jednej dłoni łapiąc moją dłoń, a do drugiej dłoń Nat.

-Jo, Nat, my naprawdę się martwimy. Chcemy dla was jak najlepiej, a kiedy widzimy was w takim stanie serca nam się łamią. Chcieliśmy wam pomóc, ale nie wiemy jak. Najwyraźniej pomysł Caluma nie był najlepszy, ale nie dziwmy się. Mam dla was jedną prośbę, ale musicie obiecać, że dacie z siebie wszystko - powiedział patrząc raz na mnie, a raz ba blondynkę. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia między sobą i zerknelismy na niebieskowłosego.

-Jaką prośbę? - zapytałam, a Mikey mocniej ścisnął moją dłoń.

-Nie poddawajcie się - powiedział, a ja poczułam jak w moich oczach ponownie pojawiają się łzy. - Wszystko się ułoży, obiecuję wam to, ale musimy uzbroić się w cierpliwość. Jesteście sile, a my was chronimy, obiecuję, że już nikt was nigdy nie skrzywdzi. - kontynuował, a ja spuściłam swój wzrok z dół. Wszystko było takie skomplikowane. Kiedy tylko patrzę na Nat widzę jak bardzo kochałby swoje dziecko, jak bardzo troszczyłaby się o nie i chroniła go przez cały czas. Potem patrzę na moją matkę, która mówi mi prosto w oczy, że chciała się mnie pozbyć, że jej życie łatwiejsze byłoby beze mnie. Dlaczego życie jest takie nie sprawiedliwe? Dlaczego to biedne dziecko, które miało urodzić się za kilka miesięcy nie dostało szansy życia. To dziecko miałoby wspaniałą, kochającą matkę, wspierającego ojca i całe życie przed sobą. A taki ktoś jak ja? Tylko przeszkadzałam, miało mnie nie być, może moja matka byłaby inną osobą, lepszą osobą? Wszysto jest tak, jak nie powinno być. I w tym momencie znów wybuchnęłam płaczem, chociaż bardzo nie chciałam.

Heart Attack /5SOSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz