Rozdział Drugi.

1.2K 80 11
                                    

Obudziłam się, ale otworzyłam oczu. Nie miałam po co tego zrobić, bo i tak wiedziałam, co przed sobą zobaczę. Obraz nędzy i rozmaczy.

Znowu zaczęłam myśleć o Prim. Tak mi jej brakowało. Codziennie słyszałam jej krzyk, który przeszywał mnie od środka. Każdy koszmar wiązał się z widokiem jej śmierci.

Pomyślałam o mojej mamie. Mamie, która mimo tak wielkiej tragedii cały czas o mnie pamięta, dzwoni, jednak ja nie  odbieram. Wiem tylko, że Peeta czasami z nią rozmawia i mówi, że u mnie wszystko dobrze. Jest taki kochany. Nie chcę go już nigdy stracić, bo to byłoby dla mnie za wiele. Chociaż niektórych rzeczy w życiu nie da się przewidzieć i ja jestem tego najlepszym przykładem. Wiele osób przeze mnie zginęło. Gdyby nie mój cholerny plan, Finnick nie musiałby się narażać i nie pożarłyby go te straszne, obślizgłe zmiechy.

Myślami zawędrowałam do wspomień z okresu polowań, a co się z tym wiąże, również do Gale'a. To on skonstruował  bomby, które zabiły moją kochaną, malutką siostrzyczkę i inne niewinne dzieci. Minęło tyle miesięcy, a ja nadal nie potrafię mu wybaczyć, choćby nie wiem jakby się starał, ja po prostu nie potrafiłam. Brakowałl mi naszych wspólnych polowań, każde spojrzenie na łuk przywołuje mi jego uśmiechnięte usta, jego wzrok jak patrzył na swoją zdobycz. Ten widok sprawiał, że łzy same napływały mi do oczu, a ja  pozwalałam im lecieć. Wiedziałam, że to mi pomoże, sprawi, że poczuję ulgę, chociaż na chwilę.

– No cześć, ciemna maso. Widzę, że już się obudziłaś. – Poznałam ten głos. Należał on do mojej sojuszniczki, złodziejka morfaln, mojej przyjaciółki. – Pukałam, ale nikt mi nie otworzył, więc pozwoliłam sobie wyważyć drzwi. Nie gniewasz się, prawda? Wiem, że się nie gniewasz
– powiedziała i posłała mi całusa.

– Zabiję Cię Johanna. – Odezwałam się po raz pierwszy raz od dwóch tygodni. Nie poznawałam swojego głosu, w ogóle siebie nie poznaje. Trzy słowa, które rozpłynęły się w powietrzu jak poranna mgła. Trzy słowa, z których byłam bardzo dumna, nawet jeśli zawierały one groźby karalne. Był to dla mnie jakiś przełom, jakbym coś pierwszy raz w życiu mi wyszło. Poczułam się trochę tak, jak wtedy gdy pierwszy raz coś upolowałam. Tata spojrzał na mnie wtedy swoimi pięknymi szarymi oczami, które były przepełnione dumą ze swojej córki. Brakowało mi go. To on nauczył mnie wszystkiego. Bez niego już dawno by mnie tutaj nie było, ani mamy, ani Prim, której i tak już nie ma.

– Halo?! Ziemia do Katniss! No już dobra nie rycz, przecież i tak wiem, że nie lubisz tego domu. No ale dobra. To co zaraz ode mnie usłyszysz po prostu zwali cię z nóg! – Popatrzyła na mnie.  – Będzie to trudne zważywszy na to, że leżysz w łóżko, no ale..

– Johanna przestań już prawić ten swój monolog i mów,  po co tutaj przyszłaś – przerwałam jej.

– Dobrze, no więc, półmózgu, jak zapewne wiesz albo i nie, władzę w państwie objęła Pylor. Igrzyska się nie odbędą, co, jak dla mnie,  jest bardzo przykrą wiadomością, bo chciałam, żeby ten cholerny, wymalowany Kapitol dostał za swoje, ale to rzeczy, nie uwierzysz, kto został jej zastępcą! Syn Coin. Ha, wiedziałam, że Cię zaskoczę! – Johanna triumfowała, a ja leżała na łóżku z otwartą szeroką buzią, nic nie rozumiejąc.

– Jak to, przecież Coin nie miała syna... ona  nawet męża nie miała – wtrąciłam.

– Miała, tylko to ukrywała. Jej syn jako jeden z nielicznych przeżył tą epidemie tylko dlatego, że ukryła go głęboko pod ziemią z dala od innych dzieci, miał wtedy 12 lat. Obecnie ma 18 czyli jest w twoim wieku! Ma pięknie fiołkowe oczy i blond włosy. Jest zupełnie niepodobny do Almy. Jej mąż zginął podczas jakiejś wyprawy, tylko tyle się dowiedziałam.

– Skąd ty tyle o nim wiesz? Widziałaś go?  – wypowiedziałam wszystko szeptem i bardzo wolno. Każde słowo sprawiało, że ubywało mi sił.

– Ludzie mówili.

– Od kiedy ty wierzysz ludziom? Zresztą, co mnie obchodzi jak on wygląda.

- Spokojnie, ciemna maso! Nie mówię, że cię to interesuje, jeśli w ogóle  coś cię interesuje, oprócz użalania się nad sobą – mruknęła.

– Intersuje – odpowiedziałam i na potwierdzenie swoich słów spytałam:

– Dlaczego on w ogóle został tym zastępcą? – Starałam się, żeby mój głos brzmiał łagodnie, chociaż było to bardzo trudne, ponieważ Johanna już dawno wyprowadziła mnie z równowagi.

– Pylor uważa, że on się do tego nadaje. Podobno jest bardzo dobrym mówcą i nie szczędzi w słowach, tak jak jego matka.

– No dobrze, ale nie powiedziałaś mi najważniejszego, a mianowicie jak się nazywa?

– Matthew Wells.

Przeszył mnie dreszcze. Znałam go.

***********
Witam, nie spodziewałam się, że aż tylu osobom spodoba się to co napisałam! :* Naprawdę dziękuję ja za te miłe słowa. Ten rozdział jest dłuższy. Jeśli Ci się spodobało to możesz dać gwiazdkę, bo to bardzo motywuje! <3

After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz