Rozdział Dziewiętnasty.

336 46 10
                                    

Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Gale. To na pewno musi być on. Dla pewności odsunęłam się do konta.

-Witaj Kotna. Jak podoba Ci się twoje nowe lokum? -spytał z nie ukrywanym uśmiechem na twarzy. Miałam ochotę go tam rąbnąć.

-Wypuściłeś Effie?! -wysyczałam, omijając jego głupie pytanie.

-Tak. Nie. Może. -zaczął się ze mną droczyć. Ogarnęła mnie złość. Wiedziałam. Widziałam, że tak będzie. On chciał mnie. Ten cały plan był tylko po to, żeby mnie zdobyć.

-Obiecałeś. -rzuciłam się na niego i zaczęłam okładać go pięściami. Gale nadal stał niewzruszony. Jakby mu się to podobało... błąd. Mu się to na pewno podoba. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji i znowu usiadłam w koncie- łkając.

Wszystko nagle we mnie pękło. Śmierć Peety. Uwięzienie Effie. Zmiana Gale'a. Jego dłonie na mojej tali... to było za dużo. To wszystko zdarzyło się tak szybko. W znikomym odstępie czasowym. Życie mnie nie lubi i stara się zrobić wszystko, żebym znowu upadła. Żebym się poddała i to się właśnie stało. Nie mam już siły.

Gale ukucnął przy mnie. Widziałam, że się waha. Po prostu to widziałam.

-Jest jeszcze jedno wyjście.

-J-jakie?

Na twarzy Gale'a znowu pojawił się uśmiech. Klasnął w dłonie i w drzwiach pojawiła się Effie- a raczej jej cień. Wyglądała strasznie. Wystające kości policzkowe, wielkie wory pod oczami. Włosy miała rozczochrane. Nie spodziewałam się takiego widoku, który sprawił, że ponownie się załamałam.

-Miłej zabawy. -powiedział i udał się w kierunku drzwi. Effie została dosłownie wrzucona do pokoju. Jak psa. Nie, to jednak złe porównanie, bo nawet psy traktuje się lepiej.

Szybko przesunęła się do niej i objęłam, kiedy drzwi się zatrzasnęły. Effie płakała, podobnie jak ja. Zaczęłam szeptać kojące słowa- chyba pomogło, bo się uspokoiła. Teraz tylko łkała w przeciwieństwie do mnie.

-Effie... wyciągnę nas stąd. Obiecuję. -mówiłam przez łzy. Chciałam, żeby to zabrzmiało przekonująco, ale jak przekonać do czegoś, jeśli sam nie jesteś tego pewien?!

-Stąd się nie da wydostać.

-Na pewno się da. To tylko jakiś głupi pałac.

-Próbowałam Katniss.

Zamurowało mnie. Zawsze myślałam, że Effie jest zbyt słaba, żeby chcieć uciec. Najwidoczniej nie tylko Haymitch się zmienił- ona pod jego wpływem również.

-W takim razie Gale nas musi wypuścić. Musi. Zrobię wszystko, żeby tak było.

Effie uśmiechnęła się blada i mnie przytuliła. Był to uścisk jaki mama dawała mi, kiedy jeszcze tata żył. Potem już nie. Może uważała, że jestem silna?! Że nie potrzebuję miłości? Teraz wyjechała. Nie ma jej. A ja czuję, że w tym momencie ją odzyskałam. W postaci innego człowieka.

Wtuliłam się w jej ubrania. Pachniała jak zawsze- wanilią. Był to dla mnie w tym momencie największy zapach na świecie.

-Katniss, tylko błagam Cię, nie zgadzaj się na wszystko o co ON Cię poprosi. -skinęłam głową.

-Idziesz już? Myślałam, że ze mną zostaniesz. -Nie chciałam, żeby mnie opuszczała. Nie chciałam zostać sama.

-Muszę wrócić "do siebie". Miałam tylko dwadzieścia minut.
-Gdzie masz pokój? -spytałam.

After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz