Śmiać mi się chcę na myśl o tym, że jeszcze dwa dni temu chciałam się jak najszybciej wydostać z pałacu. Dwa dni, bo tyle minęło odkąd spotkałam się z Peetą. Przez te dwa dni zmieniłam swoje zdanie o 180 stopni. Nie mam po co wracać do domu. Nie mam dla kogo. Nie mam gdzie. Dom to nie tylko budynek, dom tworzą ludzie, których kochasz, z którymi chcesz iść przez życie. Peeta mnie nienawidzi. Johanna nie rozumie moich wyborów. Haymich ma Effie i są szczęśliwi, a ja? Ja już nikogo nie mam. Mogłabym zamieszkać z Jo, ale po co? Przysporzę jej tylko więcej problemów. Przecież całe to zamieszanie, ten strach, porwanie Effie i rzekoma śmierć Peety była przeze mnie. Gdybym tak nie odtrąciła Gale nic by się takiego nie wydarzyło. Nadal zapewne bylibyśmy przyjaciółmi, zapomniałabym o tej bombie, w końcu to nie jego wina, że została zrzucona na Prim. On wykonywał tylko polecenie. Równie dobrze mogłabym obwiniać Beetee'iego, ale tego nie robiłam, dlaczego? Ponieważ nie był moim przyjacielem- sojusznikiem owszem, ale nie kochałam go, a Gale'a tak. Nie jest to ta sama miłość, którą darzę Peetę, ale zawsze jakaś część będzie przy nim. Potrzebowałam dwóch dni, żeby to zrozumieć! Te dwa dni są moim koszmarem. Nic przez ten czas nie jadłam. Siedziałam w ''swoim'' pokoju i rozmyślałam. Gale nie nalegał na nic. Dopiero pod koniec drugiego dnia, przyszedł do mnie. Pełen skruchy. Miał taki wyraz twarzy jak w ten pamiętny dzień, kiedy przyszedł, żeby się ze mną pożegnać.
-Katniss. -powiedział. -Mogę koło Ciebie usiąść?
Wzruszyłam ramionami, bo i tak już mi było wszystko jedno. Usiadł na podłodze koło mnie i ukrył twarz w dłoniach. Wyraźnie coś go gryzło, ale skoro już tutaj przyszedł to mógłby powiedzieć chociaż po co.
-Kiedy przyszła Johanna i jak się później okazało również Peeta to kazałaś mi wyjść. -zaczął- Posłuchałem i wyszedłem, ale zostałem pod drzwiami i zacząłem podsłuchiwać. -w tym momencie przerwał i spojrzał na mnie wyczekująco, jednak ja nie dałam nic po sobie poznać. Nic już nie czułam. Gale odchrząknął. -Tak...wiem, że to niegrzeczne, ale nie mogłem się powstrzymać. Po tym jak potraktowałaś Peetę i jak się załamałaś coś zrozumiałem. Coś co mnie dręczyło od dnia, w którym porwałem Effie, a mianowicie czy ja coś do Ciebie jeszcze czuję? Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie. To nie była miłość. Kierowało mną pragnienie, zazdrość. Kiedy Cię całowałem to nic nie poczułem, chociaż bardzo bym chciał. Smakowałaś jak...papier. -uśmiechnęłam się pod nosem. Nikt jeszcze mi nie powiedział, że smakuję jak kawałek przerobionego drewna.- Cieszę się, że wreszcie to zrozumiałem, że się odkochałem, bo trudno jest kochać kogoś, kto nie kocha Ciebie...
-Gale, to nie tak. -przerwałam mu. - Kocham Cię, ale nie tak jak tego chciałeś. To jest inna miłość, jeśli w ogóle taka istnieje. Jesteś, byłeś moim przyjacielem, więc zawsze jakaś część mnie będzie coś do Ciebie czuć. -oparłam swoją głowę na jego ramieniu, lekko drgnął, ale się nie odsunął. Nie wiem po co to zrobiłam. Przecież go nienawidzę, przecież chciał zabić Peetę, uwięził Effie.
-Przepraszam Katniss. Przepraszam za to, że porwałem Effie. Przepraszam za to, że omal nie zabiłem Peety. Przepraszam za to jak Cię nazwałem i jak nazwałem twojego chłopaka. -byłego chłopaka. - Przepraszam za to, że Cię zraniłem.
W jego słowa kryło się tyle skruchy i żalu, że omal co się nie rozkleiłam. Peeta żyje, a Effie wypuścił. Po co żyć przeszłością. Trzeba zacząć od początku, nie patrząc za siebie. Trzeba zacząć przebaczać, bo żaden człowiek nie jest święty. Każdy ma coś za uszami.
-Więc jeśli chcesz, możesz odejść.
-Nie Gale, zostanę. Nie mam po co wracać.
Gale uśmiechnął się nieznacznie.
-W takim razie trzeba będzie Ci załatwić nowy pokój.
I własnie teraz, kiedy leżę na łóżku w nowym pokoju, zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo mi go brakuję, jak bardzo brakuję mi Peety. Dwa dni. Nie czułam się tak jak umarł, bo wtedy wiedziałam, że już nie wróci, ale teraz on gdzieś tam jest. Możliwe, że nawet o mnie myśli. Że tęskni.
Jutro mam iść z Gale'em na polowanie. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w Kapitolu są jakieś lasy, a co dopiero zwierzyna, ale nie chciało mi się z nim kłócić, bo widzę, że stara się wszystko naprawić.
-Przepraszam, panno Everdeen, ale ma pani gościa. -usłyszałam głos strażnika, który bez pytania wszedł do mojego pokoju. Brak manier.
Wzdychnęłam.
Strażnik się wycofał, a na jego miejsce weszła Annie. Po co ona tutaj?! Będzie mi kazania prawić, jakby była moją matką.
-Katniss, co Ty wyprawiasz?! -oho zaczęło się.
-Nie wiem o co Ci chodzi. -wzrok miałam utkwiony w suficie.
-Dobrze wiesz. Odprawiłaś Peetę. Przebaczyłaś Gale'owi. Zostałaś w pałacu. Czy na na głowę upadłaś?!
-Nie jesteś moją matką. -wysyczałam przez zęby i usiadłam na brzegu łóżka, mentalnie przygotowana do walki.
-Nie, ale jestem starsza od Ciebie i powinnaś się mnie słuchać.
Prychłam.
-Nikogo się nie muszę słuchać, a już na pewno nie Ciebie. Po co Ty tu w ogóle przyszłaś?
-Przyszłam przemówić Ci do rozumu, Katniss, bo zaczęłaś mieszkać z psychopatą!
-Jestem ciekawa, że kiedy miałam większe problemy to Ciebie to nie obchodziło. To moje wybory Annie, a Tobie nic do tego, a teraz muszę się z Tobą pożegnać, bo idę na kolację z GALE'EM. -ostatnie słowo wysyczałam. Zobaczyłam, że na jej twarzy odmalował się wyraz zaskoczenia? szoku? Pewnie wszystko razem. Nie spodziewała się, że aż tak się zmieniłam, ale było mi już wszystko jedno. Nic już nie czułam. Wyłączyłam swoje uczucia.
Chcę i muszę zacząć od nowa.
****************************************
Przepraszam, że notka taka krótka, i że dopiero teraz, ale jestem z niej zadowolona. Jeśli wam również się podobała możecie zostawić ★! Następna notka pojawi się w przyszłym tygodniu ;)
Xoxo
CZYTASZ
After Mockingjay [ZAWIESZONE]
FanfictionKoniec Igrzysk. Koniec Snowa. Mogłoby się wydawać, że to już koniec wojny i życia w strachu. Niestety to tylko pozory. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie pasowało. Ktoś, kto będzie chciał to zniszczyć. ------ Opowiadanie jest pisane z...