Rozdział Trzydziesty.

247 27 6
                                    

Rozejrzałam się po prowizorycznej arenie, od której zależało czy obudzę się czy nie. Śmieszne, prawda? W prawdziwych Igrzyskach również chodzi o przeżycie, więc jest to jak powtórka z rozrywki, tylko, że tym razem ja już nie żyję.

W sektorze dystryktu siódmego zobaczyłam mojego przyjaciela. Sojusznika. Brata mojego narzeczonego. W jego oczach dostrzegałam strach, którego nie powinno być. Przecież są tutaj żeby mnie zabić. Nienawidzą mnie.

Na widok Sebastiana w moich oczach pojawiły się łzy. Przez całe życie miałam wyrzuty sumienia z powodu tego, że go zabiłam, niby musiałam, żeby przeżyć, jednak on mógł zrobić podobnie. Mogło mnie już wtedy nie być, jednak wyglądało to tak, jakby się poświęcił.

Czasami się zastanawiam, jak zareagował Zack, kiedy zobaczył topór lecący w stronę JEGO brata, wypuszczony z rąk JEGO narzeczonej.

Nigdy się tego nie dowiedziałam.

Podobnie jak nigdy nie zobaczyłam dumy w oczach mojej mamy. Przynajmniej tak mi się wydaje, że byłaby dumna, mimo tego, że jej córeczka zabiła większość trybutów.

Obok Sebastiana stała dziewczyna z miodowymi włosami, chociaż przy innym świetle wydawały się rude.

Pamiętam jak te włosy opadły mi na twarz, kiedy przebiłam jej serce. Pamiętam, że były posklejane krwią, a pachniały lawendą, której było pełno na tamtej arenie.

Nie poznałam jej imienia. Była jedyną osobą, o której nigdy nie chciałam nic wiedzieć. Wiek, rodzina, przyjaciele. Chciałam, żeby pozostała mi obca.

Większość osób stojących tutaj nie kojarzyłam w ogóle. Co tylko świadczy o mojej psychicznej naturze.

Teraz już byłam pewna, że jestem w piekle, a to co mówił Finnick było brednią.

W piekle twoja dusza nigdy nie dozna spokoju, więc moja będzie cały czas przebywać z osobami, które mnie nienawidzą, których zabiłam.

Zrobiłam krok po soczyście zielonej trawie, która wydawała się zbyt idealna i podeszłam do Sebastian, dotknęłam jego ręki, ale on nawet nie drgnął;

- Sebastian... słyszysz mnie?! - potrząsnęłam nim - Sebastian?!

- Oni Cię nie słyszą, Jo.

Obróciłam się w stronę, z której dochodził ten głos.

- Zack?!

Narzeczony podszedł do mnie i chwycił mnie za moją drobną dłoń;

- Johanna nawet nie wiesz jak mi przykro z powodu tego, że nie wzięliśmy tego ślubu, ale wiem również, że nie kochałaś mnie tak jak ja Ciebie.

- Zack, to nieprawda! Kochałam Cię... zresztą to nie jest odpowiedni moment.

- I nigdy nie będzie, ponieważ ja nie żyję, Jo. Już nigdy się nie zobaczymy.

- Czy wy tego nie rozumiecie?! Ja również nie żyję i jak mam walczyć z osobami, które się nawet nie ruszają? - puściłam jego dłoń.

- Joh....

- Nie - przerwałam mu. - Utknęłam tutaj na zawsze, bo to jest moje piekło! Będę siedzieć tutaj z osobami, które zabiłam, bo jest to moja kara. Mają mnie gryźć wyrzuty sumienia. I wiesz co?! - dotknęłam go palcem w klatkę piersiową - I mnie gryzą. Szczególnie widok Sebastiana. Boli jak cholera, ale się nie złamię, bo nie mam zamiaru spędzić wieczności z depresją.

After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz