- Mamo?!
Stałam, jak wryta. W mojej głowie cały czas kłębiło się jedno pytania- co moja mama robi w domu, a właściwie w łazience Beete'ego, pół naga? No tak. Jak mogłam być tak głupia?!
Moja mama w miedzy czasie zdążyła wyjść z łazienki i usiadła na łóżku- pomiętolonym w dodatku.
- Znalazłaś Peetę? -spytała ze wzrokiem wbitym w swoje stopy.
Prychnęłam i spojrzałam na nią.
- Czy masz romans... z Beetem!?
- Tak -mama odpowiedziała szeptem.
-W takim razie po co ta szopka? Dlaczego siedziałaś w tej łazience?
Rodzicielka spojrzała na mnie.
- Bałam się jak zareagujesz na to, że mogę być szczęśliwa z kimś innym, niż z twoim tatą.
- Dlaczego?!
- Dlaczego jestem z Beetem czy dlaczego już nie kocham twojego taty?
Zacisnęłam wargi. Musiały teraz wyglądać jak małe, cienkie, białe kreseczki.
- Kocham Beete'ego, ale nie tak jak twojego tatę- jego będę zawsze kochać, bo prawdziwa miłość trafia się tylko raz w życiu i trwa do końca. Nie ta się jej wymazać od tak.
- Mieszkasz tutaj?
- Nie, mieszkam w czwórce, po prostu przyjechałam dzisiaj.
Zamyśliłam się chwilę.
-Mamo, mogłabyś zejść ze mną na dół? Johanna tam leży i chciałbym żebyś na nią spojrzała.
Moja przyjaciółka leżała na kanapie w salonie w takiej pozycji jaką ją zostawiłam. Kłopot w tym, że wyglądała jeszcze gorzej. Byłam już prawie na 100% pewna, że to nie jest zwykłe zatrucie.
- Katniss, nie wygląda to dobrze.No co Ty- pomyślałam.
Mama badała Jo jeszcze przez chwilę po czym wstała i oznajmiła:
- Musimy ją zabrać do lekarza i to teraz.
- Przecież najbliższy szpital jest w czwórce!
Mama skarciła mnie wzrokiem i pobiegła do pokoju.
Uklęknęłam przy Johannie i przytuliłam się do niej- słuchając miarowego bicia serca przyjaciółki. Z tonu głosu mojej mamy nie wynikało nic dobrego, a w jej wzroku był strach? Przerażenie? Jestem pewna, że nie powiedziała mi wszystkiego.- Katniss dzwoniłam już do Beete'ego i powiedziałam mu, że wyjeżdżamy, a on zadzwonił po poduszkowiec, który będzie za niecałe 5 minut. Zbieraj się.
Mama, widząc w jakim jestem stanie podeszła do kanapy i przytuliła mnie.
- Wszystko będzie dobrze córciu, gdzie jak nie w czwórce ją wyleczą?
Spojrzałam na nią moimi czerwonymi od płaczu- a raczej od strachu przed utratą najbliższej mi osoby - oczami. Mama starła z mojego policzka kilka łez.
- A co jeśli się nie uda? Widzę w jakim jest stanie i widzę to w twoich oczach. Powiedz mi.. proszę...
- Nie jestem Ci w stanie powiedzieć dokładnie Katniss, nie bez badań, ale jednego jestem pewna- jeśli natychmiast nie trafi do szpitala to może to się źle skończyć - przerwała na chwilę - a teraz wstawaj i idź się doprowadzić do porządku, a ja w tym czasie zajmę się Johanną.
Cała reszta działa się jak w jakimś głupim koszmarze, z którego zaraz się obudzę, a jednak tak się nie stało. To była ta cholerna rzeczywistość, a ja czułam się tak jak wtedy, kiedy wylosowali Prim. Tylko tym razem nie mogłam wziąć choroby Johanny na swoje barki.
Kiedy poduszkowiec przybył oraz wysiedli z niego medycy- swoją drogą nie mam pojęcia skąd Beete ich załatwił- podeszli do Johanny, zanieśli ją na noszach do poduszkowca i przypięli to jakiegoś śmiesznego urządzenia, takiego jak w dystrykcie 13. Podłączyli ją do kroplówki i wystartowali. Podróż chociaż teoretycznie bardzo krótka, dłużyła mi się niemiłosiernie. Patrzyłam na moją przyjaciółkę, teraz nieprzytomną, widziałam jak kosmyk jej brązowych włosów opada na spocone czoło. Jej ciało lekko drżało i na pewno nie był to dobry znak. Mama co chwilę mówiła mi co robią lekarze- to podają środki na zbicie temperatury, która i tak była bardzo wysoka, jednocześnie zastanawiając się dlaczego nie zrobiła tego wcześniej. A ja słuchałam, chociaż nic do mnie nie docierało. Patrzyłam również na aparaturę, która wskazywała, że serce Johanny bije prawidłowo, ale ja widziałam, że tak nie jest. Wiedziałam, że nie bije prawidłowo, ponieważ osoba, która leżała na tym łóżku to nie była moja przyjaciółka. Była bez życia, chociaż teoretycznie żywa. Nie uśmiechała się jak miała w zwyczaju robić. Nie wygłaszała sarkastycznych uwag jak zawsze robiła. Była spokojna, jakby na coś czekała...
Kiedy poduszkowiec wylądował, natychmiast przewieźli Jo na salę chorych i podpięli ją do jeszcze większej ilości urządzeń i zaczęli robić badania. Razem z mamą oglądałyśmy to zza szklanej szyby. Po kilku godzinach lekarze opuścili pokój Johanny, a ja jak małe dziecko wybuchłam niepohamowanym płaczem. Nie mogłam znieść jej widoku. Zawsze była taka silna, nic nie było w stanie jej złamać. Nawet Kapitol, który tak ją zniszczył. Właśnie, zniszczył ale nie złamał. Opadłam na podłogę, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Kiedy lekarze byli jeszcze w środku, to widziałam ich miny i widziałam jak patrzą na wyniki.
Mama najwyraźniej dała sobie spokój z pocieszeniem mnie i gdzieś poszła. Zapewne się czegoś dowiedzieć, bo przecież jako lekarka nie będzie stała bezczynnie i patrzyła na jej okropny stan. Zobaczyłam jak do poczekalni wbiegają Haymitch i Effie, która wyglądała teraz jak zwyczajna kobieta. Jej piękne kręcone blond włosy opadły luźno na ramiona. Miała kremowy płaszczyk, jeansy oraz adidasy. Zapewne bardzo ucieszyłby mnie widok jej tak ubranej, ale teraz po prostu mnie to nie obchodziło. Na początku mnie nie zauważyli- zwykłej 19- latki siedzącej pod szybą. Biegali w te i z powrotem. Chyba w końcu znaleźli lekarza, bo kiedy wrócili widziałam jak Haymitch otacza ją ramieniem, a Effie cicho łka. Może kiedy indziej wzruszyłby mnie ten widok, a teraz wyglądało to jakby jakiś mężczyzna pocieszał swoją dziewczynę. Wyglądali obco. Dopiero, kiedy wróciła moja mama i podała mi kubek z wodą mnie zauważyli. Effie od razu chciała do mnie podbiec, ale Haymitch ją powstrzymał. Wiedział, że nie potrzebuję teraz żadnych słów pocieszenia.Na koniec przez drzwi do poczekalni wszedł Peeta. Zapewne dowiedział się wszystkiego od Annie, u której pewnie nocował. Kiedyś ucieszyłby mnie jego widok, ale teraz był po prostu Peetą. Byłym chłopakiem, który ma inną. Nie obchodził mnie, a ja nie obchodziłam jego. Usiadł na krześle koło mojej mamy i czekał. Nawet na mnie nie spojrzał. Mama szeptała mu coś do ucha, a Peeta nerwowo kręcił palcami. Świetnie, dlaczego wszyscy coś wiedzą tylko ja nie?!
- Panno Everdeen, czy chce pani wejść do swojej swojej przyjaciółki? - głos lekarza brzmiał tak, jakbym miała iść się z kimś pożegnać. Otarłam łzy z mojego policzka i chwiejnym krokiem weszłam do sali Johanny. Usiadłam na krześle i wzięłam ją za rękę, która była lodowata jak lodowaty jest lód.
- Wiesz co Johanna? Wszystko zniszczyłaś, mieliśmy odnaleźć Peetę, a ty zasłabłaś, a teraz jesteś tutaj. Pomiędzy tymi wszystkimi piszczącymi aparaturami. Leżysz zimna jak góra lodowa. Jak ja sobie bez Ciebie poradzę, przecież kocham Cię tak bardzo jak nienawidzę. Lekarz, kiedy powiedział, że mogę do Ciebie wejść, brzmiał jakbyś umierała, ale Ty nie umierasz, prawda? Jesteś Johanną Mason, najsilniejszą osobą jaką znam. Wygrałaś Igrzyska, przetrwałaś tortury w Kapitolu i to byłby twój koniec?! Znając Ciebie na pewno lepiej sobie to zaplanowałaś. A wiesz co jest najlepsze? Że ja nawet nie wiem co Ci jest. Wszyscy wiedzą tylko nie ja! Najbliższa Ci osoba - zaśmiałam się bez cienia wesołości. - Przez większość czasu byłaś sama. Wszystkich Ci zabrano, a teraz kiedy masz osoby, które Cię kochają przechodzi również czas na Ciebie. Błagam Johanna, nie możesz mnie zostawić. Nie możesz....
W tym momencie usłyszałam przeraźliwy pisk jednej z maszyn. Był to najgorszy dźwięk jaki mogłam teraz usłyszeć. Dźwięk, oznaczający, że serce Johanny Mason przestało bić.
|Jeśli notka wam się spodobała zostawcie ★|
CZYTASZ
After Mockingjay [ZAWIESZONE]
FanficKoniec Igrzysk. Koniec Snowa. Mogłoby się wydawać, że to już koniec wojny i życia w strachu. Niestety to tylko pozory. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie pasowało. Ktoś, kto będzie chciał to zniszczyć. ------ Opowiadanie jest pisane z...