Rozdział Siódmy.

552 50 3
                                    

-Na pewno nie wiesz gdzie on jest?
-Naprawdę nie wiem Peeta!  Myślisz,  że jak będziesz mi się co minutę pytał o to samo to coś się zmieni?  -Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki.
-Gdzie idziesz?  -spytał się łagodnie Peeta.
-Pod prysznic i ty chyba też powinieneś. 
-Twierdzisz,  że śmierdzę? -Zmierzyłam go wzrokiem
-Tak.  -Peeta zaczął się śmiać i rzucił we mnie poduszką. Nie trafił.  Pokazałam mu język i trzasnęłam drzwiami.
Zdjęłam swoje skąpe ubranie oraz odkręciłam kurek z ciepłą wodą.  Poczułam jak lekka wodna mgiełka oblewa moje nagie ciało i długie, kasztanowe włosy.  Tego mi było trzeba- chwili tylko dla siebie.  Johanna znowu miała rację.  Ostatnio tylko myślałam o Matthewie albo o Peecie. Nawet nie wiem czy ze sobą chodzimy,  bo w sumie nawet nie powiedzieliśmy sobie,  że się kochamy. Tylko pocałunki. Nie powiem,  że to mi się nie podoba ale nie tylko tego pragnę. Chcę wiedzieć na czym stoję, jak każda normalna dziewczyna. Szkoda,  że już nią nie jestem. Zakreciłam wodę i wyszłam z łazienki. Ubrałam to w czym przyszłam, a na to narzuciłam swój płaszcz. 
-Gdzie idziesz?  -Peeta,  no tak kompletnie o nim zapomniałam.
-Do Haymitcha
-Teraz?  O 20?
-Pora jak każda inna, nie wiem co w tym złego, a i nie czekaj na mnie, bo  pójdę do siebie. 
-To jutro się spotkamy? 
-Nie.  Mam spotkanie z Matthew'em. -Nie oglądając się za siebie zeszłam po schodach i wyszłam na dwór.  Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak na dworze jest zimno.  Teraz kiedy w mojej ręce nie ma ręki Peety. 

Zapukałam do drzwi domu Haymitcha,  po niecałej minucie u drzwi pojawił się mój mentor. 
-Jesteś trzeźwy.  -wypaliłam bez zastanowienia.  Niedobrze,  zaczynam zachowywać się jak Johanna. 
-Miłe powitanie skarbie.  Cieszę się,  że sobie o mnie przypomniałaś.  -pociągnął nosem, a oczy miał czerwone od płaczu. - Wejdź,  bo się przeziębisz. 

Usiadłam na kanapie w salonie.  W czystym salonie. 

-Chciałam Cię przeprosić Haymitch.  Wiem jak ważna jest dla Ciebie Effie,  a ja zachowałam się jak egoistka...
-Miło, że to zauważyłaś. 
-Dopiero Johanna uświadomiła mi jaka byłam ślepa. 
-Zakochana.
-Zakochana byłam i jestem przez cały czas i zobacz ile złych rzeczy przez to się stało.  -Do moich oczy napłynęły łzy.  Haymitch spojrzał na mnie pytająco.  -Dob..dobrze myślisz Haymitch. -zrobiłam pauze i wzięłam głęboki oddech.
-Katniss? 
-Muszę z tym skończyć Haymitch. -Skończyć z czym?
-Z Peetą!  -Wstałam z kanapy, a moje łzy poleciały na podłogę.
-Katniss nie możesz,  złamiesz mu serce.  Kochacie się,  chodzicie ze sobą.
-Nie wiem czy ze sobą chodzimy!  Nie wiem czy on mnie kocha.  Chcę tylko uratować Effie! 
Haymitch wstał i zamknął mnie w ojcowskim uścisku. Poczułam się jak mała dziewczynka.  Mój tata zawsze mnie tak obejmował.  W jego ramionach zawsze znajdowałam schronienie.  Staliśmy tak z mentorem całe minuty, a on w ogóle nie przejmował się tym, że zasmarkałam mu całą koszulkę. Rozumiał.  Na swój sposób na pewno.  Kocham Peetę,  ale staram się go chronić, bo i tak już za dużo zła mu wyrządziłam,  a to co się teraz dzieje z Effie to nie jego problem.  Sama muszę go rozwiązać. 
-Katniss... -odsunął się a ja znowu poczułam się dziwnie dorosła-.. idź do domu.  Wyśpij się i przemyśl swoją decyzję, żebyś tego później nie żałowała. -pokiwałam nieznacznie głową i udałam się do w stronę drzwi.
-Kocham Cię Haymitch.  Nie rozumiem tej miłości,  ale jesteś dla mnie jak ojciec.  -Jego oczy zrobiły się szkliste. 
-Ja też Cię kocham Katniss.  -pobiegłam do niego i znowu go przytuliłam.  -No idź już, bo się za chwilę rozbeczę!  -odsunąłam się od niego
-Dobranoc Haymitch.  Obiecuję,  znajdę Effie.

*******
Bo małych komplikacjach ale jest!  Wolicie krótkie notki ale często czy długie ale rzadko?  ;D
Jeśli Wam się spodobało możecie zostawić gwiazdkę!! Następna notka powinna pojawić się w weekend albo w przyszłym tygodniu!  Do napisania :*

After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz