Rozdział Siedemnasty.

420 48 16
                                    

Haymitch nie pytał. Haymitch rozumiał. Musiał usłyszeć krzyki Gale'a. Musiał się domyślić. Zapewne nie wie wszystkiego, a jednak mnie nie męczy pytaniami. On po prostu mnie tuli, a to najlepsze co może zrobić w tej sytuacji- być przy mnie. Dzisiaj już definitywnie straciłam swojego przyjaciela. Wcześniej miałam nadzieję. Nadzieję na to, że go odzyskam.

-Haymitch... -szepczę mu przez łzy. -On, on chciał zabić Peetę. -Wyczułam, że mój mentor drgnął, jednak mnie nie puścił. Wyczułam, że przeżył szok. Kolejny. Och, po co ja mu o tym powiedziałam.

-Gnój. -wymruczał Haymitch pod nosem. Zapewnie chciał abym tego nie usłyszała, jednak mu nie wyszło. Usłyszałam i w 100% się z nim zgadzam.

Po kolejnych pięciu, dziesięciu minutach mentor w końcu mnie puścił co sprawiło, że usunął mi się grunt pod nogami i momentalnie opadłam na kanapę, a Haymitch razem ze mną. Pomimo tego, że przez dobre 20 minut mnie tulił to znowu objął mnie ramieniem i zaczął łagodnie głaskać. Nie nalegał na to żebym mu o wszystkim opowiedziała, jednak zobaczyłam to w jego oczach. Byłam mu to winna- w końcu nie każdy zechciałby tak długo mnie obejmować i nawet nie pisnąć.

Wzięłam głęboki oddech, co sprawiło, że mój mentor się ode mnie odsunął. Wyczułam napięcie. Oczekiwanie.

Opowiedziałam Haymitch'owi o wszystkim. O tym, że Gale jest zastępcą prezydenta. O tym, że to on zlecił zabicie Peety. O tym, że Matthew i Luke to jego wspólnicy. Opowiedziałam mu o wszystkim co mi Gale powiedział, a na koniec dodałam;
-Haymitch, Effie tutaj jest. Tu w pałacu.

Mentor, który cały czas słuchał mojej opowieści w milczeniu uśmiechnął się łagodnie.

-Ona tutaj jest, a ja nie mogę nic zrobić! -wyrzuciłam ręce do góry. -I to cholernie boli! Ta bezradność...gdybym tylko wiedziała gdzie ten drań ją ukrywa!

Błąd. Znowu się załamałam. Chociaż na moment przyszłam do siebie, a teraz znowu moje ciało dostało spazmy. Tylko, że tym razem Haymitch mnie nie objął. Nie mógł, ponieważ już nie siedział koło mnie. Szedł z zaciśniętymi pięściami przez ten okropnie długi korytarz. Wiem co on chce zrobić- i w cale nie uważam, że to jest złe. Wręcz przeciwnie. Uważam to za cholernie dobry pomysł.

Zerwałam się z kanapy i najszybciej jak w tym momencie potrafiłam dobiegłam do swojego mentora. Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich całą tą nienawiść, którą czułam w środku. Położyłam mu dłoń na ramieniu. Ten znak miał oznaczać, że go popieram. Haymitch skinął głową na znak, że zrozumiał.

Tym razem korytarz tak mi się nie dłużył. Zaczęłam się zastanawiać czy on przypadkiem nie jest zaczarowany w końcu nie jest to normalne, żeby zmienił swoją długość trzy razy w ciągu jednego dnia. W ogóle nie jest to normalne, żeby korytarze zmieniały swoje długości! Wszystko w tym pałacu jest jakieś chore!

Kiedy doszliśmy do Tych Drzwi- tych które wydawały mi się takie straszne, a w rzeczywistości takie nie są- Haymitch nawet nie raczył zapukać i od razu wszedł do środka. Mina Gale'a chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Chciałabym, żeby pozostała. Na jego twarzy pojawił się wyraz ogromnego zaskoczenia i lekkiego... szoku. A przynajmniej tak mi się zdawało ponieważ ten wyraz od razu zastąpił drwiący uśmieszek. Krew się we mnie zagotowała i patrząc po tym jak Haymitch napiął mięśnie mogę sądzić, że w nim również. Oczywiście, jak to ma mojego mentora przystało od razu podszedł do Gale i zdzielił go pięścią w twarz. Byłam z niego dumna, a jeszcze bardziej z widoku twarzy Gale. Cały czerwony. Należało mu się.

-A teraz gadaj gdzie jest Effie, bo jak na swój wiek rękę mam nadal bardzo sprawną. -powiedział mentor.

-Możesz mnie bić ile wlezie i tak Ci nic nie powiem. -Gale sięgną po chusteczkę, która leżała na jego biurku j przyłożył ją sobie to nosa.

-Mnie się wydaje, że jednak będziesz śpiewał jak skowronek.

-Och, myślisz, że taki pijak jak Ty może mnie pokonać? A wiesz dlaczego porwałem Effie?! Bo Ty ją kochasz, Katniss ją kocha i Peeta również ją kochał. Chciałem, żeby was to bolało. Chciałem widzieć tą furię w waszych oczach taką jaką macie teraz. Chciałem, żebyście cierpie... -tyle wystarczyło aby Gale znowu dostał w twarz. Tym razem dwa razy mocniej i więcej. -No dobrze! Effie jest tutaj w pałacu. Bezpieczna. Oddam wam ją jeśli Ty również coś mi dasz.

-Co? -na twarzy Haymitch'a odmalowało się zaskoczenie. Na mojej również.

-Ją. -wskazał palcem na mnie, a mi znowu usunął się grunt.

-Nie Gale, nie możesz...! -Haymitch stanął i osłonił mnie swoim ciałem. Jednak ja już podjęłam decyzję. Musiałam to zrobić. Dla Effie. Dla Haymitch'a. Dla Peety. Dla Johanny. Musiałam już zakończyć tą sprawę.

-Dobrze, zgadzam się. -powiedziałam.

-Nie Katniss, błagam...

-Wszystko będzie dobrze. Ty odzyskasz Effie, a mi Gale przecież nic nie zrobi. Mam taką nadzieję. -ostatnie zdanie wyszeptałam i mocno objęłam mojego mentora. Tym razem nie byłam taka pewna czy Gale mi nic nie zrobi. Tym razem jest do wszystkiego zdolny.

-Mądra dziewczynka... -powiedział mój były przyjaciel. -Effie dostaniecie jutro, pod warunkiem, że Katniss zrobi wszystko czego będę chciał. Żegnaj Haymitch.

Mój mentor wyrazie bił się z myślami, ale w końcu ustąpił i wyszedł, a Te Drzwi zamknęły się za nim z hukiem, a razem z nimi mój świat.

-Czego od nas chcesz.

-Od was? Niczego. Od Ciebie? Wszystkiego.

-Nic ode mnie nie dostaniesz.

-Błąd. Dostanę wszystko czego pragnę, Katniss. Od pewnego czasu dostaję wszystko.

-W takim razie czego ode mnie chcesz?

-Pocałunku. -Żołądek wywrócił mi się do góry nogami. Że ja mam pocałować tę świnię?

-A jeśli tego nie zrobię? -spytałam.

-Hm... pomyślmy. Wtedy nie dostaniecie Effie.

-Nie będę całować gówna.

-Jakbyś nie zauważyła jestem człowiekiem z krwi i kości.

-To, że ty tak myślisz wcale nie oznacza, że tak jest. -wszystko mówiłam z kamienną twarzą. Nie chciałam, żeby Gale zobaczył co tak naprawdę czuję. Nie zasługiwał na to.

-Och Kotna, Kotna. Niczego się nie nauczyłaś? "Ja zawsze dostaję to co chcę" pamiętasz? Dlatego to dostanę również.

Gale okrążył swoje biurku, aż w końcu jego twarz znalazła się blisko mojej. Później sprawy działy się szybko. Czułam wszędzie jego dłonie. Jego pocałunki. Czułam się brudna. Tak brudna, że w końcu nie wytrzymałam i zrzygałam się na tą jego wypucowaną podłogę i jego koszulę.

Przynajmniej on teraz również może poczuć się brudny.

*******

Ajm sorry, bat aj dont lajk Gejl. :(((((

Jeśli wam się spodobało możecie zostawić ★! :* Następna notka w nowym roku..

Xoxo

After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz