Cieszę się, że Katniss już wyszła, bo pomimo tego jak bardzo Annie się zmieniła nie jest w stanie zastąpić mi przyjaciółki, która- fakt, faktem- częściej bywa denerwująca niż miła.
Kiedy mały Finn już zasnął, a wraz z nim Annie, postanowiłam pójść na plażę, głównie dlatego, że zaczęłam martwić się o Katniss, która długo nie wracała. Sama nie przepadam za plażą a już tym bardziej za wodą. Kapitol się o to postarał.
Na dworze panował straszny chłód, ale w sumie to co ja się dziwię skoro mamy już koniec listopada i 3°C. Słońce już dawno zaszło i teraz na niebie zaczęły pojawiać się miliony gwiazd, które wyglądają jak jednokolorowe kule. Tutaj w czwórce niebo jest zupełnie inne niż w dwunastce czy w siódmce, za bardzo nie wiem jak to się dzieje ale tak właśnie jest. Lubię ten dystrykt.
Wzięłam głęboki wdech- tak, powietrze również jest tu czystsze.
Tak naprawdę przyszłam tutaj tylko i wyłącznie po Katniss, ale chyba mój mózg miał inne plany, ponieważ już po kilku minutach leżałam "plackiem" na trawie wpatrując się w te jakże fascynujące "jednakowe plamy" tworzące konstelacje. Często robiłam tak z moim narzeczonym, który bardzo fascynował się astronomią, a ja wtedy tylko udawałam, że mam na tym punkcie takiego samego bzika jak on. Dobrze, jest tak czasem spojrzeć w przeszłość, w rzeczy, które już nigdy nie wrócą. Jest wtedy człowiekowi lżej. Ostatnio zaczęłam się łapać na tym, że często wracałam do wspomnień. Nigdy tak nie robiłam, większość rzeczy, które robię teraz nie są podobne do tej Johanny, którą byłam przez ostatnie laty. Zmieniają nas ludzie, których spotykamy na swojej drodze. Jedni na lepsze, drudzy na gorsze.
Leżałam tak chyba jeszcze z pięć minut, dziesięć, no najwyżej godzinę, kiedy zjawił się Haymitch i powiedział do mnie surowym tonem;
-Johanna, czy Ci życie niemiłe?!
-Możliwe. -odpowiedziałam nadal wpatrując się w niebo. -Jak wy tak siedzieliście z Katniss to wam wyrzutów nie robiłam.
-Ale my byliśmy ciepło ubrani, a nie tylko w swetrze!
Faktycznie, pewnie dlatego jest mi tak zimno. Wzruszyłam ramionami;
-No cóż, mówi się trudno i żyje dalej. -powiedziałam obojętnym tonem, naprawdę nie miałam ochoty na ojcowskie kazania... a może jednak miałam... Nie, jednak nie.
-Dalej wstawaj z tego zimnego piasku! -nie ruszyłam się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zawsze tak robiłam, robię i będę robić. Lubię być nie posłuszna. -Johanna to naprawdę nie jest śmieszne! No chyba, że chcesz dostać zapalenia płuc.
-Wszystko mi jedno.
-Ale mi nie! No dalej wstawaj! -nie ruszyłam się. -Johanna... -Haymitch pokiwał mi palcem przed oczami, po czym się oddalił a ja wybuchłam śmiechem.
Niespodziewałam się jednak, że Haymitch wcale nie poszedł do domu tylko nadal stał nade mną i nad czymś głęboko myślał. Po pewnym czasie chyba podjął decyzję, bo chwycił mnie jak pannę młodą i przerzucił przez ramię. Zaczęłam się wić i wierzgać nogami, co sprawiło jedynie, że mentor wybuchnął śmiechem;
-Haymitch w tej chwili postaw mnie na ziemię, bo jak nie to nogi z dupy siekierą pourywam! -chyba nie pomogło, bo nadal nie przestawał się śmiać.
-Lepiej się poddaj, bo i tak nie masz ze mną szans, Jo.
Jo, pierwszy raz od dawna ktoś mnie tak nazwał- a już na pewno nie starsza osoba. Nie osoba, która mnie nie lubiła.
-Um... tia, ja bym Ci nie dała z tobą nie dałam rady?! -spytałam tylko i zaczęła bić go pięściami- niezbyt mocno.
-Sądząc po twoim położeniu jednak nie dajesz. -poddałam się. -No zobacz, po co tyle krzyku skoro już jesteśmy na miejscu!
Haymitch postawił mnie na ziemię, przez co straciłam równowagę i upadłam. Mentor pokręcił z naganą głową po czym uśmiechnął się szeroko;
-I kto ma tutaj większe problemy z alkoholem?! -powiedział i wszedł do domu, a ja po chwili poszłam w jego ślady.
W salonie znajdowało się coś co od razu przykuło moją uwagę;
-Wyjeżdżacie? Oczywiście to pytanie retoryczne, bo inaczej te walizki by tutaj nie stały.
Mentor, który właśnie zdejmował kurtkę, posłał mi przepraszające spojrzenie;
-Tak, wyjeżdżamy z Katniss, nie chcieliśmy Cię martwić... -powiedział.
-Oczywiście, bo ja jestem taka słaba, jestem tylko tą głupią Johanną Mason, a jedźcie w cholerę!!! -chyba zaczęłam krzyczeć, ponieważ usłyszałam płacz Finn'a w sąsiadującym pokoju... upss.
-No i zobacz co zrobiłaś, Jo. -w pokoju pojawiła się Katniss, mówiła szeptem. -Wyjeżdżamy z Haymitchem do Kapitolu, bo tam prawdopodobnie przebywa Effie. Nie chcieliśmy Cię w to mieszać.
-Yhm, jasne. Dobra, mam to gdzieś i tak nigdy nie byłam nikomu potrzebna. Mam jedynie nadzieję, że Effie się szczęśliwie odnajdzie. -weszła do pokoju Finn'a i usłyszałam za plecami głos Haymitch'a;
-Przepraszam Johanna. Tak będzie lepiej.
Ciekawe dla kogo.
CZYTASZ
After Mockingjay [ZAWIESZONE]
FanfictionKoniec Igrzysk. Koniec Snowa. Mogłoby się wydawać, że to już koniec wojny i życia w strachu. Niestety to tylko pozory. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie pasowało. Ktoś, kto będzie chciał to zniszczyć. ------ Opowiadanie jest pisane z...