Rozdział Dwudziesty Czwarty.

282 32 4
                                    

-Idziesz Johanna, czy nie? Już i tak dużo czasu straciłyśmy przez to twoje jedzenie.
-Byłam naprawdę głodna, jakbyś nie wiedziała -obruszyłam się.
-Co nie oznacza, że teraz nie możesz się pospieszyć -Katniss spojrzała na zegarek. -Pociąg do trójki wyrusza za godzinę, a my mamy jeszcze szmat drogi.

Żadnego wrażenia nie robiły na mnie jej prośby. Nadal szłam jak ślimak. Zresztą, miałam swoje powody.

-Ja muszę jeszcze pogadać z Lukiem przed wyjazdem... -powiedziałam, kiedy minęłyśmy jego drzwi.
Katniss machnęła ręką.
-Jak chcesz to idź, ja nie będę na Ciebie czekać.
Wzruszyłam ramionami. Tak okropnie nie chciałam się z nim spotkać, ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju i tą rzecz muszę wyjaśnić, skoro mam okazję.

--------
Nie powiem, że jestem szczęśliwa z powodu tego, że Johanna tam została, ale jak nie to nie. Ja się prosić nie będę, mam ważniejsze sprawy na głowie, chociaż nadal uważam, że lepiej jak że sobą nie chodzimy, mniej zła wtedy wyrządzamy światu, ale więcej sobie- a chyba to rani najbardziej. Chciałam się jeszcze pożegnać z Effie i Haymitch'em. Mieszkają tylko kilka przecznic dalej, ale stwierdziłam, że lepiej nie zawracać im głowy. Niech cieszą się sobą, a nie znowu przejmują moimi kłopotami, ponieważ świat nie kręci się tylko wokół mnie. Wszyscy mają własne życie i niekoniecznie chcą się wtrącać w cudze. Nawarzyłam piwa to teraz sama go muszę wypić. Chociaż uważam, że z chęcią by mi pomogli, w końcu są jak matka i ojciec, których tak bardzo pragnę, a tak zachowują się rodzice, prawda? Troszczą i martwią się o swoje dzieci. Są zawsze przy nich, niezależnie jakie głupstwa popełniają. Wspierają je. Effie nigdy nie miała mi za złe tego co zrobił jej Kapitol, oraz swoją drogę również Gale i ja. Znowu. Ja. Akurat Haymitch'owi za dużo zła nie wyrządziłam, oprócz tego, że cały czas musiał mnie ratować. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Gdyby nie on, nie przeżyłabym na arenie ani jednego dnia.

Byłam już w połowie drogi na stację, kiedy ogarnęły mnie zwątpienia. A jeśli on sobie kogoś znalazł? Przecież to możliwie, nie będzie całe życie biegał za Katniss, która po raz setny go odtrąciła. Po drugie co ja mu powiem? Po trzecie, nawet nie wiem gdzie on jest, a szwędanie się z dystryktu do dystryktu odpadło. Tak samo jak pytanie się ludzi, ponieważ wszyscy mnie znają- teoretycznie. Od razu się rozniesie, że nie jesteśmy razem. Nie jesteśmy tymi "Nieszczęśliwymi Kochankami z Dwunastki". Ludzie będą gadać i coś podejrzewać, a na to nie mogę sobie pozwolić. Oh, gdyby tylko Jo tutaj była.. porwałam się z motyką na słońce.

Po jakiś 40 minutach dotarłam na staję. Pociągu jeszcze nie było. Kopnęłam przydrożny kamień. Byłam zła na moją przyjaciółkę, ponieważ co w takim momencie ma do powiedzenia swojemu byłemu?! To, że był dupkiem? Oczywiste. To, że jest mordercą? Już mniej.
Jestem również zła na siebie. Zawsze muszę działać pod wpływem emocji.
-------
Kiedy zauważyłam, że Katniss zaczęła się oddalać, wyraźnie nad czymś rozmyślając, zapukałam- swoją drogą mocno w drzwi. Usłyszałam ciche "Proszę" i weszłam do środka.
Luke oparł się o zagłówek fotela.
-Kogo tutaj do mnie przywiało...
-Nie ciesz się za bardzo. Mam mało czasu. -skarciłam go wzrokiem.
-Niech zgadnę... Katniss ma problemy z Peetą?
-Nic nowego.
-To dlaczego chcesz z nią tam jechać? Dlaczego jej pomagasz?
-Nie chcę, żeby do niego wróciła, nie po tym jak -szlak, skoro już mam komuś o tym mówić niech to będzie Katniss, a nie Luke. Jemu nic do tego.
-Nie po tym jak, co?
Skrzyżowałam ręce.
-Jak nico. Nie przyszłam tutaj rozmawiać o ich problemach.
-Więc po co?
-Bo chcę się czegoś dowiedzieć, czegoś co nie daje mi spokoju.
-A cóż to nie pozwala spać Johannie w nocy?! -powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Na pewno nie Ty.
Uśmiech zniknął, a na jego miejscu pojawił się wyraz zaciekawienia.
-Dobrze, w takim razie przejdźmy do rzeczy. Ja również nie mam za dużo czasu.
Dziwne, wcześniej miał go od groma.
-Chcę się dowiedzieć trochę o tym jak wyglądała praca u Gale'a.
-Nie usiądziesz? -wskazał dłonią na krzesło przed nim.
Uległam, nienawidzę stać.
-Więc...?
-My nie chcieliśmy tego robić, bo dlaczego taki Gale ma nami rządzić? Kim on w ogóle jest? Jakimś gościem ze złożyska. Nikim. Nie mogliśmy się pogodzić z faktem, że to on został zastępcą Pylor. Czysta zazdrość. Zapewnie chcesz się dowiedzieć co zmieniło nasz tok myślenia? -skinęłam głową. -Tak myślałem. Nic, nic go nie zmieniło. Nadal tak uważamy.
-To dlaczego wykonujecie jego polecenia? Dlaczego mu ulegacie? -Myślisz, że jesteśmy tak durni, że nie potrafimy zabić człowieka? Otwórz oczy, mieszkamy w Panem. Kraju Igrzysk i śmierci. Gdybyśmy tylko chcieli Peeta już by dawno nie żył.
-A Effie?
-Nic się jej nie stało.
No tak, racja.
-Rozumiem... ale co chcecie przez to uzyskać?! Przecież, gdybyście tylko chcieli to nie musielibyście mu podlegać.
-Owszem. Chcemy władzy.
Jęknęłam. Kolejna rewolucja.
-Oczywiście nie chcemy dochodzić do tego w taki sposób, jak poprzednio. Nie chcemy rozlewu krwi, oraz powtórki z rozrywki. Chcemy, żeby do tego doszło po cicho, tak żeby nie było większego rozgłosu.
-Po co? Po co chcecie władzy?
Luke nachylił się i wyszeptał mi coś do ucha. Dobrze, że siedziałam.
Odsunął się ode mnie, z uśmiechem na twarzy.
-Ja... powinnam już iść... -wydukałam i szybkim ruchem znalazłam się na korytarzu.
-Johanna, poczekaj... chciałem tylko powiedzieć, że ładnie Ci w tej fryzurze.
-To nie jest dobry czas na komplementy Luke. Pociąg odjeżdża za pół godziny, a samo dojście do stacji zajmie mi co najmniej 40. Żegnaj.

Zaczęłam biec. Czułam się przynajmniej jak na swoich igrzyskach. Z tą małą różnicą, że wtedy miałam wydolniejsze płuca, a teraz szybko się męczę. Muszę jak najszybciej powiedzieć Katniss o tym co się dowiedziałam, może to ją tutaj zatrzyma. Musi. Nie chcę żeby złamało się jej serce.

Mijałam puste ulice Kapitolu. Żadnej żywej duszy. Nic dziwnego, w końcu pada, a przecież nie mogłyby się zmoczyć te ich "piękne ubranka". Nadal nie żałuję tego, że głosowałam "za" igrzyskami. Należy się tym cukiereczkom.

--------
Pociąg przyjechał. Nie mam odwrotu. "Katniss, Katniss! " -ktoś krzyczał moje imię. Johanna. Pobiegłam w stronę pociągu? Tak. W stronę tej maszyny i wsiadłam do niej. Dlaczego nie do mojej przyjaciółki? Dlatego, ponieważ nic by mi to nie dało, a pociąg by odjechałam. Chociaż raz trzeba być mądrzejszym.
-Katniss, Ty maso, cholerna bez mózgu! Mogłaś na mnie zaczekać -wyspała ostatkiem sił, kiedy wbiegła do pociągu - normalnie powinnam być tutaj dwadzieścia minut później, ale dzięki moim super wydolnym płucą, jestem teraz.
Przewróciłam oczami.
-Lepiej mów czego się od niego dowiedziałaś.
Johanna wzięła głęboki oddech. Wyglądała jakby czekała wieki, żeby mi to powiedzieć.

-Katniss, Matthew nie jest jedynie synem Coin, ale również Snow'a. Mieli romans.

*************
Jeśli wam się rozdział spodobał zostawcie ★ :*

After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz