Rozdział Jedenasty.

495 43 11
                                    

To się nie dzieję. Nie, Haymitch się na pewno pomylił. Musiał. Effie, Finnick, Mags, Rue, Prim, a teraz Peeta. Ile jeszcze złych rzeczy musi się przeze mnie wydarzyć? Gdybym z nim nie zerwała, nie leżałby teraz w szpitalu w Bóg wie jakim stanie. Byłby tutaj obok mnie. Spieprzyłam wszystko.

Usłyszałam jak drzwi po prawej stronie się otwierają i pojawia się w nich Johanna, która momentalnie znalazła się obok mnie;

-Katniss... co u licha... -urwała, kiedy zobaczyła mój telefon leżący na podłodze. Na wyświetlaczu nadal widniało imię Haymitch'a. Johanna przyklękła obok mnie i mocno objęła. -Katniss.... spokojnie... to nie twoje wina. -szeptała mi do ucha kojące słowa.

Spojrzałam na nią:

-Moja... moja wina. -wycedziłam przez łzy. Dziwne, że ludzie zawsze jak chcą kogoś pocieszyć mówią, że to nie jest twoja wina, chociaż dobrze wiedzą, że kłamią. Ludzie to kłamcy. Łącznie ze mną.

-Wiesz... co z nim? W jakim jest stanie? -moja przyjaciółka wyglądała na wyraźnie zaniepokojoną... i zmęczoną. Wielkie wory pod oczami podkreślały te wydarzenia, które miały miejsce przez ostatnie dni.

Pokręciłam głową;

-Wiem tylko to, że Peeta jest w szpitalu i chciał się zabić. Zapewne przez ten a..atak, ale nie znam szczegółów.

Moja przyjaciółka posadziła mnie na krześle, które znajdowało się niedaleko drzwi, a później poszła dla mnie po wodę:

-Dziękuję. -powiedziałam, kiedy podała mi kubek;

-Zadzwonię do Haymitch'a. -oznajmiła i weszła do sąsiadującego pokoju. Dziwne, przecież nie musiała przede mną niczego ukrywać. Zanim drzwi się za nią zamknęły upiłam łyk wody i natychmiast tego pożałowałam, moje ciało dostało nagłych odruchów wymiotnych. Niech to szlak.

----------

Po niecałych pięciu minutach, Johanna znowu usiadła obok mnie. Twarz miała jeszcze bardziej zmartwioną niż przedtem. Posłałam jej pytający wzrok;

-Katniss... wiesz, że nie mam przed tobą żadnych tajemnic... -zaczęła. -... i teraz też nie będę miała. Peeta, podciął sobie żyły. Zapewne nie wiedział co robi, w końcu dostał ataku... lekarze dają mu tylko 15% szans na przeżycie. Obecnie znajduje się w stanie śpiączki. Za chwilę będzie miał operację... błagam Cię Katniss! Nie płacz! -powiedziała, kiedy zauważyła, że moje ciało dostało kolejnego ataku spazmy. -Haymitch jest przy nim cały czas! To on zawiadomił pogotowie, kiedy usłyszał jakiś hałas! Wszystko będzie dobrze... wyjdzie z tego! Peeta jest silny... zobaczysz.

Ostatnie słowa wymówiła bez większego przekonania. Starała się mnie pocieszyć, ale nie za bardzo jej to wychodziło.

-Czy... czy wiesz w jakim szpitalu leży?

Johanna kiwnęła nieznacznie głową;

-Wiem Katniss, ale nie możesz w takim stanie tam pojechać, zresztą Haymitch mówił, że nikt nie może go odwiedzać.

-Johanna... błagam...

-Nie Katniss, dalej wstawaj! Idziemy do domu!

Wstałam chwielnie i ruszyłam w stronę drzwi. Johanna trzymała mnie za rękę.

--------
Kiedy przekroczyliśmy próg domu, od razu pobiegłam do siebie. Potrzebowałam chwili samotności, jednak nie tego się spodziewałam.

-Johanna! -krzyknęłam na tyle głośno, na ile pozwalał mój stan.
-Cooo? -Powiedziała, kiedy pojawiła się w moim pokoju. -O cholera.

No właśnie, "O cholera". Mój pokój zamienił się w istne pobojowisko. Szuflady powywalane, poduszki i narzuta również leżały na podłodze, ramki zbite.
-Myślisz... myślisz, że to... -ostatnie słowo nie chciało przejść Johannie przez gardło.

-Peeta? -kiwnęła głową. -Nie, gdyby to był on nie zostawiłby tej kartki.

Podałam ją Johannie:

'Effie. Mówiłem, że się zemszczę.
G.H"
-Znowu on... mało mamy problemów, co Katniss?

-Niby pismo jego, ale na spotkaniu Matthew oznajmił mi to co jest napisane na tej kartce.

Już się trochę uspokoiłam. Ta wiadomość zadziałała na mnie jak kubeł zimnej wody.

-Skoro to nie jest on, ale jest to jego pismo, to myślisz, że on również został porwany?

Cholera o tym nie pomyślałam. Muszę dopisać Gale'a do swojej listy. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy, które dopiero co zdążyłam opanować.

-Johanna, wyjdziesz? Muszę to sobie wszystko na spokojnie przemyśleć.

Przyjaciółka opuściła mój pokój bez słowa, a ja rzuciłam się na łóżko. Nie obchodziło mnie to, że znajduje się na nim tylko prześcieradło, bo dla mnie było schronieniem. Prowizorycznym, ale jednak schronieniem. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

-----------
-Katniss.... Katniss obudź się.

Johanna szturchała mnie ramieniem. Miała dziwnie spokojny ... i zapłakany głos. Otworzyłam oczy, intuicja mnie nie zawiodła. Johanna faktycznie płakała:

-Co się sta... stało? -ziewnęłam. -Która godzina?

Johanna nie odpowiedziała mi na żadne pytanie, tylko wpatrywała się we mnie swoimi brązowymi oczami.

-Jo?! Co się stało?!

Wzięła głęboki oddech:

-Haymitch dzwonił... Peeta. Nie wiadomo co z nim, lekarze nie chcą nic mówić, ponieważ mentor nie jest jego rodziną. Musiało się coś stać Katniss... -popatrzyła mi w oczy. -poduszkowiec już leci, za godzinę powinniśmy być w czwórce. -kiwnęłam lekko głową.- Załatwiłam nam również nocleg. U Annie.

----------

Podobno podróż trwała godzinę. Podobno, bo dla mnie i Johanny trwała ona w nieskończoność. Całą drogę siedziałyśmy w milczeniu, żadna z nas nie miała ochoty się odezwać, nie ma nawet o czym rozmawiać.

Drogie Panie, jesteśmy na miejscu.

Głos dobiegał z głośnika. Nie trzeba było nam 2 razy powtarzać, od razu wybiegłyśmy z poduszkowca i po chwili już byłyśmy w szpitalu.

Haymitch siedział na krześle, widać było, że jest zmęczona, a wielkie wory pod oczami jeszcze to potwierdzały. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się nieznacznie i podszedł mnie przytulić. Wybuchłam głębokim płaczem. Znowu.

-Ekm... pójdę... po lekarza.

Johanna zostawiła nas samych. Pewnie chciała, żebyśmy sobie wszystko na osobności wyjaśnili.

-Haymitch, przepraszam.

-Nic nie mów Katniss... -starał się być silny ale chyba nie za bardzo mu to wychodziło, bo widać było łzy w jego oczach. Nic dziwnego, Peeta był dla niego jak syn. Postanawiam, że na razie nie powiem mu o nowym liście, to go jeszcze bardziej załamie.

-Haymitch, to moja wina i ty oraz Johanna dobrze o tym wiecie. Gdybym z nim nie zerwała, nie dostał by ataku i...i... -to słowo nie chciało mi przejść przez gardło.

-On będzie żył. Zobaczysz.

Oby Haymitch miał rację.

-------

Trochę czasu minęło zanim Johanna wróciła z lekarzem;

-Panna Everdeen? -skinęłam głową i wstałam z krzesła. -Przykro mi bardzo....

Reszty już nie usłyszałam.

**********

Witam, jeśli wam się podobała notka, możecie zostawić po sobie ★! Do napisania ;*

PS Jeśli kogoś to interesuje mój snap to; everlark_07 możecie dodawać! :*




After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz