Rozdział Czwarty.

926 72 7
                                    

Budzą mnie promienie późno jesiennego słońca. Jest koniec listopada, a śnieg już leży w cały dystrykcie. Od dawna tak dobrze nie spałam. Zero koszmarów, zero krzyków Prim, zero zmiechów rozszarpujących Finnick'a. Najchętniej bym nie wstawała i została w łóżku, ale wiem, że mam bardzo ważną sprawę do załatwienia. Odwracam się na drugi bok i widzę, że mój chłopiec z chlebem jeszcze się nie obudził. Odgarniam mu włosy z czoła, które musiały mu spaść na twarz, kiedy jeszcze spał. Wygląda tak młodo gdy śpi, w ogóle nie widać po nim tych rzeczy co przeszedł. Czasami myślę, że tak naprawdę wycierpiał więcej niż ja. Ja przynajmniej mam jeszcze moją mamę, a Peeta nie ma nikogo. Nie byłam torturowana. Na arenie byłam ''chroniona''. Nikt mi nie wmówił, że Peeta to zmiech i nie próbowałam go zabić...
-Dzień dobry Katniss. -Wzdrygam się na dźwięk jego głosu.
-Myślałam, że śpisz.
-Bo tak było dopóki nie zaczęłaś się mi przyglądać i bawić włosami. -Na jego twarzy pojawił się jeszcze śpiący uśmiech. - To co dzisiaj robimy?
-No nie wiem... a na co masz ochotę? -odwzajemniłam go.
-Hm... pomyślmy...- przyciągnął mnie do siebie tak, że teraz nie było między nami żadnej przerwy i pocałował. Mocno. Jego usta były pełne żaru, wyczuwało się od nich pragnienie. Pragnienie mnie. Przerażało mnie to. Wczoraj byłam gotowa, ale dzisiaj rano, kiedy słońce leje się z nieba i cały entuzjazm już trochę ze mnie opadł nie za bardzo cieszy mnie to, że Peeta całuje mój dekolt i inne dosyć intymne części ciała.
-Peeta stop. -Mówię chyba zbyt dobitnie, ale musiałam coś zrobić zanim sprawy posuną się za daleko.
- Co się stało Katniss? - Spojrzał na mnie i pytająco uniósł brwi. Mówię pierwszą rzecz jaka mi przyszła do głowy.
-Zjadłabym bułkę. Wiesz, taką ciepłą, prosto z pieca, jaką tylko ty potrafisz. Taką z ogromną ilością sera! - Jak wypowiedziałam to na głos, zdałam sobie sprawę jaka jestem głodna i nabrałam ochoty na tą bułkę.
- Naprawdę Katniss chce Ci się teraz jeść?! - Kiwnęłam głową. - Akurat w tym momencie? Nie może to trochę poczekać... och no już dobrze muszę tylko pójść do domu po czyste rzeczy i po składniki. Zapewne nic nie masz, prawda?
-Wiesz, jak nienawidzę gotować.
-Wrócę za 30 min. -Pocałował mnie w czoło i wyszedł.
-------
Z perspektywy Johanny:

Katniss mimo, że dużo wycierpiała to tak naprawdę nie wie ile ma szczęścia, że Kapitol nie odebrał jej wszystkiego. Nadal ma Peetę, który powoli wraca do siebie, a mi Snow odebrał wszystko. Po moich wygranych Igrzyskach, Strażnicy Pokoju przyjechali do mojego domu i na moich oczach zabili mojego narzeczonego, później mamę i tatę, a na końcu mojego małego braciszka Sam'a. Nigdy tak nie płakałam. Kapitol odebrał mi wszystko co kochałam- co było dla mnie najważniejsze. Razem z moim narzeczonym mieliśmy już wyznaczoną datę ślubu, a moja suknia wisiała w moim pokoju, gotowa na ten wielki, najważniejszy dzień w moim życiu. Miałam plany na przyszłość, chciałam założyć rodzinę, i zapewnić jej byt, ale wszystko prysło jak bańka mydlana w chwili gdy moje imię zostało wylosowane spośród tysiąca innych. Pamiętam jakby wydarzyło się to wczoraj. Chwila gdy cały świat się zatrzymał, a oczy każdego były skierowane na moją niepozorną osobę. Chciałam wygrać. Musiałam wygrać. Podobnie jak u Katniss ktoś na mnie w domu czekał, miałam do kogo i do czego wrócić. Wygrałam. Wróciłam. Wolałabym wtedy zginąć.
Dlatego zdziwił mnie telefon od Peety z wiadomością, że Katniss się załamała. Ja się wtedy nie załamałam. Wiedziałam, że muszę być silna, że prawdziwe Igrzyska dopiero się zaczynają. Miałam chwilę słabości, ale musiałam się z niej sama wydostać. Przez długi czas nie miałam żadnych znajomych, nabrałam duży dystans do każdego, kto choćby chciał ze mną porozmawiać. Pierwszą osobą której zaufałam był Finnick. On jedyny wiedział o mojej tragedii i nikomu o niej nie powiedział, była to nasza wspólna tajemnica, kiedy powtórnie wróciłam na arenę była wściekła na Snow'a za to, że znowu chce mnie ukarać. Nie wiedziałam tylko za co. Byłam wściekła ponieważ obiecał nam wszystkim, że po wygranych Igrzyskach będziemy mogli prowadzić normalne życie. Byłam wściekła, ponieważ Finnick również tam był. Kolejny raz mogłam stracić osobę której zaufałam. Zawsze uważałam, że Katniss to osoba, która może to wszystko zakończyć, położyć temu wszystkiemu kres, ale nigdy jej nie ufałam. Zawsze było w niej coś dziwnego. "Miłość jest dziwna" powiedziałam jej wtedy na plaży i nadal się z tym zgadzam. Peeta chciał zabić Katniss, Katniss chciała się zabić, bo Peeta był w Kapitolu. Peeta chciał chronić Katniss, Katniss chciała chronić Peetę, przez co o mało nie doszło do tragedii, a teraz proszę- oboje teraz są bezpieczni i zapewne bzykają się tam na górze. Nie ma Igrzysk. Nie ma Snow'a. Nie ma Coin, po której został tylko jej syn z fiołkowymi oczami, a ja teraz leżę na tej cholernej kanapie zupełnie sama. Nikt pewnie nawet nie pomyśli o stukniętej Johannie Mason, która ma straszny charakter. Nawet Effie z Haymitchem odnaleźli w tym chorym, ale już bezpiecznym świecie miłość. Jest 7.00 czyli normalnie powinna być już na porannym treningu. Zawsze kochałam las. Panuje w nim taka spokojna aura... czuję jak jedna, samotna łza spływa po moim policzku. Jedna łza jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jestem sama. Nikt przecież nie zobaczy. Jednak poczucie samotności to poczucie względne, bo już po chwili słyszę jak Peeta schodzi po schodach. Dziwne, myślałam, że się bzykają.
-Cześć Jo. Wychodzę i wrócę za pół godziny. Katniss chciała bułkę serową. Zjesz też?
-Z chęcią. -Odpowiedziałam, bo faktycznie zrobiłam się głodna.
-Johanna ty płaczesz?
Peeta miał rację, bo teraz zamiast jednej łzy, leciały trzy.
- Coś mi wpadło do oka.
-Johanna, Katniss może uda Ci się oszukać, ale mnie już nie. Wiem dobrze, że Ty też potrafisz płakać. Jesteśmy tylko ludźmi, którzy miewają swoje słabości.
-Wiem Peeta. Byłeś tam ze mną. Słyszałeś mnie, a ja słyszałam Ciebie. Znasz mnie lepiej niż inne osoby, które jeszcze pozostały na tym świecie, ale mimo to nie wiesz o mnie wszystkiego, tak jak ja nie wiem wszystkiego o Tobie. Tęsknię po prostu lasem.
-Dobrze, rozumiem. Pójdę już. - Po minucie znowu zostałam sama w tym wielki, cichym, szarym domu, zapomniana przez świat.
----

Minęły dokładnie 3 minuty po tym jak Peeta wyszedł. Słyszałam w jego głosie, że jest strasznie niepocieszony tym faktem, że nagle zrobiłam się "głodna". Postanawiam wykorzystać te 30 min na ogarnięcie się. Biorę gorący prysznic. Przyjemna mgiełka wodna otula moje nagie ciało jak poranna rosa. Wkładam jakąś gładką, luźną bluzkę, dżinsy i schodzę na dół, ostrożnie by nie obudzić Jo, która po wczorajszej nocy na pewno jeszcze śpi.
-Co wy takie ranne ptaszki z tym Peetą hm...? Najpierw nie dawaliście człowiekowi zasnąć, a teraz go budzicie. -Czyli jednak już nie spała.
-Johanna i co załatwisz mi to spotkanie? -Zapytałam, żeby ominąć uszczypliwą uwagę.
-A więc o to chodzi, przyszłaś tutaj tylko dlatego, żeby spytać się mnie czy Ci załatwię? Tak, załatwię Ci to skoro tak Ci na tym zależy. -Odpowiedziała trochę chyba za bardzo oschle.
-Dziękuję Johanna! Jesteś najlepszą przyjaciółką! - Rzuciłam się jej na szyję. Chyba się tego nie spodziewała, bo zachwiała się i przytrzymaj blatu, ale odwzajemniła uścisk.
-Kiedy brałaś prysznic to wykonałam kilka telefonów i Matthew przyjedzie tutaj w sobotę. -Zrobiłam zdziwioną minę. Myślałam, że to ja będę musiała do niego pojechać. - Widzę, że Peeta już idzie. Nie wiem jak ty ale ja jestem strasznie głodna!
Uśmiechnęłam się do niej. Śniadanie było pyszne

******
Witam! Ta notka jest trochę dluższa ale mam nadzieje, że wam się spodoba! Johanna to moja ulubiona postać z całej trylogii więc możecie się jej spodziewać więcej! :* Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Jeśli wam się podobało to możecie dać ★! Dla was to jedna sekunda a mnie strasznie motywuje! Do napisania <3

After Mockingjay [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz