26.

137 12 5
                                    

Leniwie podniosłam się z łóżka u po ubraniu dużej czarnej bluzy, poszłam otworzyć drzwi, w które ktoś zapukał. Miałam nadzieję, że nie był to ktoś kto miał zamiar posiedzieć tutaj dłużej niż 5 minut, bo nie mam totalnie na to ochoty, po za tym mam bad face day x100.

Otworzyłam drzwi i na całe moje szczęście był to tylko listonosz, który przyniósł z 5 listów i jedną pocztówkę. Zamknęłam drzwi i udałam się do kuchni. Usiadłam na jednym z wysokich krzesełek przy wysepce i przyjrzałam się listom. Pocztówka była od cioci Alice, która wyjechała na dwa tygodnie nad morze ze swoim mężem. W sumie moim wujkiem, ale jeszcze się nie przyzwyczaiłam się do mówienia na niego wujek.

Jak zwykle pozdrowienia były ułożone w zabawny sposób, co sprawiło, że mój humor momentalnie się polepszył.

Kolejny list był z jakiegoś banku, więc nie czułam potrzeby otwierania- Tak mama pozwala mi otwierać jej listy. Kolejne dwa były dla Thomasa, więc odłożyłam je na bok. Następny przykuł moją uwagę. Był z komisariatu. Troszkę się przeraziłam, no co halo nie codziennie otwiera się takie listy, chyba że jesteś totalnym psychopatą.

Powoli otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej list. Zaczęłam go uważnie czytać. To co było tam zawarte sprawiło, że moje ciśnienie skoczyło do 200. Przykryłam usta dłonią.

-O mój...-Zaczęłam powoli nerwowo kręcić głową. Musiałam do kogoś zadzwonić. Nie mogła to być mama bo jest teraz na ważnym spotkaniu i prosiła mnie o to abym do niej nie dzwoniła przynajmniej do godziny 17 a jest 15. Nash też odpada mimo, ze pogodziliśmy się we wtorek. Nie żebym chciała to przed nim ukrywać ale on nie jest w tym temacie tak bardzo jak jedyna osoba, która przyszła mi na myśl. Matthew. To było zbyt oczywiste, ale od razu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do chłopaka.

Nerwowo tupałam nogą czekając na to aż szatyn odbierze, ale nic się nie stało.

-Cholera.-Warknęłam sama do siebie i ponowiłam połączenie ale tym razem chłopak odebrał.

-Matthew.

-Przepraszam, że nie odebrałem. Nie zdążyłem dojść do telefonu.

-Jesteś zajęty?

-Właściwie to tak. Stało się coś?

-Kiedy będziesz miał wolną chwilę.

-Za jakieś pół godziny. Powiedz, stało się coś.

-To nie jest rozmowa na telefon Matthew. Proszę Cie przyjedź kiedy tylko znajdziesz czas.-Powiedziałam po czym się od razu rozłączyłam nie dając mu chwili na powiedzenie niczego więcej. Żeby chwile oderwać się od tego poszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic.

Miałam nadzieję, że przestanę o tym myśleć ale się głęboko pomyliłam.

"Pan Mark ... dnia 29 Października bieżącego roku zostanie wydany na na warunkowe przedterminowe zwolnienie z więzienia za dobre sprawowanie [...]"

Jak można przestępce wypuścić za pieprzone dobre sprawowanie. To jest idiota i nikt nie wie co się w jego chorej główce układa. Najbardziej boję się tego, że będę musiała do jasnej cholery stanąć twarzą w twarz z nim, nawet jeśli tego nie chce. On dopnie swego, jestem tego wręcz pewna.

Po piętnastu minutach usłyszałam jak dzwoni mi telefon. Wyłączyłam wodę i wychyliłam się lekko z kabiny prysznicowej by sięgnąć po telefon. Szybko odebrałam telefon.

-Tak?

-Otwórz mi drzwi.-Usłyszałam głos Matthew zza słuchawki. No tak zamknęłam drzwi na klucz.

Way back home // MLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz