Piosenka obowiązkowa ;)
(nie nienawidźcie mnie)
****
-Nash, przestań!-Krzyknęłam na chłopaka, kiedy ten zaczął mnie łaskotać. Pi kilku minutach błagania o zaprzestanie w końcu dał mi spokój i zadowolony zaczesując włosy do tyłu usiadł na krześle przy biurku, które bardzo mu się spodobało.-Nienawidzę Cię.-Warknęłam poprawiając kucyka, który wyglądał jak totalny syf
-Kochasz mnie.-Odpowiedział zadziornie chłopak. Wstałam z łóżka i po podejściu do Nasha, cmoknęłam co w usta, po czym udałam się do łazienki odpowiadając szybko "jasne".
***
Miesiąc później.
Od kiedy jestem z Nashem, ani jednego weekendu nie spędziłam z Caroline i mam to sobie strasznie za złe a ona mi tym bardziej. Tak jestem Nashem. Tak niby to szybko, ale żeby nie było myślałam nad tym całe dwa dni. To sporo. Ale nie znamy się od dziś. W sumie to już z 7 miesięcy, co nie jest aż tak dużo ale i też nie mało. Okej, próbuję się w tym momencie tłumaczyć, chociaż nawet nie mam z czego. Co prawda, nie mogę powiedzieć, że go kocham, bo sama tego nie wiem, ale może to jest kwestia czasu, może to właśnie z czasem będę mogła to powiedzieć. A jeśli nie to wtedy będzie już wiadome, że to nie jest to i trzeba będzie to zakończyć. Nie chciałam zostawiać tego bez żadnej odpowiedzi, w sensie... kto wie może to będzie miłość mojego życia.
Matthew od kiedy się dowiedział, że z nim jestem (nie mam pojęcia dokładniej od kogo, ale myślę, że łatwo się domyślić) nie odzywa się do mnie, tylko czasem posyła mi mordercze lub smutne spojrzenia na przemian. Czasem jest mi przykro, ale tylko czasem, czyli nie koniecznie często. Nie będę się nad nim użalać. Nie doszło w końcu do naszej rozmowy i jeśli pozostaniemy sobie obojętni nigdy o tym nie pogadamy, ale żeby nie skłamać to nie za bardzo chcę przeprowadzać tą rozmowę. Raczej wolę o tym wszystkim zapomnieć. Po za tym Matt wrócił do Victorii, więc ponownie miałam widok na ich wymienianie się śliną. Ale tym razem mnie już nie interesuje to tak bardzo.
Co do ciąży mamy... dalej jestem zła na to co się wydarzyło, ale nie mogę wiecznie tylko się tym przejmować. Stało się to się stało, nie cofniemy czasu. Jednak są plusy tego wszystkiego. Thomas załatwił mi pracę, a to nie byle jaka bo jedna z moich wymarzonych, czyli w sklepie zoologicznym. Jutro aka w piątek po szkole idę się umówić na godziny i dni pracy. Mam nadzieje, że nie będzie to zbyt uciążliwe, bo nie oszukujmy się, już mam wystarczająco sporo obowiązków.
-Do tablicy przyjdzie... Samantha.-Z przemyśleń wyrwała mnie kobieta, która najprościej na świecie chciała zniszczyć moje życie. Matematyka to jeden z gorszych tematów dla mnie. Mój mózg jest zbyt mały, żeby ogarnąć te wszystkie moim zdaniem bezsensowne rzeczy. Jęknęłam pod nosem i wstałam przeciągliwie z krzesła. Podeszłam do tablicy i chwyciłam marker, ale jedyne co udało mi się napisać to przykład, który podała mi nauczycielka, która jawnie chciała zniszczyć mi życie. Ten temat jest jednym z wielu, których nie rozumiem i oczywiście musiałam być wzięta do tablicy a gdy jakiś rozumiem, to jakieś anty mądrale się wpieprzają do robienia zadań i zgarniania moich zasranych piątek. Jedyne co mnie mogło w tym momencie ocalić to jej litość, którą nie często się afiszowała. A szkoda. Ktoś z pierwszych ławek, podpowiedział mi początek rozwiązania zadania, czym mi pomógł nad życie, bo później powoli idąc tym tropem rozwiązywałam, zadanie. nie szło mi to tak szybko jak innym uczniom, ale miałam wrażenie, że dostałam jakiegoś pieprzonego olśnienia przy tej tablicy. Dokończyłam zadanie a kobieta zdumiona aż dała mi 5 za wykonanie go. Nigdy tak serio nie widziała mnie przy tablicy robiącej poprawie zadanie i to bez pomocy innych. Okej niby miałam tą podpowiedź, ale to była tak na prawdę 1/20 zadanie, wiec możemy o tym zapomnieć. Usiadłam zadowolona na miejsce a Caroline przybiła ze mną potajemną piątkę.
CZYTASZ
Way back home // MLE
FanfictionRight here ain't nobody can control you. You make your own story.