-Ew, Matthew czemu kupiłeś lukrecje, wiesz że ich nie lubię!-tupnęłam nogą jak małe dziecko.
-Duh, dlatego je kupiłem. Będzie więcej dla mnie.-Chłopak się zaśmiał i usadowił się wygodnie na kanapie.
-Matthew bo pośle Ci spojrzenie.-Tak moje spojrzenie zdecydowanie na niego działało. Jedno z nich było typu "urwę Ci jaja, później wszystko inne po kolei"- te nazwałam spojrzeniem cierpienia a drugie "Jestem małą skrzywdzoną, biedna dziewczynką i zaraz się rozpłaczę" bądź "jestem malutkim bezdomnym szczeniaczkiem, który potrzebuje miłości" i tak zdecydowanie to ze szczeniaczkiem działało o wiele bardziej, jeśli w ogóle jakkolwiek było widać w tych dwóch różnicę.
-Nie używaj mojego pełnego imienia.-Matt dalej uważał tą całą sytuację za zabawną, ja w sumie też miałam ochotę się śmiać, ale starałam się zachować poważną, kamienną twarz.
-Dlaczego? Matthew? Przecież Matthew nie jest pełnym imieniem. Pełnym imieniem jest Matthew Lee Espinosa, czyż nie, Matthew?-dodałam nacisk na jego imię aby go lekko wkurzyć, ale jego jest ciężko wkurzyć, wiec na nic moje starania się zdają.
-Ah Samantha...-chłopak wstał z kanapy i podszedł do mnie.-Nadal wyglądasz uroczo kiedy starasz się być poważna.-poczochrał moje włosy (czego nienawidzę a on doskonale o tym wie)i ruszył w stronę kuchni.
-A ty nadal jesteś irytujący.- Mruknęłam cicho pod nosem, śmiejąc się jednocześnie. Tak bardzo dziwne jest to, że mimo tak wielkiego wzbraniania się przed nim teraz jestem u niego w domu i będziemy urządzać sobie wieczór filmowy. Na początku myślałam, że dam radę się do niego nie zbliżać, ale to jest fizycznie i psychicznie niemożliwe. Jeśli chodzi o ten pocałunek sprzed tygodnia... obgadaliśmy to na spokojnie i uznaliśmy, ze lepiej będzie dla nas obojga jeśli o tym najprościej na świecie zapomnimy. Zgodziliśmy się na to oboje ale ja doskonale wiem, że ani ja oni on o tym nie zapomnimy. Nie mamy alzheimera, żeby zapomnieć. Po prostu nie będziemy sobie zaprzątać tym niepotrzebnie głowy.
Już za tydzień szkoła i jestem gotowa na wielkie rozstanie bez jakiegokolwiek zamienienia słowa, ale tym razem nie będzie dla mnie to takie trudne. Poznałam świetną osobę przez internet, pewnego chłopaka. Nie wiem jak wygląda, jedyne co wiem to że jest brunetem i ma niebieskie oczy. Ale to mnie tak na prawdę najmniej interesuje. On jest na prawdę uroczy. Przepisaliśmy wiele godzin i rozmawialiśmy też na skype, ale bez pokazywania się sobie. Jego głos jest tak cudowny, że aż miód dla uszu. Obiecał mi, że kiedyś do mnie przyjedzie, ale ja nie należę do tych osób, które wierzą w obietnice.
-Orientuj się!-krzyknął mi chłopak zza pleców i rzucił we mnie paczką moich ulubionych żelek, których swoją drogą nie złapałam a dostałam nimi w twarz. Mimo wszystko nie mogłam być na niego zła bo... halo kupił mi żelki. Usiadłam na kanapie obok chłopaka nie patrząc w ogóle na niego, a specjalnie patrząc się w zupełnie odwrotną stronę starając się zachować kamienną twarz co musiało wyglądać przekomicznie, bo serio wyglądam jak debil kiedy robię taką minę.-Może byś tak podziękowała?-Dalej się nie odzywałam i dalej udawałam obrażoną. Chłopak cały czas patrzył się na mnie w oczekiwaniu na jakiekolwiek podziękowania z mojej strony. Matt nagle znając moją słabość dotknął mnie w brzuch, przez co skuliłam się jak pies i zaczęłam jęczeć, z bólu którego tak na prawdę wcale nie odczuwałam. Blondyn miał ubaw jak zwykle, więc nie chcąc powtórki z rozrywki po prostu popatrzyłam się na niego z dziwną miną i powiedziałam piskliwym głosem, krótkie "dziękuję". Matt jak to Matt zrobił zadowoloną minę i wrócił do jedzenia swoich lukrecji. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, kiedy Matthew zachciał sobie bardzo głośno i nagle coś powiedzieć.
CZYTASZ
Way back home // MLE
FanfictionRight here ain't nobody can control you. You make your own story.