32

123 15 4
                                    

Kolejna łza spłynęła po moim policzku i stłumiony krzyk wydostał się z moich sinych ust. Tym razem nikt mnie nie uratuje z opresji i bólu, który jest mi zadawany. On ponownie tu jest i ponownie chce mnie skrzywdzić, wciąż jestem zbyt słaba aby mu się sprzeciwić. Koszmar powrócił i to jest to czego się najbardziej obawiałam.

Mimo tego jak bardzo obolała jestem, dalej trzymam ręce w górze aby chodź trochę uchronić głowę przed uderzeniami. Płacz przerodził się w histerię, przez co ciężko mi złapać oddech.

Tym razem zdaje się to być o wiele trudniejsze, kiedy wciąż widzisz przed oczami obrazy z przeszłości a w tym samym momencie czujesz ponownie ten sam ból, który niegdyś się zakończył. Historia lubi się powtarzać, a ta historia zdecydowanie nie należy do jednej z tych, która chętnie jest wspominana.

Boże, jestem taka słaba.

Łzy, płacz, histeria w niczym nie pomagają, jedynie szybciej kończy się moja energia, z każdą sekundą zaczynałam się uspokajać, mimo bólu który wciąż był mi zadawany, między rzucanymi w moja stronę wyzwiskami, których nie mogę zrozumieć ponieważ są zagłuszone niesamowicie mocnym pulsowaniem głowy.

Mężczyzna przez dłuższy czas nie zadawał już ciosów w moją stronę. Chyba odszedł. Dał mi spokój?

Czy to już na prawdę koniec moich cierpień? Czy mogę już iść do siebie, wziąć ciepły prysznic i położyć się do łóżka odpływając w spokojny sen?

Mały tępy uśmiech wszedł na moje usta i po kilku minutach leżenia na podłodze lekko podniosłam najpierw głowę, później powoli całe ciało. Moja biała koszulka już nie posiadała swojego wcześniejszego śnieżnego koloru, a skóra na moich rękach była purpurowa i czerwona w wielu miejscach, ale teraz to nie miało znaczenia koszmar się skończył.

Ojciec zniknął i znów jestem sama. Już nie muszę się bać.

Stojąc chwilę przy dużym oknie, spod którego wstałam uśmiechnęłam się patrząc na promienie słoneczne przebijające się przez rozchodzące się chmury.

Ponownie spojrzałam na swoje ubranie i skórę i teraz już nie było na nich ani śladu po tyranie, teraz tylko zostało wspomnienie, które szybko odsunęłam na bok i z uśmiechem wielkim jak nigdy udałam się na ogród za domem, który jeszcze kilka minut temu był nieżywy. Nie miał żadnych kwiatów a trawa już dawno nie była zielona. W momencie wszystko dookoła rozkwitło a ciepłe światło słońca przyjemnie grzało moje policzka.

Usiadłam na jednym z krzeseł ogrodowych, oparłam się i pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku. Chciałam żeby ta chwila nigdy nie minęła, jedyne czego mi teraz brakowało to basenu i szklanki zimnej wody. Czułam się wolna i spokojna. Zero problemów, strachu i bólu. Żyć nie umierać.

Słońce zostało przysłonięte przez małą chmurkę, która w ekspresowym tempie zaczęła się zmieniać w wielkie chmury burzowe, przez co szybko wstałam z krzesła. Zdecydowanie za szybko, bo przed oczami zrobiło mi się ciemno.

Zamknęłam na chwile powieki, by po kilku sekundach ponownie je otworzyć i zobaczyć przed sobą wielki jasny korytarz, który zdawał się nie kończyć, jednak z mniemanego końca wyłoniła się postać. Początkowo nie potrafiłam rozpoznać osoby przede mną, ale z każdym jego krokiem w moją stronę było coraz wyraźniej widać jego szeroki i szczery uśmiech.

To Matthew.

Automatycznie na moje usta wślizgnął się podobny uśmiech do tego od chłopaka, jednak kiedy zaczęłam iść w jego stronę jego uśmiech zmalał niczym gdyby zobaczył ducha za moimi plecami. Instynktownie odwróciłam się za siebie i zobaczyłam Nasha.

Way back home // MLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz